16 gru 2012

Rozdział ósmy


Słońce powoli wyłaniało się zza gór, oblewając wszystko jasnym, różowym blaskiem. Cienie zaczęły powoli cofać się z rosłych, strzelistych sosen rosnących gęsto na ogromnej przestrzeni. Mężczyzna siedzący na dachu wysokiego, starego budynku na wzgórzu, bez mrużenia oczu wpatrywał się w horyzont, jakby myśląc nad czymś intensywnie. W pewnym momencie zmarszczył brwi i prychnął cicho.
- Ten parszywy, zakłamany Shinigami... - mruknął ze złością. - Dobrze wiedział o naszym istnieniu... Gotei 13 próbuje mi odebrać córkę, ale ja na to nie pozwolę, o nie... zapłacą mi za to...
- Więc może zamiast wciąż tak powtarzać, zaczniesz działać? - odezwał się głos. Blondyn odwrócił się gwałtownie i po chwili burknął:
- A. To tylko ty, Ruth.
- "Tylko ty"? - zaśmiała się rosła, groźnie wyglądająca kobieta o ognistoczerwonych włosach okalających twarz o ostrych rysach. Na prawą stronę twarzy opadała gęsta, długa grzywka. - Uważaj na słowa, Ryu.
- Tobie radziłbym to samo... - odparł spokojnie Akane, odwracając od niej wzrok. - Po co tu przyszłaś? Nie masz kogo podsłuchiwać?
- Słyszałam, że uciekła ci córeczka i że jesteś bardzo, bardzo rozżalony, więc pomyślałam sobie, że może cię pocieszę - wyszczerzyła się ironicznie Ruth. Bursztynowooki zerwał się na równe nogi i spojrzał na nią wzrokiem psychopaty. Ta mimo wszysko cofnęła się pół kroku, a mina jej zrzedła.
- Jeżeli nie masz do mnie żadnej sprawy... to zostaw mnie samego - fuknął Ryu, zaciskając pięści. - Albo inaczej...
- Jasne. Rozszarpiesz mnie na drobne kawałeczki. Myślę, że skądś to znam - czerwonowłosa wywróciła wymownie czarnymi jak smoła oczami. - Właściwie to chciałam o czymś z tobą porozmawiać... Skoro jesteś taki zły na Shinigami... to może zrobimy sobie małą wycieczkę do Soul Society, co? - kąciki jej ust ponownie uniosły się w górę. - Tak na chwilkę... nikt nawet nie zauważy naszej nieobecności.
Mężczyzna uniósł brwi w geście zaskoczenia.
- Oszalałaś? - zapytał prosto z mostu.
- Nie, chociaż czasami mam wrażenie, że zemsta prowadzi mnie do obłędu... ale to chyba tylko moje fanaberie - odparła sarkastycznie Ruth, krzyżując ręce na piersi. - Mówię całkiem serio. Muszę go dopaść, a najwidoczniej Kaoru-sama nie spieszy się do spełnienia obietnicy, więc jestem zmuszona działać na własną rękę... Chcę go zabić. Chcę widzieć jego krew rozbryzganą na ziemi, ścianach budynków, moich dłoniach... Ale nieee, najpierw będę go torturować... Tak, tak, nie pozwolę, żeby odszedł z tego świata bez cierpienia... Zabiorę mu wszystko... Zostanie sam... zdany na moją łaskę... A potem...
- Nie zapędziłaś się trochę? - przerwał jej lekceważąco Ryu i machnął ręką. - Nie obchodzi mnie, co z nim zrobisz. Mam gdzieś twoją zemstę. Jeśli tak bardzo chcesz sobie zrobić wycieczkę do Seiretei i walczyć samotnie z wielką armią Shinigami, żeby móc do niego dotrzeć, to proszę cię bardzo, ale idź sama, ja nie jestem samobójcą. Chcę tylko odzyskać Mai. Nie zależy mi na masakrze. Poza tym, gdybym zabił go przed tobą, musiałbym za to słono zapłacić - zaśmiał się. - a nie lubię mieć z nikim na pieńku, tak więc... Au revoir, słonko.
- Cienias - fuknęła kobieta, odwróciła się na pięcie i odeszła zamaszystym krokiem, ciskając pod nosem najwymyślniejsze przekleństwa. Blondyn spojrzał na nią po raz ostatnim, po czym pokręcił głową z westchnieniem i ponownie wbił wzrok w słońce wzbijające się ponad łańcuchy górskie.
- Mai... - szepnął. - Czekaj na mnie.
                                           - - -
Młoda Akane ziewnęła rozkosznie i przeciągnęła się na siedząco, po czym spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na wyraźnie poirytowanego, ubranego już w mundur Byakuyę.
- Coooo... aaaaa.... siestao? - wymamrotała, mrużąc oczy, żeby móc zobaczyć go wyraźniej. - ... Czego tu tak stooooo....isz?... - zapytała, ponownie ziewając.
- ... Dlaczego... jej... nie obudziłaś? - wycedził arystokrata w stronę wystraszonej pokojówki, która kuliła się w kącie pomieszczenia, starając się zniknąć z pola widzenia swojego pana.
- J-ja... eee... P-Pan nie w-wydał takiego rozkazu... p-poza tym... jak spała, wyglądała t-tak... słodko... że po prostu nie miałam serca jej budzić! Gomennasai, Byakuya-sama! - jęczała Emi.
- ... Nieważne. Doprowadź ją do stanu używalności.
Kobieta zrobiła wielkie oczy.
- ... No pozbieraj ją do kupy! - warknął czarnowłosy, czując, jak żyłka na skroni niebezpiecznie pulsuje.
- H-hai... - zająknęła się rudowłosa i podbiegła prędko do łóżka. - Panienko, kąpiel jest gotowa, zaraz przyniosę czyste ubrania i śniadanie!
- Yhmm... - zbyła ją Mai, wciąż patrząc na Byakuyę. - A co ty taki rozgorączkowany od samego rana? Pali się, czy co?...
- To twój pierwszy dzień w Soul Society - odparł wolno Kuchiki, akcentując każde pojedyncze słowo. - Specjalnie... wziąłem... WOLNE... - ostatni wyraz prawie wyszeptał, jakby było ono tabu. - ... żeby oprowadzić cię po Seiretei... i oczekiwałem... że będziesz na tyle mądra, żeby samodzielnie wstać i stawić się w moim gabinecie, zanim jeszcze się tam pojawię!
- Nie wyspałam się! - poskarżyła się dziewczyna. - Nie moja wina, że to łóżko jest takie niewygodne!!!
Ciemnooki popatrzył na nią tak, jakby właśnie zdzieliła go w twarz.
- Niewygodne...? - powtórzył. - .... NIEWYGODNE?!
- Noo... niewygodne - potwierdziła lekko zakłopotana szarooka. - Źle mi się na nim śpi - wytłumaczyła prędko, myśląc, że gospodarz może nie zrozumiał tego skomplikowanego wyrazu.
- To łóżko kosztowało więcej niż cały twój dom w Karakurze, a ty śmiesz bezczelnie twierdzić, że jest niewygodne?! - mówił szlachcic z obłędem w oczach. - ... Trudno ci dogodzić, dziewczyno - stwierdził po chwili, odwracając się. - Na pewno służba znajdzie dla ciebie wygodniejsze posłanie i przeniesie je tutaj.
Tymi słowami zakończył monolog i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
Mai zachichotała złośliwie i wyłożyła się na pościeli, przymykając oczy z rozanielonym uśmiechem.
- Jestem gościem. Musi być dla mnie grzeczny! - rzekła do siebie z satysfakcją. - Uwielbiam go wkurzać...
Podniosła się i przeszła do kolejnego pomieszczenia z dużą wanną na środku. Ściągnęła z siebie ubranie i wskoczyła do niej, zanurzając się po  szyję w gorącej wodzie, na powierzchni której była warstwa pięknie pachnącej, kolorowej piany.
- O kurczę, jeszcze nigdy nie miałam takiej świetnej kąpieli! - zakrzyknęła radośnie. - Ooooch, tutaj jest cudownie! Czuję się, jakbym była na salonach u cesarza!
Wysiedziała w wodzie przeszło pół godziny, wychodząc dopiero wtedy, gdy Emi oznajmiła, że śniadanie jest już gotowe. Przebrała się w kwieciste komon i wyszła z łazienki. Na pościelonym łóżku leżała srebrna taca, a na niej ciepłe, słodko pachnące bułeczki, kubek zielonej herbaty i miseczka pełna pysznego, wiśniowego dżemu. Na ten widok oczy dziewczyny zabłyszczały i łakomie rzuciła się na strawę, konsumując wszystko w przeciągu kilku minut. Rudowłosa pokojówka patrzyła na to z widocznym zaskoczeniem - jej pan zwykle odmawiał jedzenia tak dużych śniadań, a Rukia najczęściej tak spieszyła się do oddziału, że nie była w stanie zjeść wszystkiego i przy tym zdążyć do pracy na czas. Mimowolnie na jej twarz wstąpił ciepły uśmiech. Ludzka dziewczyna spędziła w tym domu zaledwie kilkanaście godzin, a Emi już zdążyła obdarzyć ją ogromną sympatią.
Akane podziękowała za posiłek i dokończyła poranną toaletę, po czym na miarę możliwości niepraktycznego ubrania pobiegła pod bramę posiadłości, gdzie czekał na nią kapitan. Z jego miny nie dało się wyczytać żadnych oznak zniecierpliwienia, toteż Mai poczuła się nieco bezpieczniej. Dwójka opuściła mury rezydencji klanu Kuchiki i udała się wzdłuż niewielkiej uliczki, mijając gawędzących wesoło Shinigami, którzy najwyraźniej nie mieli tego dnia zbyt dużo do roboty.
- Gdzie idziemy? - zapytała szarooka, rozglądając się naokoło niczym zaaferowany turysta, który trafił w sam środek jakiegoś egzotycznego dla niego miejsca.
- Oprowadzę cię po części Seiretei, później zobaczysz tereny wokół wzgórza Soukyoku, spotkasz się z Głównodowodzącym, a później zapoznam cię z osobą, która będzie się tobą... zajmować, kiedy będę w pracy, a ty postanowisz wyjść poza tereny mojego domu.
- ... mam się spotkać... z Głównodowodzącym? - wydukała Mai, rozszerzając powieki. Byakuya spojrzał na nią ze stoickim spokojem.
- Nie bój się - powiedział, choć w jego głosie nie dało się słyszeć ani krzty otuchy. - Będę tam z tobą. Po prostu chciał cię zobaczyć, zadać kilka pytań, dowiedzieć się o tobie trochę więcej.
- Powie mi coś o Shinsei?
- Nie - odpowiedział jej prawie natychmiast Shinigami. Szarooka wydęła usta w podkówkę.
- Dlaczego nie?! - zapytała buntowniczo i dla podkreślenia swej wypowiedzi tupnęła nogą.
- Jeżeli będzie potrzeba ci o nich powiedzieć, zrobi to. Jeżeli nie - musisz się z tym pogodzić.
- ... czy ja tutaj w ogóle mam jakieś prawa? - mruknęła rozżalona dziewczyna.
- Hmmm... pomyślmy...
- Nie odpowiadaj.
- Wedle rozkazu.
- Od kiedy to ty mnie słuchasz?
Kapitan nie odpowiedział, gdyż zatrzymał się raptownie i wbił groźny wzrok w grupkę ludzi ściśniętą za rogiem ulicy.
                                              - - -
- Dobra, obstawiamy zakłady! Daję dychę za to, że Renji nie przyjdzie dzisiaj do pracy! - odezwała się wysoka szatynka o falowanych, splątanych włosach opadającyh miękko na ramiona, błyszczących, jasnozielonych oczach i zadziornej minie, wymachując trzymanym w dłoni banknotem i wysuwając drugą w stronę kilku Shinigami, którzy entuzjastycznie zaczęli kłaść na niej swoją kasę.
- Dwie dychy, że nie przyjdzie!
- Ja stawiam pięć dych, że przyjdzie, ale schlany!
- O kurde, Mizuki, czyżbyś dostał premię?
- No pewnie! Ostatnio obroniłem tą małą siostrę kapitana... jak jej tam było... no, nieważne! przed dywizją 11-stą. Mówię wam, padł mi do stóp i dziękował za wszystko, po czym wlepił mi czterocyfrową premię!
- Ta, już to widzę, wlepić to on ci mógł mandat za zabieranie mu tlenu!
- Myślałem, że dacie się nabrać...
- Wyglądamy na debili?!
- Nie chcecie wiedzieć - zaśmiała się dziewczyna, przeliczając skrupulatnie zebrane pieniądze. - No pięknie, postaraliście się dzisiaj, zebraliśmy przeszło cztery stówy! Ten, kto wygra, stawia dzisiaj kolejkę w naszym ulubionym lokalu!
- Dwie kolejki! - odezwał się Mizuki.
- Dobra, stoi! Kuuurde, jakie my mamy szczęście! Kuchiki wziął wolne, a to znaczy, że nie będzie nas kontrolował, a to z kolei znaczy, że nie musimy nic robić! - zawołała brązowowłosa.
- Ach tak...? - odezwał się cichy, lecz wyraźny głos za nią. Jej koledzy zastygli w bezruchu, patrząc z przerażeniem w osobę stojącą za jej plecami, a ta odwróciła się wolno i wykrzyknęła:
- O kuuuuuu....!! ... chiki-taicho! - poprawiła się szybko. - Cóż za miła niespodzianka... J-Jak się pan miewa...?
- Serce mi się kraje, gdy patrzę, jak moja dywizja powoli upada pod moją nieobecność...
- T-To w-wcale nie tak... M-my właśnie mieliśmy i-iść d-do siedz-dziby i wszystkim s-się z-zająć, żeby p-pan mógł s-sobie spokojnie k-korzystać z w-wolnego! - bąknął jeden z oficerów, próbując ratować swoich przyjaciół. Uśmiechnął się przy tym, jednak był to uśmiech dość mało przekonujący.
- To twoja dywizja, Byakuya? - odezwała się Mai, unosząc brew. - Rany, nieźli ci twoi podwładni... myślałam, że wszyscy będą tacy sztywni, jak ty!
Grupa z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
- Wielka szkoda, że nie są - wycedził arystokrata, patrząc na nich z góry. - Myślałem, że chociaż ty będziesz rozsądniejsza, Saito.
Szatynka spuściła głowę, udając, że jej wstyd i wyszeptała nieśmiałym głosikiem:
- Gomennasai, Kuchiki-taicho. Obiecuję, że to już więcej się nie powtórzy. Nie wiem, co mnie zaślepiło... chyba ta młodzieńcza głupota...
Mina kapitana nieznacznie złagodniała. Akane zwijała się za jego plecami, śmiejąc się bezgłośnie.
- Mam nadzieję, że teraz wszyscy wrócicie do pracy - zakomunikował im Byakuya. - Saito - odezwał się do odchodzącej oficer. - Zostań na chwilę, mam do ciebie ważną sprawę.
Zielonooka posłusznie przystanęła i spojrzała ukradkiem na dziewczynę stojącą za plecami jej przełożonego.
- Mai, to jest Yasuragi Saito. Właśnie o niej mówiłem ci wcześniej. Jest osobą zaufaną i jestem pewien, iż będzie w stanie należycie się tobą zająć.
- Z-zająć?... - wydukała oficer, mrugając szybko.
- Tak, zająć. Mai przybyła tutaj ze świata ludzi i będzie jej potrzebna opieka w sytuacji, kiedy ja będę pracował. Potraktuj to jako swój obowiązek. Teraz zresztą jedyny.
- To znaczy... zero raportów? - chciała się upewnić Yasuragi.
- Żadnych raportów - przytaknął czarnowłosy.
- Zero szukania Renji'ego pod płotem?
Ciemnooki zmarszczył brwi.
- GDZIE? - zapytał.
- Eee... nieważne... jednym słowem, mam tylko roztoczyć swe opiekuńcze skrzydła nad tą dziewoją?
- Dokładnie.
- DZIĘKUJĘ!!! - dziewczyna rzuciła mu się do stóp i chwyciła za rąbek jego hakamy. - TO NAJPIĘKNIEJSZY I JEDYNY PREZENT, JAKI KIEDYKOLWIEK OD PANA DOSTAŁAM!
- Nie przeginaj - syknął mężczyzna, a Saito natychmiast zreflektowała się i wstała, salutując swemu kapitanowi.
- Ja, Yasuragi Saito, na honor swój i swojego rodu przysięgam, iż będę chronić Mai-chan za wszelką cenę! - oznajmiła uroczyście.
- To "-chan" było niepotrzebne... - mruknęła urażona blondynka.
- Wspaniale - odpowiedział jej szlachcic. - Możesz już iść. Swoje nowe zadanie zaczynasz od jutra.
- Hai, Kuchiki-taicho! - krzyknęła i pobiegła pędem w stronę siedziby dywizji, śpiewając pod nosem "A ja mam luzy, a oni nie~!".
- Byakuya... - zaczęła niepewnie Akane.
- Hmm?
- ... czy ona ma ADHD?
- ...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma