25 gru 2013

Rozdział dwudziesty dziewiąty

- Witaj, Byakuya-san - odezwała się słabym głosem Kyoko. Leżała na prawym boku, przykryta wieloma warstwami pościeli, choć w pomieszczeniu wcale nie było zimno. Oczy koloru trawy jak zwykle były lekko przymrużone, jakby kobieta była zmęczona swą wciąż niezmienną egzystencją. Mężczyzna skinął głową bez słowa i usiadł, jak zwykle, na tym samym krześle stojącym w tym samym miejscu przy łóżku chorej.
- Wyglądasz... inaczej - rzekła powoli i cicho. - Coś się wydarzyło. Coś, co nie daje ci spokoju.
Byakuya mimowolnie odwrócił wzrok.
- Nic się nie zmieniło - odparł krótko. W pewnym sensie tak było. W pewnym sensie nie.
Zapadło milczenie. Kyoko nadal wpatrywała się w oczy szlachcica, jakby chciała dostrzec w nich odbicie jego duszy.
Kapitan westchnął, zrezygnowany.
- Ślub. Rada klanowa aranżuje mój ślub z jakąś kobietą, której nie znam.
- Ale ty kochasz kogoś innego - dokończyła szatynka. Kuchiki podniósł wzrok na jej filigranową postać.
- Hisana już na zawsze będzie w mojej pamięci - powiedział cicho.
Kyoko uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Kiedy jest twój ślub?
- Za dwa miesiące, jeśli wierzyć Radzie.
- I nie możesz zmienić tej decyzji jako przywódca klanu?
- Rada mogłaby w każdej chwili oskarżyć mnie o działanie wbrew dobru rodziny. Mają tego pełną świadomość. Krótko mówiąc, trzymają mnie w szachu.
- Zależy ci na pozycji przywódcy?
- Nie, to nie tak - odpowiedział szybko czarnowłosy. Milczał przez chwilę, po czym kontynuował: - Chodzi o obietnicę, którą złożyłem na grobie rodziców. Już nigdy nie złamię prawa. Nie będę podejmował samolubnych decyzji, które mogłyby zaszkodzić mojemu klanowi. Nie jestem w położeniu, które pozwalałoby mi na taki egoizm właśnie przez tę obietnicę.
Kyoko przytaknęła krótko.
- Dziękuję - szepnęła i oparła łokieć na łóżku, próbując się dźwignąć. Byakuya od razu wstał i pomógł jej usiąść przy ścianie. Podłożył jej pod plecy miękką poduszkę, na której mogła swobodnie oprzeć plecy. Usiadł i zapytał:
- Za co mi dziękujesz?
Kyoko kaszlnęła, zakrywając dłonią usta. Ten ruch tak bardzo przypomniał mu o Hisanie, że poczuł, jak na jego sercu zaciska się żelazna obręcz.
- Za szczerość. Za zaufanie. Za to, że codziennie tu przychodzisz, mimo, że masz tyle spraw na głowie. Szczerze mówiąc, gdy Saito powiedziała mi, że będziesz się tu zjawiał, wcale nie byłam zadowolona... Miałam już, powiedzmy, wyrobioną opinię na temat większości Gotei... którą teraz będę najwyraźniej musiała reewaluować.
- Jak mogłaś sobie wyrobić o nas opinię, będąc przykutą do łóżka?
- Już ci mówiłam, prawda? Nie zawsze byłam przykuta do łóżka.
- Z nieznanych przyczyn wydaje mi się... Wydaje mi się, że nie chcesz pamiętać tego okresu.
Kyoko zatopiła wzrok w jakimś odległym punkcie. W jej oczach dało się dostrzec błysk nostalgii, przemykający cicho jak dziecko biegnące pustym korytarzem.
- Byłam wtedy z mężczyzną, o którym myślałam, że jest najważniejszym punktem mojej egzystencji. Był centrum mojego wszechświata. Kochałam go i przez bardzo długi czas byłam przekonana, że on mnie również.
Nazywał się Aizen Sousuke.


Emi weszła do pokoju i nie patrząc na Mai, zabrała się za ścielenie jej łóżka. Dziewczyna, zaskoczona, spojrzała na nią i odezwała się:
- Cześć, Emi. Jak tam u Ciebie?
Rudowłosa, wciąż nie podnosząc wzroku, odparła bezbarwnym głosem: - Bez zmian, Mai-san.
Zapadło długie milczenie, w którym Akane była w stanie wyczuć napięcie. Zawahała się.
- Emi, czy... czy coś się stało?
- Ależ skąd, Mai-san - odpowiedziała służąca głosem tak lodowatym, że dziewczyna mimowolnie się wzdrygnęła.
- Ja... - przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć. Co się stało? Dlaczego Emi zachowywała się tak... tak zimno? Co zrobiłam nie tak? W głowie Mai rodziło się mnóstwo pytań, których nie miała odwagi zadać na głos.
- Byakuya-sama kazał ci za godzinę stawić się przy głównej bramie  posiadłości. Będzie tam twój nowy nauczyciel - rzekła bezbarwnie Emi, wygładzając kołdrę. Wyprostowała się i nie zaszczycając Mai nawet jednym spojrzeniem, opuściła pomieszczenie.
"Świetnie" pomyślała blondynka. "Straciłam jednego z niewielu sojuszników, których miałam w tym świecie. Lepiej być nie mogło".


Shinsei stali w ogromnym, ciemnym holu. Miny wszystkich prócz Kaoru i Ryu wyrażały jedno, wspólne uczucie - głębokie zdziwienie. Twarz Ryu wykrzywiona była w wyrazie wściekłości, a mina Kaoru nie okazywała nawet cienia jakichkolwiek emocji.
- Więc? - Hajime pchnął Saito, związaną przez kilka zastygłych w bezruchu węży, do przodu, tak, że upadła na posadzkę z głośnym tąpnięciem. - Jak będzie, dogadamy się? Uwierzcie mi, niełatwo było zaskoczyć tę małą sukę. Należy mi się jakaś nagroda, nie sądzicie?
- Skąd, do cholery, wziął się ten koleś, czego on tu szuka i dlaczego proponuje nam jakąś podrzędną Shinigami? - zapytała białowłosa kobieta i zaciągnęła się papierosem.
- To długa historia, Suzushii - mruknął Kaoru, masując skronie. - Sądzę, że powinniście wszyscy udać się do swoich pokoi i pozwolić mi się tym zająć...
- Ha! Dobre sobie! Nie ma mowy, Kaoru-sama! Chcę się dowiedzieć, co to za sukinsyn i dlaczego wszedł sobie tutaj jak do własnego pierdolonego domu! - krzyknęła Ruth, pokazując palcem na beztrosko stojącego Hajime. Ten uniósł dłonie w pokojowym geście.
- Po co tak ostro, siostro? - zaśmiał się głośno. Ruth wykrzywiła usta w grymasie, który większość określiłaby jako "żądza krwi". Ryu wystąpił do przodu, wpatrując się w Saito pogardliwym wzrokiem.
- Streszczaj się i mów, czego chcesz - warknął, przenosząc spojrzenie z Shinigami na szatyna.
- Czy ktoś będzie tak dobry i wytłumaczy mi, o co tu w ogóle chodzi? - spytał rozdrażniony Hitoshi, mrużąc swe zielone oczy. - Nie lubię, jak coś się dzieje i nie mogę się wkręcić!
- Cóż, ubierając to w ładne, krótkie słowa, ten chłopak to pasierb Ryu - rzekł wolno Kaoru, starannie dobierając słowa. - ... który przyniósł ze sobą Shinigami.
- Dodałbym, że jest to Shinigami, która może was bezpiecznie przeprowadzić do Soul Society, bo zrobi wszystko, żeby ratować swoje parszywe życie - wyszczerzył się Hajime i od niechcenia kopnął leżącą na podłodze szatynkę. Ta zacisnęła mocno usta i patrzyła na niego oczami, w których płonęła czysta nienawiść.
- Ciebie mogłabym przeprowadzić co najwyżej do bram piekielnych - warknęła Saito, po raz kolejny napinając mięśnie i próbująć uwolnić się z uścisku węży.
- No, no, no, bez takich mi tutaj! Przytaszczyłem cię tutaj aż ze skraju lasu, coś mi się chyba należy od życia! - żachnął się chłopak, udając zbulwersowanego. Po chwili machnął ręką i kontynuował: - No więc tak, sprawa jest dość jasna - oddam w wasze ręce ową Shinigami, ale w zamian pragnę jednego - akceptacji do waszego cudownego grona - wyciągnął przed siebie ramiona, jakby chcąc objąć wszystkich obecnych.
- Ty sobie chyba żartujesz! - warknęła Ruth i postąpiła krok do przodu, a w jej oczach zapłonęły niebezpieczne ogniki.
- Chyba pierwszy raz w czymś się zgadzamy - dodał Ryu, zaciskając mocno pięści. Dwójka już szykowała się do ataku, jednak Kaoru powstrzymał ich jednym gestem otwartej dłoni.
- Zaczekajcie - powiedział poważnie. - Jest taki sam, jak my. I może nam pomóc w przedostaniu się do Soul Society bez alarmowania każdego Shinigami w okolicy. Wysłuchajmy, co ma do powiedzenia.



Notka bez fajerwerków, ale była potrzebna, żeby wyjaśnić pewne kwestie. Pisałam ją na trzy zmiany, więc mogą być błędy, niedociągnięcia i jakieś takie różne fanaberie.

2 komentarze :

  1. Strasznie mi żal Byakuyi. Złożył taką shitowatą przysięgę a jest biedak honorowy, więc złamać nie ma jak ;_;
    Mam nadzieję, że jakoś wybrnie. Może jego narzeczona spadnie ze schodów i złamie kręgosłup w 14 miejscach :<
    Ale i tak jestem pewna, że nie kocha Hisany, tylko pewną blondwłosą podopieczną xO

    Nie ogarniam na całej linii, dlaczego Emi jest ofochana. Mam nadzieję, że to dopiero pójdzie do wyjaśnienia, a nie, że znowu wszystko przegapiam X_x A może ona kocha Byakuye i ten ślub ją tak zgnębił?! XO

    Trochę się gubiłam w imionach, nawet mając w drugiej zakładce podstronę. Ale ogarnęłam :3
    Biedna Saito. Mam nadzieję, że pomimo tortur, wylewania oleju na ciało, wyrywania paznokci, łamania kości i puszczania na fulla Biebera to się nie złamię i nie zdradzi swoich!

    Ogólnie mi się podobało, nie wiem, dlaczego uważasz, że ma być źle :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Odwieczny ból:
    DLACZEGO TO SIĘ SKOŃCZYŁO W TAKIM MOMENCIE T_T
    Z tym blogiem to jak z "Hobbitem".

    Ale przejdźmy do rzeczy.
    Rozmowa Kyoko i Byakui jest świetna, bo można ją różnie interpretować.
    A ostatnie zdanie tego akapitu to LOL. Biedna Kyoko. To będzie jakaś gruba intryga.
    Fragment z Emi to jeszcze bardziej LOL. Ale ta służba ma różne fochy, nigdy nie wiesz, co do głowy strzeli, a potem wybuchają rewolucje, lud na barykady, szlachta na szafot i te sprawy. Na szczęście Mai się nie zalicza ani do tych, ani do tych :D
    I ten nowy nauczyciel Mai...
    ... Będzie jazda :D
    Ale Hajime to mnie rozwalił swoją postawą pt.: "Przyniosłem wam prezent, więc macie mnie przyjąć". To ci dopiero marzyciel i optymista xD
    "Ciebie mogłabym przeprowadzić co najwyżej do bram piekielnych" - Dante i Vergil mi się przypomnieli.

    Czemu bez fajerwerków? Była podjara i radocha, więc były fajerwerki xD I jeszcze jedno małe skojarzenie. Ten styl prowadzenia fabuły kojarzy mi się ze stylem Dickensa. Nazywam to "kryminałem rodzinnym" - na początku jest dużo tajemnic w rodzaju: "dlaczego ten to robi dla tamtego", "skąd ona się zna z nim" itd., a na końcu wszystkie powiązania między bohaterami stają się jasne i motywy ich działania też. Nie wiem, czy ty tak zrobisz, ale na razie jest tu właśnie dużo ukrytych związków między postaciami :)

    Chciałam napisać więcej, ale nie umiem tego ubrać w słowa. Miało być inteligentnie, haha ;D
    Więc kończę tradycyjnie: podobało mi się BARDZO i ja chcę WIĘCEJ!!! <3

    Meg

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma