16 gru 2012

Rozdział piętnasty


Ptak zerwał się z niewielkiego krzaka jałowca. Uleciał kawałek, po czym przysiadł na wypalonej ziemi, jakby zniechęcony perspektywą szybowania po szarym, zachmurzonym niebie. Las milczał jak ogołocona przez hieny cmentarne mogiła. Stworzenie uniosło szarą główkę, wypatrując wśród gałęzi choćby jednej, małej szyszki, której nasiona zaspokoiłyby jego głód. Po chwili rozłożył skrzydła i odleciał, pozostawiając las w tyle.
Zwęglone gałązki łamały się pod stopami Byakuyi, który wędrował wciąż przed siebie, chcąc znaleźć wyjście z tego przeklętego cmentarzyska natury. Nie wiedział, jak się tu znalazł, kiedy przybył, skąd, ile już przeszedł. Stracił rachubę czasu i odległości, podążał po prostu przed siebie, obserwując ten ponury krajobraz znużonym, chłodnym wzrokiem. Po kolejnych trzystu krokach zatrzymał się, słysząc szelest, który tym razem nie dochodził spod jego butów. Odwrócił się gwałtownie i zamarł w miejscu, nasłuchując. Chwilę później zza jednego z wielu ogołoconych drzew wyłoniła się smukła postać. Najpierw wychyliła wolno głowę, a po chwili odeszła od pnia pewnym krokiem, stając kilka metrów naprzeciwko mężczyzny.
- M... Mai? - wyjąkał z niedowierzaniem.
Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się i zaczęła iść w jego stronę.
- Mai, co ty tu robisz? Dlaczego... dlaczego jesteś naga? Co to za miejsce?
Akane milczała. Wyraz jej twarzy zupełnie nie przypominał kapitanowi tej wyszczekanej, ironicznej nastolatki. W szarych oczach i delikatnym, tajemniczym uśmiechu czaiło się coś złego, coś... mrocznego.
Gdy przestrzeń między nimi była mniejsza niż pół metra, zauważył, że wzdłuż jego ciała pnie się do góry linia cienia. Nim zdążył zareagować, cień oplótł się wokół jego szyi tak mocno, że czarnowłosy zaczął się dusić. Próbował się bronić, jednak dobrze wiedział, że nie jest w stanie dotknąć, a tym bardziej zerwać czegoś niematerialnego...
Blondynka wciąż uśmiechała się, stojąc, jak gdyby nigdy nic.
- M-Mai! - wydyszał ostatkiem sił. - Co... co się dzie...je...?!
Po twarzy dziewczyny spłynęła szkarłatna strużka. I kolejna.
Krew sączyła się obficie z oczu, ust, nosa, kontrastując karmazynową barwą z bladą, nagą skórą.
Chciał wrzeszczeć, lecz nie mógł wydobyć głosu z krtani.
Wykrwawi się. Umrze. Błagam, nie...


- NIE! - krzyknął, zrywając się gwałtownie. Chwilę później odetchnął głośno, uświadamiając sobie, że jest z powrotem w swojej sypialni, a to wszystko było tylko senną marą. Mimo to wciąż wydawało mu się, że czuje ucisk na szyi, dłonie drżały niespokojnie, a serce biło z zawrotną prędkością.
Musiał się upewnić.
Wstał i opuścił pomieszczenie, podążając zacienionym korytarzem. Znał go na pamięć, więc niepotrzebne było mu oświetlenie. Zatrzymał się przed drzwiami ozdobionymi kwiatowymi wzorami i przesunął je bezszelestnie, a jego oczom ukazała się mała istota śpiąca na łóżku. Oddychała miarowo i głęboko, a złote włosy rozrzucone były po całej poduszce, tworząc wokół jej zarumienionej buzi swego rodzaju aureolę. Podszedł bliżej i przysiadł na skraju łóżka, nie spuszczając z niej wzroku. Usiłował wyrzucić ze swej pamięci widok Mai zalanej posoką, skupiając się na tej tutaj, śpiącej bezpiecznie w swoim pokoju.
Usłyszał, jak zegar w holu wybija godzinę czwartą nad ranem. Wyciągnął dłoń w jej stronę i delikatnie pogłaskał ją po głowie, nie chcąc jej zbudzić.
Widok Akane w pewien sposób go rozczulał. Wciąż była dzieckiem, niewinną dziewczyną, której ręce niesplamione były cudzą krwią...
Poruszyła się niespokojnie, marszcząc brwi i przewracając się na prawy bok, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Byakuya uświadomił sobie, że przez cały czas uśmiecha się z czułością i w momencie spoważniał.
Może rada klanowa miała rację? Może rzeczywiście robi źle, przywiązując się do niej?
Prychnął cicho z dezaprobatą. Ludzie umierają, to prawda, ale najpierw muszą się zestarzeć. Dopóki przy niej jest, nikt nie będzie w stanie jej skrzywdzić. Będzie cała, zdrowa i szczęśliwa, a on wraz z nią. W końcu tego właśnie pragnął. Pierwszy raz od dawna na czymś naprawdę mu zależało, na czymś, co nie było jedynie obowiązkiem, na czymś, w co się angażował. Ta dziewczyna była jego wybawieniem od całkowitego zatracenia się w apatii, chociażby tym, że najskuteczniej ze wszystkich osób, które znał, potrafiła go skutecznie zirytować.
Poczuł, jak ciepłe palce zaciskają się na jego nadgarstku i usłyszał niewyraźny szept:
- Byakuya...?
Mai wpatrywała się w niego zdziwionym i zaspanym wzrokiem, unosząc nieco głowę z poduszki.
- Obudziłem cię? - zapytał, czując, jak narasta w nim zakłopotanie.
- Nie... Coś się stało? Ktoś próbował mnie zaszlachtować? - zażartowała.
- Usłyszałem hałas i myślałem, że coś się stało - skłamał na poczekaniu szlachcic. Nie lubił kłamać, ale jeszcze bardziej nie lubił złośliwych docinków, dlatego postanowił trochę przekolorować wersję wydarzeń.
- Może przez sen strąciłam coś z półki nocnej... - zamyśliła się blondwłosa. - Miło wiedzieć, że mogę liczyć na twoją czujność. Dziękuję.
- Nie ma za co, Mai. Śpij, jest jeszcze za wcześnie na wstawanie.
- Już się rozbudziłam, chyba nie chcesz teraz sobie iść? - rzuciła, patrząc na niego z wyrzutem.
- Dziś wybierasz się na ten festiwal, prawda? Powinnaś się wyspać - oznajmił jej kapitan.
- Jest dopiero popołudniu, zdążę jeszcze zdrzemnąć się w ciągu dnia!
- Mai, co masz zamiar robić o czwartej nad ranem?
Akane niespodziewanie podniosła się i wpiła w jego usta, obejmując go ramionami. Ten cofnął się zszokowany i szybko ją odepchnął.
- C-co ty wyprawiasz?! - wymamrotał z dezorientacją. - Upadłaś na głowę?!
- Nie wiem - uśmiechnęła się figlarnie, a zaraz potem posmutniała. - Dlaczego mnie odepchnąłeś? Nie podobało ci się?...
- Ty postradałaś zmysły! - warknął i wstał zamaszyście. - Nigdy więcej nie waż się tego robić!
Zawahał się, gdy zobaczył, że w srebrnych oczach pojawiają się łzy.
- Mai... - zaczął ostrożnie, starając się mówić łagodnie. - Twoje zachowanie było... niepoprawne. Nie powinnaś była tego robić, rozumiesz?
- Dlaczego? Co w tym złego?... - wyszeptała z żalem, wstając i podchodząc do niego. Na jej twarzy nie było uśmiechu, jednak Kuchiki poczuł się dokładnie jak w tamtym koszmarze.
- Nie podchodź - powiedział stanowczo. - Nie jesteś sobą. Zachowujesz się jak zupełnie inna osoba. Nie chcę mieć doczynienia z tą nachalną dziewczyną. Chcę z powrotem Mai. Porozmawiamy rano, prześpij się.
Tymi słowami zakończył swoją wypowiedź i wyszedł, zanim blondwłosa zdążyła cokolwiek powiedzieć. Prawie pobiegł do swojej sypialni, zamknął za sobą drzwi i oparł się o ścianę, zakrywając dłońmi twarz.
Co nią kierowało? Dlaczego go pocałowała? Co... co stało się z Mai?
W jego umyśle kłębiły się tysiące pytań, jednak na żadne z nich nie był w stanie odpowiedzieć.

Saito zbudził cichy, lecz przenikliwy jęk. Leżała w łóżku z otwartymi oczami, mając nadzieję, że dźwięk tylko jej się przyśnił i znów będzie mogła zasnąć, jednak rozpaczliwe zawodzenie powtórzyło się, tym razem głośniej.
Z westchnieniem narzuciła na siebie szlafrok i przeszła do pomieszczenia obok, gdzie okna zasłonięte były ciężkimi żaluzjami, a w powietrzu unosił się zapach spirytusu, miętowej herbaty i leków. Na dużym łożu spoczywało wątłe, białe jak prześcieradło ciało dziewczyny, która, gdyby przytyła z dobre piętnaście kilogramów, do złudzenia przypominałaby Yasuragi.
- Znowu cię boli, siostrzyczko? - spytała Saito.
- T-tak... - usłyszała w odpowiedzi słaby, chrapliwy głos.
Szatynka szybko podeszła do półki stojącej przy posłaniu i wysypała z niebieskiej fiolki dwie duże tabletki, po czym nalała wody do szklanki i wolniutko podała siostrze lek, po czym zaczęła delikatnie rozmasowywać jej prawe ramię. Oczy wciąż same się jej zamykały, jednak dzielnie walczyła z sennością, starając się uśmiechać do chorej.
- Gomennasai, nee-chan... - wychrypiała i skrzywiła się z bólu.
- Nie przejmuj się, Kyoko! - zapeszyła się prędko zielonooka. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...
Jej samej jednak trudno było w to uwierzyć.


Słońce nieśmiało wychyliło się zza wzgórz, rzucając swe pierwsze promienie na jasne budynki Seiretei. Liczne, choć niegroźne obłoki płynęły szybko, popędzane przez chłodny, poranny wiatr. Ptaki rozśpiewały się, budząc wszystkich, którzy do tej pory jeszcze nie wstali, a na ulicach powoli zaczynał się ruch.
Byakuya po raz kolejny wsadził głowę pod kran z zimną wodą, próbując choć trochę rozjaśnić swoje myślenie. W końcu poddał się i wysuszył włosy ręcznikiem, a później wyszedł na zewnątrz, chcąc złapać wciąż jeszcze niegroźne promienie słońca. Przymknął oczy i uniósł podbródek, zwracając twarz w stronę nieba.
- A ty co, już się opalasz? - z zadumy wyrwał go ironiczny, dziewczęcy śmiech. Popatrzył się na stojącą przy nim Akane i niemal natychmiast odskoczył do tyłu jak oparzony.
Szarooka uniosła brew, patrząc na niego jak na kogoś o nie do końca stabilnej psychice.
- Czy ja gryzę?
- Nie, ale za to... - przerwał, obserwując ją badawczo. Zachowywała się, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby cała ta sytuacja w nocy nie miała miejsca...
- Mai, czy ty chcesz ze mnie zrobić idiotę? - odezwał się, starając się, by jego ton wskazywał na poirytowanie.
Dziewczyna przekrzywiła lekko głowę.
- A muszę?
- Bezczelna dziołcha.
- Widzę, że do perfekcji opanowałeś język wieśniaków!
- Zapożyczyłem to wyrażenie od Renji'ego. Możesz być pewna, że w wolnej chwili przekażę mu twój wyraz aprobaty. Przez ciebie się nie wyspałem.
- O czym ty bredzisz, Byakuya? Nie obudziłeś się jeszcze, czy co?
- Dobrze wiesz, o czym mówię - brnął dalej czarnowłosy, coraz mocniej utwierdzając się w przekonaniu, że w nocy nie miał do czynienia z tą samą Mai.
- Jeszcze nie jestem na tyle skrzywiona, żeby wstawać w środku nocy tylko po to, by cię poirytować. Wolę się wyspać.
- ... Może rzeczywiście to nie ty tak hałasowałaś - mruknął Kuchiki i od razu zmienił temat: - Słyszałem, że Daisuke chce cię zabrać na ten festiwal?
- Tak, chce. Czy coś stoi na przeszkodzie?
- Nie, nic. Uważaj na niego. Jest nieobliczalny.
- Nii-chan, nie wiesz, że antyreklama nie jest zbyt trafnym sposobem do zniechęcenia do mnie pięknych dziewcząt? - młodszy Kuchiki wyszczerzył się, wychodząc z jednego z pokoi. - Musisz się bardziej postarać.
- ... Będę o tym pamiętać - rzekł szlachcic, wyminął Mai i poszedł w stronę zachodniego skrzydła posiadłości.
- Ooo... Chyba dziś ma wyjątkowo zły humor - skwitował wesoło błękitnooki. - Nie wiesz, co było tym cudownym czynnikiem, który pogorszył jego nastrój?
- Nie... - odparła cicho Akane, wpatrując się w zamyśleniu w odchodzącego kapitana.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma