17 mar 2014

Rozdział trzydziesty drugi

- Tylko na tyle cię stać, Akane? - fuknęła Sui Feng, stojąc z założonymi rękami i obserwując poczynania dziewczyny, która próbowała unicestwić manekina treningowego. Dyszała ciężko, podpierając się na kolanach.
- Pierdol się - wysapała resztkami oddechu.
- Mówiłaś coś? - zapytała ostro kapitan.
Mai wyprostowała się, ocierając pot z czoła.
- Nie - odparła chłodno. Skupiła się ponownie na manekinie. "Wyobraź sobie, że to Daisuke" powiedziała sobie w myślach. "Ten dupek w pełni na to zasługuje".
Przypomniała sobie rozmowę sprzed kilku godzin, która zawaliła wszystko, co Mai tak pieczołowicie próbowała ułożyć w swoim i tak zagmatwanym życiu.
Rano, gdy już ubrała się, zjadła i przygotowała do wyjścia na trening, chciała zobaczyć się ze swoim ukochanym. Spotkała go na tarasie w zachodniej części posiadłości, gdzie siedział, spokojnie sącząc herbatę z ceramicznego kubka.
- Hej - przywitała się wesoło. Mężczyzna wolno odwrócił głowę i spojrzał na nią tak, jak patrzy się na robaka, którego ma się ochotę zgnieść. Nie wypowiedział ani słowa, lustrując ją tylko tym spojrzeniem pełnym pogardy i dezaprobaty.
- C-co się stało? - zdenerwowała się Mai. Szybko wróciła pamięcią do ostatniego razu, kiedy się widzieli - pożegnał ją czułym pocałunkiem, rozmawiał z nią całkiem normalnie, więc o co chodzi?
- Daisuke... - zaczęła, ale ten odwrócił już wzrok, z powrotem wpatrując się w kwitnące kwiaty na idealnie przystrzyżonym trawniku. Był to oczywisty znak, że miała sobie pójść i nie odzywać się już więcej ani słowem.
Mai wróciła myślami do teraźniejszości. Czuła, jak wzbiera w niej wściekłość kotłująca się w całym ciele. Z całą siłą, na jaką było ją stać, zamachnęła się ręką, a za nią podążył cień, wspinając się na manekina i przecinając go w pół.
- Już myślałam, że będę musiała tu czekać do obiadu, aż cokolwiek ci się uda - rzekła bez cienia podziwu Sui Feng. - Naprawdę jesteś ciężkim przypadkiem. Prawie beznadziejnym. Masz szczęście, że Kuchiki sprawuje nad tobą pieczę, inaczej już dawno zeżarłby cię jakiś przypadkowy Hollow.
Mai zacisnęła pięści i przygryzła wargę, trzęsąc się z wezbranej w niej złości. Podeszła do kapitan szybkim krokiem i złapała jej rękę mocnym uściskiem.
- Słuchaj no, ty kurduplu - wycedziła. W jej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka, która kazała natychmiast paść na kolana i przeprosić, dziewczyna jednak w swej złości zupełnie odrzuciła mechanizm zdrowego rozsądku. - Nie mam dzisiaj kompletnie nastroju na twoje pierdolenie i przysięgam, że jeśli w tej chwili nie zamkniesz jadaczki, to gorzko tego pożałujesz!
Sui Feng wyrwała się nagle z jej uścisku, a na jej twarzy pojawił się wyraz zszokowania. Mai nie mogła powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Czyżby udało jej się przestraszyć nieustraszną kapitan 2. dywizji?
Odpowiedź przyszła dopiero po chwili, gdy przeniosła wzrok na rękę, którą przed chwilą jeszcze trzymała. Była skuta lodem, na powierzchni którego tańczyły odblaski południowego słońca.
- Co ty zrobiłaś? - zapytała Sui Feng bez cienia złości. Była autentycznie zszokowana. - Akane, w tej chwili wytłumacz mi, co ty do cholery zrobiłaś?!
- Ja... ja... - wydukała Mai. Była przerażona. - N-nie wiem! - krzyknęła, odwróciła się na pięcie i pospiesznie pobiegła w drugą stronę, nie oglądając się za siebie.
"Co się dzieje z moim życiem? Ja nic nie rozumiem!" myślała, całkowicie spłoszona i wystraszona.


Byakuya wziął głęboki wdech, poprawiając błękitne haori narzucone na uroczysty strój.
"Za tymi drzwiami czeka moja przyszła żona" pomyślał, sprawdzając brzmienie tych słów. "I parędziesiąt osób, których prawdopodobnie nawet nie lubię." Lekko drżącą dłonią chwycił za drzwi i przesunął je powoli. W pomieszczeniu panował gwar rozmów szlachciców różnego pochodzenia, ich piękne, kosztowne stroje atakowały oczy feerią barw. Pośród wielu twarzy dostrzegł te należące do starszyzny, której tak bardzo nie cierpiał. Wszyscy oni spojrzeli na niego, stojącego w progu i niebardzo wiedzącego, co robić. Z pomocą pospieszyła mu szatynka, na której wygląd pasowało jedynie określenie "piękność". Miała długą, łabędzią szyję, włosy upięte były w misterną fryzurę. Oczy biły lazurowym blaskiem, a usta przypominające serduszko były czerwone jak wiśnia. Byakuya był pod wrażeniem - rzadko widywał kobiety, które zapierałyby mu dech w piersiach, ale ona była właśnie taką osobą.
Szatynka skłoniła się przed nim i przywitała się:
- Witaj, Byakuya-sama. Jestem Karuko Haruka - uśmiechnęła się promiennie, bez cienia skrępowania. - O ile dobrze wiem, to właśnie my mamy przypieczętować pakt między naszymi klanami.
Mężczyzna miał kompletną pustkę w głowie, nie wiedząc w ogóle, jak na to odpowiedzieć. Czuł się niczym uderzony obuchem. W końcu postanowił tylko, że skinie głową. Kobieta wyciągnęła do niego dłoń.
- Proszę ze mną, Byakuya-sama. Poznasz moją rodzinę.



Mai przestępowała z nogi na nogę, oparta o ścianę. Cały czas obserwowała Daisuke, będącego na drugim końcu pomieszczenia. Bardzo wyraźnie widziała, jak flirtował z jakąś zmanierowaną rudą cizią, która cały czas chichotała, jakby chorowała na ciężką wadę mózgu. Akane nie mogła nic zrobić - zaciskała tylko z całych sił usta, próbując się nie rozpłakać.
- Hej, a ty co taka spięta? - usłyszała głos gdzieś z boku. Odwróciła się w tamtą stronę - koło niej stała Soga.
- Shayen? A ty co tutaj robisz? - zdziwiła się Mai.
- Pilnuję, żeby goście za dużo nie narozrabiali. Przy takiej ilości alkoholu szlachta robi różne rzeczy - wzruszyła ramionami oficer.
- A wasze kółko wzajemnego opijania może nie? - roześmiała się dziewczyna. Był to jednak bardzo gorzki, wisielczy niemal śmiech.
- Oj tam, oj tam. Nie jesteśmy AŻ TAK niegrzeczni. No dobra, ja nie jestem. Reszta to totalne patałachy.
- Widzę, że więzi przyjaźni w waszym gronie są silne.
- Słabną, kiedy widzę takiego kretyna jak o, tam - Shayen wskazała brodą na wyśmienicie bawiącego się Daisuke. - Zerwaliście, co?
Mai odwróciła wzrok, żeby kobieta nie zobaczyła błyszczących w jej oczach łez.
- Tak jakby - odparła cicho.
Shayen westchnęła tylko.
- Wiesz, lubię go, naprawdę jest dobrym przyjacielem, ale nie poleciłabym go raczej do stałego związku. Myślę, że żeby był lojalny, musi znaleźć tę jedyną, dla której kompletnie straci głowę. Widocznie nie byłaś nią ty.
Akane przygryzła wargę na dźwięk tych okrutnych, lecz szczerych słów.
- Przepraszam - wymamrotała i pognała do wyjścia na ogród. W pewnym momencie poczuła lekkie szarpnięcie za rękę.
- Dokąd się wybierasz? - usłyszała za sobą cichy, lecz zdecydowany głos. Nie odwracając się, odparła szybko:
- Muszę się przewietrzyć.
Już chciała przekroczyć próg, gdy poczuła uścisk na swym nadgarstku. Szybko starła łzy wierzchem drugiej ręki, spojrzała na Byakuyę i poprosiła:
- Puść mnie, proszę.
- Nie, Mai. Idę z tobą.
- Po co?
- Musimy o tym rozmawiać tutaj, w pomieszczeniu pełnym ludzi, których nawet nie lubimy?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Racja.
Mężczyzna wyprowadził ją na taras, nie puszczając jej nadgarstka. Oboje zeskoczyli na trawę i zaczęli iść wolnym krokiem przez rozległy ogród, klucząc kamienną ścieżką między drzewami i zwiniętymi kwiatami.
- Więc? O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała Mai, patrząc badawczo na swego towarzysza. Ten przystanął na chwilę i spojrzał na nią. W jego oczach dało się wyraźnie wyczytać troskę.
- Jak się czujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła dalej, a on podążył za nią.
- Tak, jak każda dziewczyna po zerwaniu z chłopakiem - odparła z ledwo wyczuwalną nutą goryczy. - Jakoś przeżyję. Po prostu potrzebuję czasu.
- Próbowałem z nim porozmawiać, ale bez skutku. Uparł się na swoje i nie ustąpi, choćby nie wiem co.
- Nawet nie wiem, o co w ogóle mu chodzi. Ale jego strata - odparła Mai, teatralnie odrzucając włosy do tyłu. Byakuya mimowolnie zaśmiał się pod nosem. Jego reakcja wywołała na jej twarzy szczery, lekki uśmiech.
- A ty jak się trzymasz? Do zniesienia ta twoja narzeczona? Niezła z niej laska, samo stanie obok niej sprawiło, że moja samoocena spadła o dobre dziesięć punktów.
- Do zniesienia.
- To dobrze--
Mai potknęła się o jedną z wystających desek na małym pomoście. Byakuya złapał ją błyskawicznie za ramię i przytrzymał, chroniąc ją od upadku.
- Cholera by to wzięła - fuknęła, zła na samą siebie. - Spadł mi jeden z tych diabelsko niewygodnych butów.
Byakuya przykucnął, sięgając po zgubione obuwie.
- Oprzyj rękę na moim ramieniu - rozkazał. Gdy dziewczyna wykonała polecenie, wsunął but na jej stopę.
- Prawie jak w "Kopciuszku" - zaśmiała się Akane. - Teraz pocałunek i "żyli długo i szczęśliwie"!
Kapitan podniósł głowę i ich oczy spotkały się.
Jedno uderzenie serca.
Byakuya zamrugał szybko i spojrzał na nią... inaczej. Jak gdyby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Co? Kiepski dowcip? - spytała Mai, puszczając jego ramię i stając na obu nogach. Mężczyzna wstał powoli i postąpił krok do przodu. Dzieliła ich odległość zaledwie wyciągnięcia dłoni.
- Mai... - powiedział cicho i nachylił się nad nią.
- Ach, tu jesteście! - usłyszeli wesołe wołanie. Odskoczyli od siebie jak oparzeni i odwrócili głowy w stronę, z której dochodził głos. Haruka zbliżała się ku nim raźnym krokiem. - Wsiąknęliście jak w kamforę... Wszyscy cię szukają, Byakuya - przystanęła przy nich i uśmiechnęła się promiennie do Mai, po czym jej wzrok wrócił do jej narzeczonego. - Czemu jesteś taki czerwony? - przekrzywiła lekko głowę, zdziwiona.
Byakuya odruchowo dotknął swojego policzka - rzeczywiście, był rozpalony.
- To chyba przez te wszystkie dzisiejsze wrażenia... - mruknął. - Jestem zmęczony.
- Rozumiem - zatroskała się Haruka. - Może rzeczywiście powinieneś już iść spać. Nie przejmuj się, powiem wszystkim, że jesteś padnięty. Nie powinni cię niepokoić.
Mężczyzna przytaknął krótko, wydukał podziękowanie i odszedł, nie oglądając się za siebie. Mai przez chwilę myślała o tym, by go zatrzymać, ale w końcu jej dłoń zawisła w powietrzu, a usta nie złożyły się w jego imię. Dziewczyna spuściła wzrok, nie wypowiadając żadnych słów.
Haruka utkwiła wzrok w stojącej nieopodal wierzbie. Jej długie liście zwieszały się smętnie z gałęzi, a drzewo stało pochylone, kształtem przypominając człowieka, który utracił już wszelką nadzieję.

2 komentarze :

  1. Mai ma szmoce lodu? A to cwaniara, najlepsza moc pod słońcem XO Sui zasłużyła, ja rozumiem rygor ale przegina XO A sama jest... no... nie najlepsza.
    Daisuke się zachowuje dupkowato. Nawet z nią nie pogadał. Poza tym on serio wierzy w to, że BYAKUYA, powtarzam B Y A KU Y A przeleciał nastoletnią dziewczynę XO I to jeszcze dziewczynę własnego brata. Aż taki zimny i oschły nie jest XO
    Byakuya ma seksowną żonę, cwaniaczek XO Ale wieje mi od niej podejrzeniami i spiskami. Nie ufam jej ;_; Shayen bramkarz, będzie wywalała pijaną szlachtę w błoto, jak zaczną rozrabiać XD

    Notka mi się oczywiście bardzo podobała. Piszesz naprawdę genialne dialogi i zazdroszczę Ci tego, że potrafisz dopasować wypowiedź do bohatera. Ja potrafię godzinami myśleć nad zdaniem, żeby było odpowiednie do postaci a i tak efekty są nijakie ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie piękne, "Jedno uderzenie serca", tak, autentycznie piękne <333 Taki majstersztyk z tego ostatniego fragmentu. I akcja się gmatwa, arystokrata pomiędzy lachonem a swoją true love, normalnie jak w prawdziwych dramatach antycznych, brakuje tylko Fatum, bo "gdzie się nie obrócisz, i tak zrobisz to w złą stronę" już jest. Przepięknie opisana ta ostatnia scena. Takie to wszystko naturalne, te wypowiedzi, te gesty i kroki. Może trochę by się przydało więcej opisu samej imprezy, bo na początku nie skojarzyłam, że scena, kiedy Mai obserwuje flirtującego Daisuke dzieje się podczas przyjęcia "zapoznawczego" Byakui i lachona (wybacz, nie pamiętam jeszcze jej imienia).
    Ale i tak to było zbyt ładne jak na dzisiejszy paskudny dzień T^T
    W tym przypadku moje "chcę więcej" brzmi jak proszenie Smauga o Arcyklejnot... Ale co tam.
    Chcę więcej!

    Meg

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma