16 gru 2012

Rozdział dziewiętnasty


Tego dnia powietrze było chłodniejsze niż zwykle, pomimo przygrzewającego słońca. Ciężkie chmury sunęły spokojnie, przebijane gdzieniegdzie przez przelatujące samoloty.
Mai siedziała na stopniu przed wejściem do sklepu Urahary, przyglądając się małej, czarnowłosej dziewczynce zamiatającej podwórze i wyjątkowo hałaśliwemu chłopcu o czerwonych włosach, który stale ją poganiał.
Akane poczuła, że coś ciepłego ociera się o jej kostkę. Spojrzała w dół i uśmiechnęła się nieznacznie.
- To ty, co? - mruknęła do szynszyla, który uporczywie próbował dostać się do nogawki jej spodni. - Dalej nie potrafię zrozumieć, jak mnie znalazłeś... - schyliła się, by go pogłaskać. - Bystry z ciebie gryzoń.
Syknęła, gdy jej głowę przeszył nieznośny ból. Chwyciła się za czoło i wyprostowała powoli, opierając się plecami o ścianę budynku.
- Kuso... Chyba za dużo już siedzę na słońcu...
Wstała chwiejnie, przeszła przez sklep i weszła na zaplecze, po czym skierowała się ciemnym korytarzem do lekko uchylonych drzwi. Pomimo tego zapukała, lecz nie czekała na odpowiedź, tylko wsunęła się do pomieszczenia.
Byakuya otworzył oczy i spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- ... Cześć - przywitała się cicho, podchodząc do łóżka. Nie wiedzieć, czemu, czuła się bardzo niezręcznie, jakby sama jego obecność mogła zmiażdżyć resztki jej pewności siebie. - Jak się czujesz?
- To chyba ja powinienem zadać to pytanie... - westchnął czarnowłosy. - Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć.
- Ale z nas ofiary - Mai siliła się na śmiech, jednak z jej gardła wydobyło się tylko krótkie parsknięcie. Usiadła na skraju łóżka i popatrzyła się na kapitana, chcąc, by jej mimika choć w najmniejszym stopniu wyrażała szczery uśmiech. - Ze mną wszystko w porządku. Przynajmniej jestem w stanie chodzić, w przeciwieństwie do  ciebie.
W powietrzu czuło się ciężką atmosferę smutku i poczucia winy. Żadne z nich nie było w stanie powiedzieć drugiemu tego, co krążyło w ich głowach już do kilku dni, co sprawiało, że coraz trudniej przychodziła im spontaniczna rozmowa.
Blondwłosa zacisnęła pięści, trzymając je na kolanach, i nie patrząc na szlachcica, wydukała z siebie:
- Byakuya...
- Tak?
- Powiedz mi... czy... czy ty... jesteś na mnie zły?
Kuchiki uniósł brwi tak wysoko, że niemal zniknęły pod warstwami bandaży oplatających ciasno jego czoło.
- O czym ty mówisz?
- Ja... No... To ja... To ja rozmawiałam z Aizenem... I przez to... przez to zostałeś ranny... I... I użyłam twojego zanpakuto... Ja... ja... - zamilkła, widząc, że mężczyzna się podnosi. - Hej, nie wolno ci wsta-! - przerwała, gdy schylił przed nią głowę i rzekł:
- Przepraszam.
Zapadło milczenie. Ciemnooki nie uniósł wzroku, tylko wbił go w pościel. Przeklął się za to, że nawet nie miał odwagi spojrzeć jej prosto w oczy.
Zamiast odpowiedzi usłyszał cichy szloch. Ostrożnie podniósł głowę i zerknął na blondynkę ukradkiem. Twarz miała ukrytą w dłoniach, a przez szpary między palcami spływały łzy.
Patrzył na nią, nie odzywając się. Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. Co mógłby zrobić, żeby w jakiś sposób ją pocieszyć.
- Przytul mnie, ty głupi dupku! - wybuchnęła granatowooka, nie przestając płakać. Kapitan otoczył ją ramionami i delikatnie przyciągnął do piersi.
- Jeszcze jakieś życzenia? - rzucił ironicznie.
- Zamknij się, bo teraz ja mam ci coś do powiedzenia! - jęknęła przytłumionym głosem. - Nigdy, ale to NIGDY więcej nie daj się tak zranić... Myślałam, że nie żyjesz... Poczułam się wtedy...
- Wiem, jak się poczułaś - przerwał jej cicho. - Przepraszam.
- Milcz, jeszcze nie skończyłam! Myślałam, że zostałam sama... I to z własnej winy... Że znowu przez moją bezsilność zginął ktoś mi bliski... Proszę... - zacisnęła palce na jego koszuli. - Nie zostawiaj mnie samej... Bo ja nie mam już nikogo innego... To wszystko mnie przerasta... Boję się, cholernie się boję... Mam żal do moich rodziców, bo nigdy nie przygotowali mnie na tak dużą odpowiedzialność... Nigdy nie zadbali o to, żeby pomóc mi nabrać samodzielności...
- Pewnie liczyli na to, że nigdy nie będziesz musiała stać się częścią tego świata. Mojego świata - westchnął cicho czarnowłosy i odparł brodę na jej głowie. - Bardzo tęsknisz za światem żywych?
- Nie, ani trochę... - szarooka przytuliła się do niego mocniej. - Ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jakie to wszystko niebezpieczne... że mogliśmy zginąć... i wciąż możemy...
- Nie myśl o tym - uciął chłodno mężczyzna. - Nikt nie zginie, a już na pewno nie ty. Wszyscy staramy się dbać przede wszystkim o twoje bezpieczeństwo.
- Dlaczego mnie bronisz? - zapytała nieoczekiwanie Akane, nie patrząc na niego. - Bo takie masz rozkazy?
Kuchiki zastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział wolno.
- Zapewne z początku była to sprawa pierwszorzędna... Ale kiedy cię zobaczyłem, byłaś zraniona, zagubiona i samotna, nie mając czego się uchwycić, by móc dalej żyć. Trochę mnie to... poruszyło.
- A teraz?...
- Teraz... Chciałbym po prostu widzieć, jak się uśmiechasz. Jesteś młoda, masz całe życie przed sobą i nie zasłużyłaś na to, by wciąż otrzymywać od życia tylko ciosy. Mam rację? - uśmiechnął się do niej nieznacznie.
Mai podniosła głowę i otarła łzy wierzchem dłoni, pociągając przy tym nosem.
- Pewnie tak...
Spojrzała na niego ufnym wzrokiem. Jej twarz znajdowała się bardzo blisko jego.
Podświadomość podsunęła mężczyźnie wspomnienie nocy, gdy jego przyjaciółka zachowywała się, jakby nie była sobą i... wtedy go pocałowała.
Odsunął ją od siebie gwałtownie.
- Co się stało? - zdziwiła się, patrząc na niego ze smutkiem.
- Nic takiego - skłamał, jąkając się lekko. - Przepraszam, po prostu naparłaś na jeszcze niezagojoną ranę i trochę zabolało.
Blondynka cofnęła się nieco, mówiąc skruszonym głosem:
- Przepraszam, nie chciałam, może lepiej już...
- Nie musisz iść - uspokoił ją. W jego oczach z każdą wypowiedzią coraz bardziej się pogrążał i było mu z tym niezmiernie głupio. Był zmęczony, nieprzytomny i wszystkie myśli kotłowały się w jego głowie, próbując się wydostać i powodując niewyobrażalny chaos. Nie miał na nic siły, a już na pewno nie na refleksje na temat relacji łączących go z nastolatką, która, nie wiedzieć czemu, jednej nocy po prostu się na niego, nieelegancko mówiąc, napaliła.
A może powinien jej powiedzieć? Może jeśli by się o tym dowiedziała, coś by jej się przypomniało, jakaś chwila, jakiś sen, cokolwiek, co wytłumaczyłoby przyczynę tego niecodziennego zachowania z jej strony...
- O czym myślisz? - spytała nieśmiało, wpatrując się w niego uważnie, jak gdyby był lekturą, którą musiała zinterpretować.
- O niczym...
- Nie wierzę ci.
- Jeśli powiedziałbym ci, o czym, zapewne również byś nie uwierzyła.
- Może warto się przekonać?
- Nie sądzę. Stare rany jeszcze się nie zabliźniły, więc nie chcę "zarobić" sobie już nowych na zapas.
Mai zaśmiała się, szczerze i wesoło, po raz kolejny go przytulając, tym razem już delikatniej, uważając, by nie zrobić mu krzywdy.
- Aż tak źle? - zapytała.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak.
- Lubię to - szepnęła mu do ucha.
Od tego szeptu ciarki przebiegły po jego plecach.
- Co takiego?...
- Przytulać się do ciebie. To takie miłe uczucie...
- Mai... - zaczął kapitan, bojąc się, że koszmar znów odżył i ma zamiar dręczyć go na jawie.
Odsunęła się powoli i pogładziła go po policzku, a drugą ręką wodziła po jego torsie, uśmiechając się zawadiacko.
Sekundę potem jej oczy stały się puste i osunęła się na jego kolana, tracąc przytomność.


Przez kolejnych kilka dni Byakuya unikał Mai jak ognia, starając się za wszelką cenę dojść do jakiegoś logicznego wniosku na temat tego, co siedziało w głowie dziewczyny i dlaczego to coś za wszelką cenę chciało go uwieść.
I przede wszystkim dlaczego, do cholery, prawie się temu czemuś udało.
Szlachcic czuł wstręt do samego siebie za to, że nieomal dał się ponieść emocjom, które nigdy wcześniej nie zawitały do jego świadomości. O ile za pierwszym razem, gdy Akane "zdziwaczała", był zestresowany, o tyle za drugim razem był po prostu...
Nie, nie, nie powiedziałby tego nawet we własnej głowie. Za nic w świecie, o nie.
Miał wielką ochotę zaprowadzić się samemu przed sąd i oskarżyć się o pedofilię, niestety w Soul Society nie sklasyfikowano jeszcze takiego rodzaju przestępstwa. Trzeba było to zmienić....
Wściekły na siebie, że nie potrafi kontrolować nawet toku swych myśli, uderzył czołem w ścianę i natychmiast syknął z bólu, a łzy napłynęły mu do oczu.
Nie, to stanowczo nie był dobry pomysł.
Zresztą, kiedy on ostatnio wpadł na coś mądrego?
Warknął tylko, rozeźlony i wrócił do pokoju, w którym rezydował od czasu przegranego pojedynku z Aizenem. Zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem i opadł na łóżko z zamiarem położenia się do spania. Tylko sen mógł w tej chwili uwolnić go od natręctw myślowych.
Już miał się położyć, gdy dostrzegł na szafce nocnej złożoną kartkę, której wcześniej z całą pewnością tam nie było.
Z mocno bijących, pełnym złych przeczuć sercem sięgnął po zwitek papieru i rozłożył go prędko. Wstrzymał oddech, widząc charakter pisma Mai.
"Przepraszam, ale ja już tak nie mogę.
Widzę, jak bardzo męczy cię moja obecność w twoim życiu, choć starasz się nie dawać tego po sobie poznać. Mam do siebie żal, bo to przeze mnie jesteś ranny. Przeze mnie jesteś przygnębiony. Nie chcesz mnie widzieć na oczy i doskonale to rozumiem. Cieszę się, że mogłam cię poznać.
Dziękuję."
Przeczytał liścik jeszcze trzy razy, zanim dotarł do niego pełen sens tych słów. Przecież to wszystko było zupełnie nie tak!
... Ale ona najwidoczniej o tym nie wiedziała.
Zastanowił się szybko, ile godzin spędził poza pokojem.
Dziesięć. Dziesięć długich godzin, podczas których mogło jej się stać dosłownie wszystko. Włączając w to kolejną, niezapowiedzianą wizytę Aizena w bliżej nieznanym mu celu.
W tempie błyskawicznym opuścił gigai, zdjął bandaż z czoła, chwycił za Senbonzakurę i niepostrzeżenie opuścił budynek sklepu Urahary.
Pobiegł, szukając reiatsu dziewczyny.
- Błagam, bądź żywa - szepnął do siebie, jak gdyby wierząc, że modły wypowiedziane na głos będą miały większą siłę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma