16 gru 2012

Rozdział siódmy


Blondwłosa stąpała żwawo po ziemi, deptając wysuszone na wiór, porozrzucane dookoła kości, chcąc nadążyć za Byakuyą, który stawiał dwa razy większe kroki. Nie mogła powstrzymać ciekawości, dlatego jej wzrok wciąż przesuwał się z jednej ściany pod drugą, obserwując kościotrupy leżące bezwiednie niczym porzucone lalki.
- Pośpiesz się, Mai, albo skończysz tak jak oni - mruknął Byakuya, a dziewczyna zrobiła tylko wielkie oczy i pobiegła za nim przestraszona. Kąciki jego ust uniosły się lekko w górę - był rozbawiony tym, z jaką łatwością mógł sprawić, żeby się bała. Podniósł lekko rękę, w której trzymał ramię szkolnego plecaka i zmierzył go krytycznym wzrokiem.
- Po co to wszystko brałaś? - zapytał. - W Seiretei niczego nie brakuje, to nie jest afrykańska wioska tylko dzielnica sił zbrojnych...
- Jak nie chcesz, to nie noś - fuknęła Mai i sięgnęła po torbę, jednak mężczyzna w ostatniej chwili odsunął ramię.
- Zadałem ci pytanie, nie kazałem samej to nosić...
- Nie wszystkie przedmioty da się zastąpić, wiesz?
- ... wiem. Ja na przykład za nic w świecie nie ubrałbym twoich różowych majtek z jakimś żółtym niedźwiadkiem...
Akane zrobiła wielkie oczy.
- ... GRZEBAŁEŚ W MOJEJ BIELIŹNIE?! - krzyknęła tak donośnie, że czaszka spadła z szyi szkieletu i z głuchym trzaskiem odbiła się od ziemi. - CHAMIE!
- Uspokój się! - powiedział prędko Byakuya. - Nie grzebałem, tylko szukałem groźnych narzędzi, których mogłabyś chcieć użyć przeciwko nam lub sobie. To całkiem normalne - zakończył spokojnie.
- Normalne?! NORMALNE?! CZY TY MASZ POJĘCIE O DEFINICJI SŁOWA "NORMALNE"?!
- Oczywi...
- Rozbieraj się - zarządziła szarooka głosem nieznoszącym sprzeciwu. Kuchiki zatrzymał się raptownie i odwrócił w jej stronę.
- S-słucham? - wydukał.
- Też cię przeszukam. Zobaczymy, co ciekawego znajdę. Może jakieś bokserki z podobizną Świnki Peppy?!
- Dziewczyno, uspokój się, nie mam czasu się z tobą kłócić...
- Mamy mnóstwo czasu, a ja mam ochotę skopać ci tyłek... - wycedziła przez zaciśnięte zęby blondynka.
- Jak chcesz to zrobić?
- Dokładnie... tak! - dziewczyna poczyniła zamach i z rozpędu kopnęła kapitana prawą stopą w cztery litery. Czarnowłosy zachwiał się i w ostatniej chwili odzyskał równowagę.
- Czyli jesteśmy już kwita, tak...? - westchnął, siląc się na cierpliwość. - Teraz już cho...
Przerwało mu uderzenie butem prosto w twarz.
- Teraz już tak - mruknęła Mai i podeszła do porzuconego obuwia, po czym nasunęła je z powrotem na nogę. - Prowadź, Panie Lubię-Grzebać-W-Cudzych-Rzeczach.
Czarnooki ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć "Chire,..." i ruszył naprzód, zaraz za czarnym motylem lecącym wolno w powietrzu. Po kilku minutach zobaczyli rozszerzającą się z wolna łunę światła i już wkrótce przekroczyli bramę. Akane zacisnęła powieki, a gdy już otworzyła oczy, oniemiała.
- Jesteśmy w Soul Society - oznajmił patetycznym głosem Shinigami. Przed nimi rozciągała się panorama białych budynków różnej wysokości o złotych, spadzistych dachach, otoczonych wielkim murem z czterema bramami, za którymi rozciągały się łąki, lasy i rzeki oraz gęsto rozstawione wioski przerywane pasmami zieleni i łańcuchami gór.
- Eeee... - wydobyła z siebie dziewczyna, patrząc na krajobraz ogłupiałym wzrokiem.
- Coś się stało?
- ... nie wiem, jak to powiedzieć...
- Najlepiej ubierz to w najprostsze słowa, żeby ułatwić sobie przekaz, dziewczyno.
- ... ALE WIOCHA.
Szlachcic mało się nie przewrócił.
- CO?!
- ... wy jesteście jacyś cofnięci w rozwoju? Przecież taka architektura była używana w średniowieczu! Gdzie słupy telefoniczne?! Gdzie stacje przekaźnikowe?! Gdzie oczyszczalnie ścieków, fabryki, kominy, wieżowce, neony i tablice reklamowe?! Czy ja jestem w jakimś piekle dla idiotów?!
- ... nie potrzebujemy takich rzeczy - odparł chłodno niebieskooki. - Nie musimy świadomie niszczyć i zanieczyszczać swojego świata, jeśli chcesz wiedzieć. I tak inteligencją wyprzedzamy was, ludzi, o lata świetlne.
Blondwłosa popatrzyła na niego krzywo.
- Koszmar - skwitowała krótko i pokręciła głową z żałością. - Na co ja się zgodziłam...
- Zawsze możesz wrócić do swojego ojca - podsunął jej zirytowany Byakuya, nim zdążył się powstrzymać. "Już nawet mój własny język nie chce mnie słuchać..." pomyślał z rozgoryczeniem. Akane zamilkła na chwilę.
- Gdzie w tej chwili jesteśmy?
- Na wzgórzu Soukyoku, przed nami widać Seiretei, a za tym murem jest Rukongai - to miejsce zamieszkania dusz nieposiadających reiatsu. Chodźmy, musimy się zameldować u Generała Yamamoto.
                                               - - -
Słońce widniało wysoko na bezchmurnym niebie, przygrzewając miło. Liście i kwiaty kołysały się delikatnie na leciutkim wietrze, przejrzysta woda w stawie drgała delikatnie, a ogrodnik otarł pot z czoła, wyrywając chwasty rosnące przy białym murze otaczającym jak zwykle cichą i spokojną posiadłość klanu Kuchiki. Czarnowłosy, młody mężczyzna o błyszczących jak dwa węgielki oczach zajadał się kolejną paczką pistacji, rozrzucając łuski po całym pomieszczeniu i co chwilę wylewając odrobinę soku porzeczkowego na aksamitny, puchaty, kremowy dywan. Wylegiwał się na obitej drogim materiałem kanapie i czytał kolorowe czasopismo, co chwilę prychając z dezaprobatą, wybuchając śmiechem lub ironicznie komentując treść artykułów.
- Aaaach, słodka wolność i samowola! - westchnął z rozkoszą, rozkładając ręce i przymykając oczy. - Jak ja bym chciał tak mieć przez całe życie...
Jego miłe przemyślenia przerwał huk otwieranych z impetem drzwi i pełen paniki krzyk pokojówki:
- Daisuke-sama, mamy problem!!!
Kuchiki podniósł się do pozycji siedzącej i uniósł brew.
- Jaki znowu problem? - spytał z politowaniem.
- B-Byakuya-sama wrócił!!!
- ... CO DO ((*#))$_#(%?! - wydarł się czarnooki i zerwał się z kanapy. - Dlaczego do cholery tak wcześnie?! Szybko, pomóż mi to posprzątać!
- H-Hai! - kobieta rzuciła się do przodu i zaczęła zamiatać łuski, a Daisuke szybko zwinął dywan w rulon i poleciał z nim w stronę pralni, aby oddać go w wykwalifikowane ręce. Po chwili wrócił i zapytał gorączkowo:
- Sprzątnęliście te puszki z wczorajszej imprezy?!
- Hai, Aiko-chan i Saori-chan się tym zajęły!
- Yooosh! Nie będzie tak źle, nie możemy panikować...
- CO nie będzie tak źle?
Daisuke prawie dostał zawału. Podskoczył jak oparzony i odwrócił się gwałtownie. W drzwiach stał nikt inny jak pan domu, a zza jego ramienia zaglądała ciekawie blondwłosa dziewoja.
- Ale burdel - podsumowała stan gabinetu.
- Eee... ten tego... no bo ja... eee... - plątał się mężczyzna z zakłopotaniem. - ... Witaj w domu, nii-san! - zakrzyknął wesoło.
- Nie wiedziałam, że masz brata - zdziwiła się szarooka.
Czarnooki spojrzał na nią i rozpromienił się.
- Nie dość, że jeszcze mnie nie zabiłeś, to przyprowadziłeś laskę! Jestem mile zaskoczony!
- Laską to się możesz podeprzeć, jak cię noga będzie bolała - syknęła groźnie przybyszka.
- Jaka wyszczekana, lubię takie - wyszczerzył się Daisuke. - Jak tam było na misji, Byaku?
- ... WYJDŹ - rzekł dobitnie kapitan, próbując nie stracić panowania nad sobą.
- ... dobra, dobra, nie gorączkuj się tak, bo ci żyłka pęknie - burknął czarnowłosy i ostentacyjnie opuścił pomieszczenie, puszczając przy tym Mai oczko.
                                              - - -
Blondwłosy mężczyzna przemierzał zamaszystym krokiem długi i ciemny korytarz, trzymając jedną dłoń na czole, a drugą zaciskając w pięść. Był gotów roznieść teraz każdego, kto śmiał mu wejść w drogę, a jego złote oczy pałały nieokiełznaną żądzą mordu. Skręcił szybko w prawo i doszedł do drzwi na końcu korytarza, po czym otworzył je szybko i wszedł do swojej sypialni. Chwycił za okrągłą lampkę nocną stojącą na szafce i cisnął nią o ścianę.
- Jak on śmiał... Jakim prawem... - warknął do siebie, dysząc ciężko. Nie wybaczę... zabiję go... plugawy Shinigami... Oni wszyscy kładą łapy na nie swojej własności...
Z rozmachem wysunął jedną z szuflad, wyjął szklany słoiczek, wziął z niego tabletkę i połknął, popijając źródlaną wodą z butelki stojącej koło łóżka. W tej chwili do pomieszczenia cicho weszła czarnowłosa, szczupła kobieta w ciemnym kostiumie ciasno opinającym jej ciało. Skłoniła się głęboko i zapytała:
- Coś nie tak, Ryu-sama?
Blondyn wyprostował się i wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić.
- Nie, Shizu... Po prostu mała utarczka z jednym z tych przeklętych Shinigami...
- Nie udało się panu sprowadzić pańskiej córki?
- A czy widzisz, żebym ją gdzieś przy sobie miał?! - wybuchnął mężczyzna, zrzucając z komody doniczkę z fikusem.
- Gomenasai, Ryu-sama - ukłoniła się ponownie Shizu. - Dobrze byłoby zdać raport panu Kaoru...
- Jak będę miał ochotę, to pójdę i go zdam... a teraz zostaw mnie samego!
- Hai, Ryu-sama - kobieta podeszła do drzwi, rzuciła mu ostatnie spojrzenie przymrużonych oczu i zamknęła je za sobą cicho.
                                               - - -
Mai leżała na miękkim, dużym łóżku, patrząc w sufit i licząc deski, z których był złożony. Słyszała jeszcze kroki służby krzątającej się po posiadłości, a drzwi na taras były rozsunięte, tak, iż miała widok na ogród.  Na staw rzucała cień rosła jabłoń, a kolorowe kwiecie rosło na soczyście zielonej trawie małymi kępkami. Woda migotała, odbijając w swej drżącej tafli srebrną tarczę księżyca. Kiedy dziewczyna stwierdziła, że ma już serdecznie dość nudy, wstała i wyszła na zewnątrz, zadzierając głowę do góry. Niebo na pozór niczym nie różniło się od tego, które widziała w świecie żywych, jednak przyglądając się mu dłużej, mogła stwierdzić, iż to tutaj posiada zdecydowanie więcej dużych, migoczących gwiazd. Przymknęła oczy. Zawiał wiatr, niosąc ze sobą zapach nocy, dźwięk cykad i ostatnie rozmowy ludzi wracających do domu po całodziennej i męczącej pracy. Blondwłosa odczuwała dość dotkliwie brak wielu nowoczesnych udogodnień życia codziennego, jednak pomyślała, że ten spokój, ta wieczorna błogość jest zupełnie inna niż w Karakurze. Tutejsze powietrze miało odmienną konsystencję, łatwiej było oddychać, a otoczenie wlewało do serca dużo spokoju, za którym czasami tak bardzo tęskniła.
Jej spojrzenie błądziło po ogrodzie, dopóki nie usłyszała cichego głosiku:
- Podoba się panience?
Odwróciła się w stronę źródła głosu. Obok stała pokojówka, którą ujrzała tego samego dnia w gabinecie Byakuyi.
- ... naprawdę tutaj pięknie - przyznała szczerze. - Tak... magicznie.
- Też tak uważam - uśmiechnęła się kobieta. - Nie tęskni panienka za domem?
- Już nie mam domu.
- Dom jest zawsze tam, gdzie nasze serce - powiedziała rudowłosa nieśmiało.
- Problem w tym, że ja nie bardzo wiem, gdzie jest moje serce - zaśmiała się gorzko Akane. - Jak się nazywasz?
- Emi, panienko.
- Emi, a co z twoim domem? Jest tutaj, w tej posiadłości, czy może gdzie indziej?
- Tutaj. Ten dom jest moim azylem. Ten dom uratował mnie przed śmiercią i kocham go bardziej niż jakiekolwiek inne miejsce na świecie... Być może ty też go pokochasz, panienko.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę i otarła łzę rękawem białego kimona.
- Powiedziałam coś złego, panienko? - zerwała się Emi ze strachem. - Ja... ja przepraszam...
Szarooka pokręciła głową energicznie.
- Nie, nie... coś wpadło mi do oka...
Pokojówka spojrzała na nią ze smutkiem.
- Panienko...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma