16 gru 2012

Rozdział dziewiąty


Blondwłosa nieśmiało wsunęła się za Byakuyą do gabinetu Głównodowodzącego. Spojrzała na biurko ulokowane pod boczną ścianą, za którym siedział sędziwy mężczyzna z długą, białą brodą, patrzący na nią spokojnym wzrokiem spod krzaczastych brwi. Korzystając ze wskazówek Kuchiki'ego, Mai natychmiast pochyliła się w głębokim ukłonie, milcząc.
- Więc to ty jesteś Akane Mai, tak? - odezwał się kapitan, splatając dłonie przy podbródku. - Witam cię w Soul Society.
- Eemm... dziękuję... - odparła mu dziewczyna. Czuła się jak królik zamknięty w jednej klatce z dwoma wygłodniałymi lisami. Spojrzała ukradkiem na czarnowłosego, szukając jakiegoś oparcia, ten jednak zwrócony był całkowicie w stronę Yamamoto, jakby udając, że nie ma jej w pomieszczeniu. Westchnęła w myślach i ponownie spojrzała na staruszka, nerwowo zaciskając pięści. "Uspokój się" pomyślała. "Nic ci nie grozi. Nie zabije cię za to, że nie znasz panujących tutaj zasad savoir-vivre".
- Jak ci się tutaj podoba? - zapytał Głównodowodzący, świdrując ją wzrokiem łagodnych, przygaszonych oczu.
- Jest tu bardzo... - blondynka zastanawiała się nad odpowiednim słowem. - ... pięknie - dokończyła krótko.
- Mai widziała już większą część Seiretei. Gwarantuję, że ma zapewnione wszystko, czego jej potrzeba - wtrącił sucho Byakuya, stojąc w bezruchu niczym kamienny posąg. - Jutro popołudniu rozpoczniemy trening.
- T-Trening? - wydukała oszołomiona Akane, mrugając szybko. Zwróciła się w stronę kapitana 6. dywizji i zmarszczyła brwi, widząc stoicki spokój panujący na jego twarzy. - Nie było mowy o żadnym treningu! - zawołała, zła na szlachcica.
- Musisz opanować podstawy obrony, a do tego będzie ci potrzebna umiejętność kontrolowania swojej energii duchowej, by nauczyć się, jak możesz świadomie korzystać ze swych umiejętności.
- Kapitan Kuchiki ma rację - przytaknął Genryuusai, ignorując nagły eksces dziewczyny. - Nie powinnaś aż tak się tym przejmować, młoda damo.
Mai odetchnęła głęboko, karcąc się w myślach za ten wybuch złości. "Powinnam się raczej nauczyć panować nad emocjami" myślała rozżalona.
- Po co mam uczyć się obrony, skoro będę wiecznie pilnowana? - zapytała, siląc się na obojętny ton głosu.
- Czasem może się zdarzyć, że zabraknie przy tobie Shinigami w momencie, w którym pojawi się wróg. Ktoś bardzo szybko przybędzie ci na pomoc, jednak za ten czas możesz zostać zaatakowana. Nie wolno ci wtedy spanikować, a obrona powinna być twoim pierwszym odruchem - wytłumaczył jej cierpliwie generał.
- Rozumiem - mruknęła szarooka.
- Myślę, że to już wszystko. Możesz iść. Miłego dnia - zakończył rozmowę Yamamoto i powrócił do dokumentów spoczywających na biurku, a Akane wyszła za Byakuyą z gabinetu. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, z jej piersi wydobyło się głośne westchnienie ulgi. Zaraz potem wyminęła towarzysza i zamaszystym krokiem skierowała się na schody, nie patrząc za siebie. Ciemnooki spojrzał na nią zdumiony i rzekł:
- Dokąd się wybierasz? Nie możesz nigdzie iść sa...
- Spadaj, fajansiarzu - warknęła blondynka, nawet nie starając się być choć odrobinę milszą. - Wkurzyłeś mnie i mam cię serdecznie dość!
Chciała zbiec po schodach, jednak nie zauważyła wchodzącej na górę osoby, odbiła się od niej i uderzyła plecami w drewnianą podłogę z okrzykiem bólu.
Byakuya w przeciągu ćwierć sekundy znalazł się obok niej, mierząc wzrokiem mordercy swego brata.
- Coś ci się stało? - zapytał, uklęknąwszy przy niej. Daisuke natomiast wyglądał na bardzo zakłopotanego.
- O kurczę, gomenne... - zaczął przepraszać, nachylając się nad blondwłosą. - Wszystko w porządku? Naprawdę, powinienem być bardziej uważać...
- Zamknij się, mogłeś ją zabić - powiedzial oschle kapitan. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i wycedziła:
- Uciszcie się obaj! To była moja wina, jestem głupia i nieuważna i nie rozczulajcie się nade mną, bo... bo... - zacięła się. Jeżeli powiedziałaby, że tego nie lubi, skłamałaby... Było to dość przyjemne, wykluczając nieznośny ból w krzyżu spowodowany upadkiem.
- Uderzyłaś się w głowę? - Byakuya uniósł brwi. - Jeżeli tak, musimy iść do szpitala, aby cię zbadano.
- Nie, trochę bolą mnie plecy, ale nic poza tym.
Szarooka wstała i otrzepała ubranie, po czym oznajmiła starszemu z braci:
- I tak jestem na ciebie zła, więc nie zbliżaj się do mnie na odległość mniejszą niż 5 metrów! - po czym odwróciła głowę i zaczęła wolno schodzić po schodach, szepcząc przy każdym kroku cichutkie "Au... Au... Au... Kurr...".
- No pięknie, co jej zrobiłeś, że się tak naraziłeś? - zaśmiał się wesoło Daisuke. - Bo chyba nikogo jeszcze nie skrzywdziłeś swoim istnieniem w aż takim stopniu...
- ... czego nie można powiedzieć o tobie... - mruknął do siebie Kuchiki, a potem dodał na głos: - Nieważne. Zajmij się swoimi sprawami, Daisuke, a ja idę jej pilnować. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się doprowadzić ją żywą do domu, jeżeli nie... cóż, raczej nie będę długo siedział za kratkami.
Niebieskooki parsknął śmiechem i odszedł w swoją stronę, a arystokrata prędko dogonił Akane i upewnił się po raz kolejny:
- Na pewno nic ci nie jest?
- Nie... - odpowiedziała Mai, patrząc na słońce powoli chowające się za budynkami Seiretei. - Jestem zmęczona. Chcę iść spać...
Przymknęła oczy, chłonąc aurę ciepłych, pomarańczowo-różowych promieni i wsłuchując się w ostatnie śpiewy ptaków brzmiących w oddali.
                                            - - -
Schowała się za jednym z wielu rosłych dębów stojących w ciemnym, złowrogim lesie, oddychając ciężko. Zgubiła pościg, a może wrogowie czają się w cieniu, szykując się do ataku?
Starała się nie wydawać z siebie nawet najcichszego odgłosu. Wstrzymała oddech, zaciskając powieki i nasłuchując. Żadnych szelestów, jedynie brzmiące gdzieś daleko okrzyki "Rozdzielmy się!"...
Powoli wstała, opierając się o szeroki pień drzewa. Czy uda jej się uciec, czy może raczej powinna schować się gdzieś w lesie, w kryjówce, w której jej nie znajdą?
Bardzo chciała, żeby ktoś jej pomógł. Miała ochotę krzyczeć rozpaczliwie, płakać i paść na ziemię, chłonąć zapach martwych liści i suchych gałęzi, czekając, aż ktoś ją znajdzie, jednak wola przetrwania zwyciężyła. Rozglądając się w miarę możliwości i upewniając, że nic nie czyha w pobliżu, puściła się biegiem do przodu, klucząc między drzewami i starając się nie zatrzymywać, pomimo nieznośnej kolki w żebrach i zadyszki. W głuszy rozbrzmiewały echem jej kroki, trzaski łamanych pod stopami gałązek i płytkie, szybkie oddechy. Czuła, że to już niedaleko... Jeszcze trochę, jeszcze odrobina i uda jej się wybiec z tego przeklętego lasu... Przebłysk światła księżycowej tarczy dodał jej sił. Znacznie przyspieszyła, modląc się, by to już był koniec. By przeżyła.
Poczuła, jak po policzkach muska ją ciepły powiew wiatru, zalało ją srebrzyste światło, a przez całe ciało przebiegł dreszcz, a potem wszystkie mięśnie rozluźniły się. Udało jej się dotrzeć na zbocze wzgórza. Była już prawie na miejscu!
Zatrzymała się w pół kroku, rozchylając lekko usta. Niewyobrażalny ból przeszył jej klatkę piersiową, poczuła, jak gorzki płyn napływa jej do gardła i wydostaje się przez usta, barwiąc trawę na szkarłatny kolor. Drżąc, pochyliła lekko głowę, mierząc zamglonym wzrokiem ostrze katany, które przeszyło ją na wskroś. Potem usłyszała już tylko triumfalny śmiech i upadła, a jej oczy zasnuła kotara ciemności.
                                               - - -
Mai zerwała się z wrzaskiem z łóżka i niemal natychmiast stanęła na równe nogi. Była zlana potem, jej usta były suche i chciało jej się strasznie pić, nie mogła złapać oddechu, jak gdyby właśnie przebyła wyjątkowo długi maraton.
- Niebezpiecznie... - wymamrotała. - Chcą mnie zabić...! Uciekaj...!
Podbiegła do drzwi na taras, otworzyła je na oścież i wybiegła na zewnątrz, tupiąc niemiłosiernie po parkiecie zaściełającym cały taras. Chciała być jak najdalej stąd, chciała uciekać. Oni chcieli ją zabić! Nie chce zginąć, nie może zginąć! Nie...!
Chwyciła się za głowę, krzycząc z przerażeniem. Nie zatrzymała się nawet wtedy, gdy zobaczyła wysoką postać wychodzącą z drzwi kilkanaście metrów dalej. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy unieruchomił ją uścisk silnych rąk. Byakuya w momencie przyciągnął ją do siebie, lecz ona wciąż się wyrywała, wrzeszcząc:
- Nie...! Puszczaj! Nie chcę umierać! Zostawcie mnie! Nie!
Usłyszała tupot wielu stóp i osunęła się w ramionach czarnowłosego, a łzy wciąż płynęły po jej policzkach, gdy mamrotała:
- Nie... nie chcę... błagam...
- Wszystko dobrze - usłyszała spokojny, cichy głos. - Nie umrzesz. Jesteś bezpieczna. Tu jest twój dom, tutaj możesz się schronić.
Przez zapłakaną twarz mimowolnie przemknął leciutki uśmiech, gdy blondwłosa zamknęła oczy, znów zapadając w sen.
                                               - - -
W obszernym salonie urządzonym w stylu średniowiecza, przy dużym stole usiadło kilkanaście osób. Żadne z nich nie śmiało się odezwać, a z twarzy zebranych bił spokój i opanowanie. Nawet Ruth siedziała w ciszy, wbijając wzrok w blat z ciemnego drewna i oczekując na to, aż Kaoru przemówi.
Rozległo się nieznaczne chrząknięcie i wszyscy zgodnie zwrócili się na koniec stołu, gdzie siedział mężczyzna po czterdziestce, o brązowych włosach związanych z tyłu w kucyk i morderczych, zmrużonych oczach koloru fluorytu.
- Witajcie - ozwał się miękkim, głębokim głosem. - Widząc po waszych minach, myślę, iż wiecie, dlaczego was tu wezwałem.
Nikt się nie odezwał. Widząc to, Kaoru kontynuował:
- Dzisiejszej nocy doszło do morderstwa jednego z naszych sojuszników. Tym razem ofiarą padła Kasshoku Miko, bardzo utalentowana Shinsei, zresztą również wspaniała matka, która osierociła swojego zaledwie sześcioletniego syna. Myślę, że każdy z nas głęboko ubolewa nad tym faktem, a okrutna zbrodnia potęguje jeszcze naszą nienawiść do Shinigami, jednak, mimo wszystko, proszę was o cierpliwość.
Ruth wstała tak gwałtownie, że jej krzesło przewróciło się na podłogę z hukiem. Uderzyła pięścią w stół i zawołała z żalem:
- Mamy czekać, aż wymordują nas wszystkich?! Tego właśnie chcesz, Kaoru-sama?!
- Rozumiem twą złość, moja miła, jest ona uzasadniona, jednak proszę cię, poczekaj jeszcze trochę. Zemsta jest to akt wymagający namysłu, długiego i żmudnego planowania i przygotowania. Nie jest to coś, czego powinno się dokonywać pod wpływem nagłych, gwałtownych emocji. Myślę, że mnie rozumiesz...
Ognistowłosa stała przez chwilę nieruchomo, jakby rozważając słowa przywódcy, po czym podniosła krzesło i usiadła na nim, zrezygnowana.
- Dziękuję, Ruth. Tak więc, moi mili, musimy skupić się na tym, by coraz więcej trenować... I miejmy nadzieję, iż uda nam się odebrać Akane Mai z rąk Shinigami - tu szatyn skinął głową w stronę Ryu, który zamyślony wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie, najprawdopodobniej w ogóle nie słuchając, co się do niego mówi.
Niebo zasnuły ciemne chmury, z których po niedługim czasie lunął deszcz.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma