23 lis 2013

Rozdział dwudziesty ósmy

- Byakuya-sama! Byakuya-sama!
Emi, zaaferowana, biegła długim korytarzem posiadłości klanu Kuchiki, próbując dogonić przywódcę klanu, który szybkim krokiem zmierzał przed siebie. Na dźwięk swojego imienia przystanął i odwrócił lekko głowę z właściwą arystokracie gracją.
Emi dobiegła do niego i pochyliła się lekko, próbując odsapnąć. Odczekała kilka sekund, aż złapie oddech i powiedziała:
- Byakuya-sama, przysłano mnie z siedziby Rady.
Mężczyzna uniósł nieznacznie brwi.
- Czego chce ode mnie starszyzna?
Rudowłosa pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia. Nie chcieli powiedzieć nic więcej oprócz tego, że oczekują pana jak najszybciej.
Kuchiki przytaknął.
- Dobrze. Cóż, w takim razie pójdę od razu. Dziękuję za wiadomość, Emi.
Pokojówka uśmiechnęła się leciutko i skłoniła, po czym zaraz pobiegła dalej korytarzem, prawdopodobnie spiesząc się do kolejnej zleconej jej pracy.
"Czego może chcieć ode mnie Rada?" zastanawiał się Byakuya, idąc szybkim krokiem w stronę pomieszczenia jej siedziby. Nie przypominał sobie, żeby ostatnimi czasy robił cokolwiek, co nie zgadzałoby się z ich życzeniami (oprócz oczywistego przywiązania, którym obdarzył Mai).
Stanął przed drzwiami, za którymi znajdowała się starszyzna i wziął głęboki wdech. Bądź opanowany, powiedział sobie w duchu. Grunt to spokój.
Powoli przesunął drzwi i wszedł do pokoju. Jak zwykle panował w nich zaduch spowodowany zbyt dużą ilością kadzideł. W półmroku widział wszystkich zebranych, choć ich twarze pozostawały w cieniu palących się świec.
- Usiądź, Byakuya - powiedział chłodno mężczyzna z krótką brodą. Czarnowłosy posłusznie przysiadł na wolnej poduszce z plecami wyprostowanymi niczym struna.
- Wezwaliśmy Cię, ponieważ mamy coś do zakomunikowania.
Arystokrata przytaknął nieznacznie.
- Zawarliśmy pakt z klanem Karuko.
- Jak rozumiem, bez mojej wiedzy? - zapytał zimnym jak lód glosem Kuchiki.
- Niepotrzebna nam twoja zgoda - prychnęła starsza kobieta. Jej oczy błyszczały mocno w świetle świec.
- Na czym ma polegać ten pakt?
- Na małżeństwie - powiedział wolno starzec o przerzedzonych, długich siwych włosach.
- Czyim małżeństwie?
Starzec z brodą zmarszczył brwi.
- Twoim.


- TAAAAAAAAK!
TRZASK! Potężny klon zwalił się na ziemię z głośnym hukiem, a stojąca przed nim dziewczyna podskoczyła radośnie, klaszcząc w dłonie. Zaraz podbiegł do niej czarnowłosy mężczyzna, wziął ją w ramiona i zakręcił nią w powietrzu, po czym obdarzył ją czułym pocałunkiem.
- Widziałaś, słońce? Jesteś niesamowita! - powiedział z nieskrywaną dumą.
- Kurcze, rzeczywiście już jesteś całkiem niezła, Mai - powiedziała czarnowłosa dziewczyna, krzyżując ramiona na piersi.
Mai wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Dałam czadu, co? - rzekła, unosząc brodę.
- Nie, czadu nie dałaś - odparła Shayen poważnie. - Ale było nieźle.
Akane naburmuszyła się, ale widząc lekki uśmiech na twarzy Sogi, również się rozchmurzyła.
- Może spróbuję się z Tobą? - zapytała blondynka, otrzepując kimono z pyłu. - Chciałabym zobaczyć, jak by wyglądało prawdziwe starcie. Po jakimś czasie bicie się z drzewem może być nużące.
Shayen roześmiała się serdecznie.
- Nie da się ukryć. Jesteś pewna? Może nie jestem tak silna jak twój mentor, ale jestem cholernie szybka.
Mai, nie czekając na nic, wyciągnęła dłoń, a po ziemi w stronę oficer popłynął wąski cień, oplatając jej nogi. Kobieta bez problemu przecięła go, odskoczyła do tyłu i zamachnęła się mieczem, z którego wystrzelił strumień lodowatej wody. Mai odskoczyła w bok i kolejny raz natarła na nią cieniem, tym razem przysłaniając jej widok. Po tym ataku podbiegła i uderzyła Sogę pięścią w brzuch. Ta zamachnęła się na oślep i trafiła Mai w bok szyi. Akane padła na ziemię, zwijając się z bólu.
- Cholera jasna, kobieto, czy ty wiesz co znaczy słowo "litość"?! - jęknęła, chwytając się za kark. - Prawie mnie zabiłaś!
- No rzeczywiście, jeszcze chwila i byłoby po tobie - odparła szczerze Shayen. - Ale nie było źle, młoda. Jeszcze trochę treningu i obronisz się przed silniejszym Hollowem.
Mai podniosła się z ziemi z pomocą Daisuke i usiadła na trawie, krzyżując nogi niczym przedszkolak czekający na historyjkę pani przedszkolanki.
- Słyszałam, że ostatnio walczyłaś z Espadą - rzekła zaciekawionym tonem.
- Tak? Ciekawe, kto opowiada takie bajki...
- Oj, nie drocz się już ze mną. Opowiadaj!
- Cóż... przegrałam - wzruszyła ramionami Shayen, krzywiąc sie niechętnie na ostatnie słowo.
- Jak on wyglądał?
Shayen otworzyła usta, chcąc powiedzieć "Był cholernie przystojny", jednak w ostatniej chwili powstrzymała się, karcąc za tak głupie rozmyślania.
- Miał niebieskiego koguta na głowie, rozpięta koszula, wyglądał jak dzika kotka podczas rui - włożyła wszystkie swoje siły w to, by jej opis brzmiał jak najbardziej odpychająco.
Mai rozdziawiła usta.
- I wysłali cię do walki z nim samą?! Przecież to był koleś, który prawie spuścił łomot Byakuyi!
Shayen spojrzała na nią ze zdziwieniem malującym się na urodziwej twarzy.
- Naprawdę? - po chwili zastanowienia dodała: - W sumie nic dziwnego, nie miałam z nim żadnych szans.
- Nie trzeba wielkiej filozofii, żeby wpieprzyć Byakuyi - wzruszył ramionami Daisuke. - No więc czemu jeszcze żyjesz, skoro mówisz, że nie miałaś szans?
- Dobre pytanie.

Grimmjow szedł przez jeden z nieskończenie długich, białych korytarzy Las Noches, trzymając w kieszeniach zaciśnięte pięści. Był wściekły. Tym razem, o dziwo, obiektem jego złości był on sam. Okazał słabość, której sam w życiu by się po sobie nie spodziewał. Darował życie jakiejś pieprzonej Shinigami? Wolne, kurwa, żarty! Dlaczego do cholery jej nie zabił?! Miał ją w garści! Co go napadło?! Jakieś zaćmienie mózgu czy chuj wie co jeszcze?
- O, ktoś tu jest nie w sosie - usłyszał śpiewny, słodki głos.
Podniósł powoli wzrok, zastanawiając się, którego Arrancara tym razem przyjdzie mu zabić.
Przed nim stała wysoka kobieta. Jej sylwetka była wysportowana, każdy mięsień wyraźnie rysował się pod napiętą skórą. Nie było tam miejsca nawet na gram tłuszczu. Na głowie miała krótką, czarną fryzurę, a małe, skośne oczy barwy trawy patrzyły inteligentnie spod długiej grzywki.
- A, to tylko ty, Yuna - burknął Grimmjow. - Po jaką cholerę się tu szwędasz i zawracasz mi dupę?
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie.
- Aizen-sama na pewno niedługo dowie się o twojej wesołej wycieczce.
Jaegerjaquez zmarszczył brwi i zmrużył oczy niczym kot obserwujący swoją zdobycz.
- Skąd o tym wiesz?
Yuna wzruszyła ramionami.
- Plotki, ploteczki. Las Noches wbrew pozorom nie jest takie duże, jak ci się zdaje.
- Spróbuj pisnąć choćby słowo, suko, to osobiście cię wypatroszę.
Brunetka zaśmiała się swym pięknym, śpiewnym głosem.
- Chciałabym to zobaczyć, Grimmjowku.
Wyminęła go i poszła w swoją stronę.
Bardzo, bardzo chciał ją zabić.
Ale nie mógł.


Byakuya nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Słucham? - zapytał, nim zdążył ugryźć się w język. Jego głos lekko drżał. Przeklął się za to w myślach.
- Poślubisz córkę przywódcy klanu Karuko. Na tym będzie polegać nasza unia. Wpływy klanu Kuchiki staną się jeszcze większe. Wiele zyskamy na tym mariażu.
Arystokrata w środku doszedł do temperatury wrzenia. Miał ochotę kopnąć wszystkie te przeklęte świece, podpalić to przeklęte pomieszczenie i pozwolić spłonąć tym przeklętym staruchom.
Na zewnątrz dało się poznać jego nerwy tylko po lekkim drgnięciu dolnej wargi.
Pomyślał o Hisanie. Nie może tego zrobić. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie pokocha innej kobiety. A małżeństwo z przymusu zabiłoby w nim wszystkie dobre wspomnienia, które kojarzył z tymi pięcioma latami, gdy byli razem.
- Kiedy? - wykrztusił tylko.
- Za dwa miesiące. Tyle potrwają przygotowania. O postępach będziemy cię informować na bieżąco - odparł mężczyzna z brodą. - Możesz wyjść.
Wyszedł. Podszedł do najbliższego drzewa i z całej siły uderzył w nie pięścią.

3 komentarze :

  1. OMGOMGOMGOMGOMGOMG
    Teraz już wiem, co takiego mama widzi w tych swoich serialach. Aż mnie nosi, że jakieś stare ćwoki co sobie sami ruchać już nie mogą, wyżywają się na Byakuyi i każą mu poślubić jakąś babkę, która na miliard procent jest brzydka ><"

    Biedna Shayen. Zimna i samotna, nie wie w jaką pułapkę wpadła. I z kim wpadła~
    Aż mnie nosi normalnie nad ich wątkiem. Oby notka najbliższa była szybciej ;_;

    Nie wiem kto to jest. Kto to jest? Nie podoba mi się, że Grimmjow rozmawia z jakąś głupią babą! ><"
    W ogóle, niech on tylko zrozumie dlaczego jej nie zabił... :D

    Nie gódź się! Buntuj! Walcz!
    Wierze w Ciebie! ;_;

    Oby notka była szybciej! Ja też napiszę, obiecuję ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę dla Byakuyi taka okrutna i nie dam mu brzydkiej żony. Mam dobre serduszko. XD
      Nie obiecuję, że będę się skupiać tylko na wątku Shayen i Grimmjowa, bo mam jeszcze do rozwiązania wątek Kyoko, Saito, Shinsei no i oczywiście Aizena. Także dużo się chyba będzie działo.
      Ta głupia baba była nadmieniona w pierwszym rozdziale, jak się przypatrzysz to trafisz XD
      Zrozumie albo nie, zastanowię się jeszcze~
      No ja myślę, że napiszesz, bo jak nie to ban na bloga i gówno będziesz czytać! XD

      Usuń
  2. Na pewno żona Byakui to będzie mega laska, będzie miała szpile, czerwone usta, wielkie... płuca i będzie go trzymać pod sandałkiem :P Ech, ta polityka, kiedyś go wykończy. Po co się pchał do Szmathartu na nauczyciela WOSu, kiedy tutaj mszczą się na nim układy. Ale chwila chwila, jeszcze nie wiadomo, czy do ślubu dojdzie, może się zdarzy romantyczna, klasyczna scena, że w dniu ceremonii wbije one true love tej laski w postaci np. Hanatarou, ona z nim ucieknie i dziadki będą miały figę z makiem.
    Ja też nie pamiętam, kto to jest Yuna Oo'
    Jestem ciekawa, jak będzie wyglądało następne spotkanie pana G. i pani S. (bo oczywiście do niego dojdzie ;3)
    Czekam też na przygody "tych zUych", czyli Shinsei, bo dawno ich nie było.
    Czekam też na kolejną kłótnię braci K., bo coś się ostatnio za bardzo kochają :P

    A na razie - dzięki za notkę, ale wiesz. Jak się zostawia czytelnika w takim momencie, to nie dziw się komentarzom "ja chcę jeszcze" :D

    Pozdr.! <3
    Meg
    (i Toffi, która też czytała!)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma