10 sie 2014

Rozdział trzydziesty piąty

2 komentarze :
Mai chciała wniknąć w drzwi, o które opierała się plecami. Nerwowo wodziła palcami po chropowatej fakturze, próbując natrafić na klamkę, zastraszony wzrok wbijając w zbliżającego się szlachcica.
- Byakuya... - wydukała. - Nie... błagam... nie rób tego...
Jego wzrok stał się jakby pusty, nieobecny. Jakby jednym pstryknięciem wyłączył wszystkie emocje, zablokował przepływ uczuć do świadomości. On mnie zabije, pomyślała z przerażeniem. Zginę, a oni wszyscy będą patrzeć na moje zwłoki, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Potem wyjdą z tej sali i ruszą na pole bitwy, żeby pozabijać wszystkich Shinsei - moich jedynych sprzymierzeńców... Złożą moje zwłoki na stosie innych ciał i podpalą, zostaną z nas tylko popioły...
Te obrazy przewijały się przez umysł Mai niczym klatki jakiegoś horroru.
Instynkt krzyczał w jej głowie "Broń się! Jeżeli masz zginąć, zrób to z honorem!", przerażenie jednak paraliżowało całe jej ciało.
Byakuya uniósł miecz, przygotowując się do ciosu.
Dziewczyna zamknęła oczy, z których popłynęły łzy.
Umieram, pomyślała, słysząc świst ostrza.



Wszystko trwało zaledwie kilka sekund.
Usłyszała huk, który wstrząsnął podłogą, blask światła przedarł się przez zamknięte powieki. Poczuła szarpnięcie.
Minęła kolejna chwila. A może to była godzina? Nie bolało, pomyślała ze zdziwieniem. Otworzyła oczy.
Wszystko stanowiło rozmazane pasy przemykające przed jej wzrokiem. W uszach słyszała jedynie głuchy gwizd wiatru. Spojrzała na swoje ciało. Nie było na nim żadnej rany. W pasie oplatało ją szczupłe, lecz silne ramię.
Obróciła głowę w prawo i otworzyła usta, w jednej chwili układając wszystkie te zagadki w jedną całość.
Byakuya trzymał ją, w drugiej dłoni dzierżąc samą rękojeść Senbonzakury i biegł, nie, pędził co tchu przez obrzeża Seiretei. Akane chciała się odezwać, ale mężczyzna przerwał jej:
- Obiecuję, wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musimy uciekać.
Jego głos był zadziwiająco spokojny, lecz w jego oczach widziała jakąś dzikość, pierwiastek, którego nigdy wcześniej nie dostrzegła, nawet wtedy, gdy był na nią wściekły. Skinęła tylko głową, próbując powstrzymać łzy. Jednak jej nie zabił. Od początku nie miał zamiaru tego robić...
Shinigami, którzy przecież jeszcze niedawno ją chronili, postanowili się jej pozbyć, porzucić jak bezużyteczną zabawkę. Ale czym było życie jednej osoby w stosunku do bezpieczeństwa całego Seiretei? Była w ich oczach zbędnym balastem już od samego początku. Po prostu tego nie zauważyła.
Teraz pędzili przez rozległe ogrody posiadłości klanu Kuchiki. Byakuya biegł tak szybko, że ogrodnicy krzątający się wokół roślin nawet ich nie zauważyli. Zatrzymali się dopiero na tyłach ostatniego z budynków. Kapitan nie postawił Mai na ziemi, tylko szybko otworzył niepozorne, jednoskrzydłowe drzwi, za którymi znajdował się korytarz ginący w ciemności. Ruszył razem z nią w dół, uprzednio zamykając wyjście. Po mniej więcej minucie dotarli do niewielkiego pomieszczenia, na środku którego jasnym światłem jarzyła się brama.
- Dokąd... - chciała zapytać Akane, mężczyzna jednak kolejny raz jej przerwał.
- Do świata żywych.
Chyba miał zwyczaj wchodzić ludziom w słowo, gdy był zdenerwowany, pomyślała dziewczyna. Kiwnęła głową i pozwoliła przeprowadzić się przez łunę świata. Nie było korytarza, jak poprzednim razem - od razu znaleźli się na pustej ulicy miasta pogrążonego w nocnym śnie. Jedna z lamp ulicznych migała, to gasnąc, to z powrotem zapalając się. Samotny kot rozejrzał się dookoła, po czym szybko przebiegł przez drogę. Byakuya znów ruszył biegiem wzdłuż domów, skręcając w pogrążoną w mroku uliczkę. Dopiero, gdy wybiegł z niej na niewielki plac, Mai zorientowała się, gdzie są.
- Sklep Urahary-san... - szepnęła. Kuchiki postawił ją na ziemi i szybko pochwycił za rękę, ciągnąc za sobą ku parterowemu budynkowi. Bezpardonowo przesunął drzwi wejściowe i krzyknął:
- Urahara!
Parę sekund później w progu kolejnego pomieszczenia pojawiła się blondwłosa głowa w kapeluszu w paski.
- Witam, witam! - rzekł z uśmiechem. - Co za rzeczy dzieją się w tym Seiretei! - zaśmiał się wesoło. - Wnioskuję, że potrzebujecie gigai?
- Skąd... - zaczął szlachcic, szybko jednak potrząsnął głową. - Nieważne. Dwa gigai i dostęp do konta, którego użyczyłem Rukii, gdy tu była.
- Hai, hai, jedną chwilkę~ - Kisuke zniknął za ścianą. Po czasie, który z całą pewnością był krótszy niż trzy minuty, przeciągnął przez próg dwa wyglądające niczym ubrane, sklepowe manekiny, ciała.
- Kiedy w nie wejdziecie, przybiorą wasz wygląd. A to - podał Byakuyi niewielką dyskietkę i dwa niewielkie pliki papierów. - Karta do konta i fałszywe dokumenty. Stworzyłem artyfikalną bazę danych, do której Seiretei nie będzie miało dostępu, więc nie musicie się obawiać wykrycia. Pozwoliłem sobie ściągnąć z niego niewielką zapłatę za usługi.
"I to wszystko zrobił w trzy minuty?!" pomyślała zszokowana dziewczyna.
- Czy mam coś przekazać twojemu bratu i siostrze, Kuchiki-san?
- Nie wiem, jak i dlaczego, ale znasz sytuację. Zrób, co uważasz za słuszne, jeśli tylko nas to nie zdemaskuje. Nie wrócimy tu prędko.
Urahara wyjął z kieszeni niewielki, srebrny telefon komórkowy i złożył go na ręce Mai.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebować, tak możecie się ze mną skontaktować.
Dziewczyna spojrzała na niego i przygryzła wargi, próbując powstrzymać płacz.
- Dziękuję, Urahara-san - szepnęła i skłoniła się lekko. Byakuya skinął mu nieznacznie głową, po czym oboje podnieśli swoje gigai i wniknęli w nie. Gdy się im udało, kapitan, ciągnąc lekko za rękę Akane, wyszedł ze sklepu.
- Zostało nam około 10 minut, zanim się zorientują, że jesteśmy w świecie żywych - rzekł szybko, chwycił ją w pasie i uniósł. - Musimy się dostać do lotniska.
- Najbliższy pociąg do Narity jest z dworca parę kilometrów stąd - odparła Mai, próbując odgonić wszelkie przykre, niepotrzebne myśli, oczyszczając umysł i w pełni skupiając się na ucieknięciu przed Gotei. - Mniej więcej w tamtym kierunku - wskazała palcem. Byakuya ponownie ruszył w pędzie, przeskakując z dachu na dach, aż na horyzoncie ukazał się budynek dworca. Upewnił się, że w uliczce odchodzącej od budynku nikt się nie znajduje, zeskoczył z dachu i puścił dziewczynę. Niezwłocznie ruszyli do środka.
- Teraz ty kierujesz - powiedział mężczyzna, patrząc na nią wyczekująco. Mai przytaknęła i pospiesznie podeszła do jedynej czynnej kasy, nie rozglądając się wokoło.
- Dwa bilety na pociąg do Narity - rzekła prędko i podała kasjerce kartę otrzymaną od Byakuyi. Po odebraniu biletów poszli na wskazany peron i po 15 minutach byli już w pociągu ekspresowym, który ruszył do Narity.
Wszystkie powstrzymywane emocje wzebrały w sercu dziewczyny niczym wzburzone morze i nie była już w stanie się powstrzymać - zaczęła cicho łkać, opierając czoło o zimną szybę. Byakuya zastanawiał się przez chwilę, po czym przechylił się lekko i chwycił delikatnie jej dłoń.
- Dlaczego...? - jęknęła ledwo dosłyszalnie, wierzchem drugiej dłoni ocierając łzy. - Przecież nigdy w życiu nie zwróciłabym się przeciwko wam...
- Przeciwko nim - poprawił ją oschle mężczyzna. Zreflektował się i dodał już nieco łagodniej: - Teraz jestem zdrajcą. Prawdopodobnie jeśli tylko ktoś nas znajdzie, ma natychmiastowy rozkaz zabicia nas obojga.
- Czy w ogóle jest sens uciekać...? Przecież i tak kiedyś nas znajdą...
Byakuya pokręcił wolno głową.
- Choćby nie wiem jak chcieli, nie przeszukają całej kuli ziemskiej.
Akane nie odpowiedziała.
- Mai... naprawdę przepraszam. Widziałem, jaka byłaś przerażona, uwierz mi, wcale nie chciałem--
- Wiem... Mógłbyś od początku wyjaśnić mi, co się stało? Wszystko działo się tak szybko, że całkiem się pogubiłam...
Mężczyzna odetchnął głęboko, puścił jej dłoń, wyprostował się i zaczął:
 - Kiedy usłyszałem wyrok, nie wierzyłem własnym uszom. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie przewidziałbym takiego scenariusza. Ale wiedziałem, że Generał nie odwołuje swoich rozkazów. Nie, kiedy chodzi o losy Seiretei. Musiałem myśleć szybko. Uwierz mi, bardzo tego nie chciałem, ale musiałem grać na zwłokę. Jeśli bym ich nie zaskoczył, oboje leżelibyśmy już martwi. Wystrzeliłem w ich stronę Souren Soukatsui i zaraz potem uwolniłem bankai, otaczając ich niezliczoną ilością replik Senbonzakury. Nawet jeśli było ich dziewięciu, z tej techniki nie da się od tak sobie wydostać. Kupiłem tym trochę czasu. Chwyciłem cię i użyłem kolejnej techniki, której... - skrzywił się lekko. - ... nauczyła mnie... Yoruichi. Jest znacznie szybsza od zwyczajnego shunpou. W jednej z piwnic naszej posiadłości jest przejście do świata żywych, o którym nikt poza członkami klanu nie wie. Zanim uda im się to odkryć, będziemy już daleko stąd. Podejrzewam, że ich pierwszym tropem będą Shinsei - pomyślą, że przeszliśmy na ich stronę i uciekamy. Kiedy nie znajdą nas w Seiretei, wyślą kogoś do tego świata i zaczną poszukiwania od kryjówki Shinsei, potem pewnie przeniosą się do twojego domu, a dopiero na końcu wpadną na pomysł z Uraharą. On prawdopodobnie nic im nie powie i mimo wszystko nie bardzo się mu dziwię. Mają tak małą wiedzę na temat świata żywych, że sami nie będą wiedzieli, gdzie dalej szukać. W końcu mogliśmy pójść, pojechać, polecieć, popłynąć gdziekolwiek. Urahara dał nam gigai blokujące wydobywanie się reiatsu, dopóki go nie użyjemy, nikt nas nie wyczuje. Jeśli w miarę szybko opuścimy Japonię i będziemy bardzo ostrożni, szanse, że nas wykryją, są bliskie zeru.
- Byakuya... przecież to jest twój dom. Twoja rodzina, przyjaciele, przełożeni, podwładni, cały twój świat. Tak po prostu ich zostawiłeś. Zostawiłeś całe swoje dotychczasowe życie, żeby ratować jednego, bezwartościowego człowieka! - Mai stopniowo podnosiła głos, który raz po raz się załamywał. - Co chwilę mnie ratujesz, gdyby nie ty, zdążyłabym już umrzeć kilka razy... Dlaczego?!
Mężczyzna spojrzał w przemykający za oknem krajobraz. Wszystkie odpowiedzi, które przychodziły mu do głowy, wydawały mu się głupie, płytkie, niewłaściwe. Nie oddawały w żaden sposób jego uczuć. Brzmiały tak trywialnie... Miał jej tak po prostu powiedzieć, że to ona jest...
Dziewczyna przerwała jego przemyślenia, zrywając się z miejsca i wtulając się w niego z całej siły. Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi, czuł, jak jej gorące łzy powoli spływają na jego skórę. Jej ciało drżało, napierając na niego.
Powoli otoczył ramionami jej wątłą postać i przyciągnął ją jeszcze bliżej, jakby bojąc się, że za chwilę ktoś mu ją wyrwie i Mai na zawsze zniknie z jego życia. Nie zamierzał na to pozwolić. Nikomu.

Obserwatorzy

Made by Schizma