16 gru 2012

Rozdział dziesiąty


Gdy tylko rozchyliła lekko powieki, światło słoneczne poraziło ją do tego stopnia, że prędko narzuciła kołdrę na głowę i mruknęła ze złością:
- Czy oni nie znają takiego wynalazku jak rolety lub chociaż zasłony?
- No nareszcie, już myślałam, że nigdy się nie obudzisz!
Blondwłosa poderwała się do góry i rozejrzała panicznym wzrokiem. W kącie pokoju dojrzała siedzącą w fotelu Saito, która ze średnim zainteresowaniem przeglądała jakąś kolorową gazetę z Głównodowodzącym na okładce.
- Musisz mnie straszyć z samego rana? - fuknęła Mai, przygładzając rozczochrane włosy. Przysiadła na brzegu łóżka, lecz gdy tylko podniosła się na równe nogi, zakręciło jej się w głowie do tego stopnia, że musiała z powrotem usiąść.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytała troskliwie szatynka, odkładając pisemko na bok.
Akane przyłożyła chłodną dłoń do swej twarzy i przymknęła lekko oczy. Dlaczego wydawało jej się, że ta noc była tak strasznie długa? W jej sercu nagle zakiełkowało przeczucie, że stało się coś złego.
- Gdzie Byakuya?
Yasuragi zmierzyła ją zaskoczonym wzrokiem i odparła:
- W pracy, a gdzie on mógłby być?
- ... Możesz mnie do niego zaprowadzić?
- Eee... sądzę, że tak, o ile nie będziesz mu przeszkadzać, bo wtedy wywali cię z hukiem za drzwi. No, chyba, że masz jakieś specjalne przywileje - gdy wypowiadała dwa ostatnie wyrazy, jej twarz rozświetlił dwuznaczny uśmieszek.
- Sądzę, że nie mam więcej przywilejów niż ktokolwiek inny - mruknęła Mai i ponownie, tym razem już bardzo wolno i ostrożnie, wstała, po czym skierowała się do łazienki. - Zaczekaj tu na mnie, dobrze?
- To moja praca - przewróciła oczami brązowowłosa i zaczęła stukać miarowo stopą o drewnianą podłogę.
Gdy szarooka wyszła z łazienki, Shinigami właśnie dobierała się do jej drożdżówki z dżemem.
- O, jusz jeszteś gotofa? - wysepleniła z pełnymi ustami.
- Czy ciebie w domu nie karmią? - fuknęła blondwłosa, niezbyt zadowolona, że ktoś konsumuje jej posiłek.
- Siedziałam tfu pszes dfie gofdziny! - odparła tamta z wyrzutem. - Sdąszyłam jusz sgłodnieć!
Akane tylko westchnęła ze zrezygnowaniem i zaczęła jeść musli, a po skończonym posiłku orzekła:
- Dobra, to teraz możesz zaprowadzić mnie do Byakuyi.
- Hej! To, że mam cię pilnować, nie znaczy, że możesz się do mnie zwracać jak królewna do podrzędnej służącej! Kto cię w ogóle wychowywał, dziewczynko? - oburzyła się i zaczęła ją klepać po głowie jak przedszkolaka. - Trochę grzeczności nie zaszkodzi, wiesz?
Mai z lekkim wstydem przyznała jej w myślach rację.
- Gomen - przeprosiła krótko. Saito rozchmurzyła się nieco i obie opuściły posiadłość, kierując się do znajdującej się niedaleko siedziby 6. dywizji. Gdy weszły do środka, ujrzały uwijających się jak pracowite pszczółki Shinigami biegających w tę i z powrotem z górami papierów. Jeden z nich zatrzymał się przed nimi i powiedział:
- Kapitan to cię nieźle skrzywdzi za to spóźnienie!
Mai rozpoznała go - był to jeden z oficerów z grupki znajomych Saito.
- Haha, chyba śnisz, Mizuki! - roześmiała się Yasuragi złośliwie. - Kapitan zwolnił mnie od wypełniania raportów i wszelkiego rodzaju innych prac w dywizji!
- COOOO?! - mężczyzna zbulwersował się do tego stopnia, że kilka kartek zsunęło się z kupki i spadło lekko na podłogę. - Jak to?!
- To długa historia, opowiem ci, jak będziesz mieć wolne - zielonooka mrugnęła do niego i poszła dalej, podczas gdy Mizuki rzucał siarczystymi przekleństwami pod adresem niesprawiedliwego losu.
Po kilku minutach dziewczyny stanęły pod hebanowymi, dużymi drzwiami.
- Zapukaj - zachęciła Saito.
- Dlaczego ja? - zdziwiła się Mai.
- Bo ja nie chcę dostać opieprzu.
- Tchórz - mruknęła pod nosem Akane i zapukała delikatnie. Usłyszała zdecydowane i władcze "Proszę" i, naciskając klamkę, wsunęła się cicho do środka.
Gabinet był dość duży, jasny i przestronny. Niemalże całą przeciwległą ścianę zajmowało duże okno z widokiem na budynki Seiretei. Po lewej znajdowało się kilka dużych regałów wypełnionych teczkami, księgami i wszelkiego rodzaju dokumentami, po prawej, koło drzwi stał stolik i dwie sofy, obok nich mała biblioteczka, a naprzeciwko drzwi biurko z jasnego drewna, za którym siedział w skupieniu czarnowłosy mężczyzna, śmigając pędzelkiem po papierze. Teraz jednak podniósł lekko głowę i nawet nie starał się ukryć zaskoczenia na widok dziewczyny.
- Mai - powiedział krótko, unosząc nieznacznie brwi.
- Eee... tak, to moje imię - odparła nieco żartobliwie blondwłosa. - Liczyłam na cieplejsze powitanie.
- Witaj.
- Koniecznie sprawdź w słowniku definicję frazy "ciepłe powitanie".
- Co cię tu sprowadza? - zignorował jej docinek szlachcic i wskazał jej dłonią krzesło naprzeciw biurka. - Gdzie Saito?
- Stoi przed drzwiami i pewnie podsłuchuje.
Tak, jak się spodziewała, usłyszała cichy szmer dochodzący z korytarza.
- Dlaczego nie wejdzie do środka?
- Boi się dostać opieprz.
- Przepraszam, co dostać?
- Ochrzan.
- Powiedz to w zrozumiałym dla mnie języku...
- Boi się, że ją okrzyczysz, skrzywdzisz, wyrzucisz przez okno, wywalisz z pracy, ewentualnie wygnasz z tego świata.
- ... A więc zacznijmy mądrą konwersację.
Nastąpiła cisza. Mai w tej chwili zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, co powiedzieć. Przyszła tutaj, bo... bo miała złe przeczucia? "Wyśmieje mnie" pomyślała gorzko.
- Więc... - zaczęła niezręcznie, splatając nerwowo palce. - Eee... Ja... No cóż...
Byakuya zamarł na moment. Czyżby jednak pamiętała? Użył przecież zaawansowanego zaklęcia wymazywania pamięci, to niemożliwe, żeby miała choćby przebłyski ze swego koszmaru czy chwili, w której myślała, że wszyscy chcą ją zabić...
Wciąż jednak milczał, nie chcąc powiedzieć niczego, co mogłoby go zdradzić.
- Właściwie to... - Akane poczuła, jak jej twarz oblewa rumieniec. - Wiem, że to może się wydawać głupie, ale... Mam złe przeczucie. Przeczucie, że... że dziś stało się coś złego.
Kuchiki uznał, że nie wolno mu drążyć tego tematu.
- To na pewno zmiana miejsca pobytu. Twoja dusza prawdopodobnie dopiero przyzwyczaja się do nowych warunków. Staraj się o tym nie myśleć - uciął.
- ... Pewnie masz rację... - powiedziała bardziej do siebie niż do niego i wstała. - Przepraszam, że zawracałam ci głowę. Miłej pracy.
- Do zobaczenia - odpowiedział ciemnooki i gdy tylko dziewczyna wyszła, z powrotem pochylił się nad raportami.
"Zabawne" pomyślał. "Jeszcze niedawno zbyłaby mnie słowami "Spieprzaj, dziadu". Doprawdy, urocze dziecko." skwitował z właściwą sobie ironią.
                                               - - -
- Nie zabił cię? - zapytała Saito, oblizując ze smakiem łyżeczkę, po czym ponownie zatapiając ją w deserze lodowym. - Kurczę, szczęściara.
Słońce przygrzewało łagodnie, a miękkie, białe obłoczki płynęły spokojnie po błękitnym niebie. Powietrze było świeże, a leciutki wietrzyk kołysał liśćmi na wysokich, starych drzewach. Uliczkami przechadzali się Shinigami, cieszący się chwilą wolnego i okazją do odetchnięcia od pracy, niektórzy spędzali czas w sklepach, pozbywając się swojej wypłaty.
- Nie, był nadspodziewanie miły, chociaż wcale nie wyglądał, jakby miał dobry dzień...
- On nigdy tak nie wygląda - stwierdziła bez ogródek Yasuragi. - Taki już jego image.
- U mnie mówiło się na to "dizajn" - parsknęła Mai i przygryzła lekko fioletową rurkę wetkniętą w jagodowy koktajl.
- Brzmi odlotowo - przyznała oficer z uśmiechem. - Nie chcesz wracać do świata żywych?
- Nie, niespecjalnie... nawet jeśli bym chciała, to nie mogę - rzekła z ledwo wyczuwalną nutą goryczy Akane. - Wydaje mi się, że zostanę tu do końca swoich dni... Zastanawia mnie czasami, co będzie w przyszłości.
- To znaczy? - dopytywała się Saito, pogryzając czekoladową ozdobę deseru.
- No... raczej nie będę do końca życia mieszkać w posiadłości Byakuyi, nie? - stwierdziła szarooka, jakby było to conajmniej oczywiste.
Szatynka przygryzła kciuk, myśląc intensywnie.
- Wiesz... - zaczęła ostrożnie. - To wcale nie jest takie niemożliwe.
Mai spojrzała na nią jak na wariatkę.
- Żartujesz, prawda? - chciała się upewnić. - Przecież nie może przez całe życie trzymać w domu obcej osoby! - żachnęła się.
- Tutaj większą szychą jest jedynie Głównodowodzący. Nikt nie odważyłby się temu sprzeciwić...
- Ja się odważę! On sam zresztą też.
- Najlepiej sama go o to zapytaj - zaśmiała się zielonooka, patrząc na nią wesoło. - Ale by był skołowany! No, chyba, że ma już na to gotową odpowiedź... To w jego stylu.
Mai pokręciła wolno głową.
- Trudny z niego człowiek.
- Trafiłaś w samo sedno, mała.
                                                - - -
Gdy zapadł już wieczór, Akane wróciła do posiadłości i zjadła obfitą kolację w towarzystwie Emi (ta najpierw stanowczo zaprzeczała, jednak w końcu dała się namówić). Teraz leżała na mięciutkim, nowym materacu wpatrując się przez otwarte drzwi tarasowe na ogród. Bardzo lubiła ten widok. Uspokajał ją, koił zmysły i kołysał do snu lepiej niż tandetne płyty z muzyką pseudorelaksacyjną, które swego czasu nałogowo kupował jej ojciec. "Nigdy na niczym się nie znał" przemknęło jej przez myśl. "Nie wiem, co w ogóle mama w nim widziała" dodała zgryźliwie. Już nie płakała na wspomnienie swej matki, jedynie robiło jej się przykro. Pogodziła się z jej śmiercią i zdała sobie całkowicie sprawę z tego, że być może już nigdy jej nie zobaczy.
Przeciągnęła się na łóżku, zeszła z niego i ruszyła na przechadzkę po posiadłości. W jej głowie czaiła się obawa, że się zgubi, jednak chyba nie zrobiłaby z siebie wielkiej idiotki, gdyby zapytała kogoś o drogę.
Mijała kolejne drzwi i skręcała w boczne korytarze, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co przykułoby jej uwagę. W końcu, po niemal półgodzinnej wędrówce przystanęła, wpatrując się w jedne z niewielu drzwi w tym wielkim domu, które nie były przesuwane. Wiedziała, co znajduje się za nimi. Gabinet Byakuyi, w którym dokańczał pracę przyniesioną z dywizji i w którym spędzał większość czasu. Zawahała się przez chwilę. "Nie powinnam tam wchodzić. To jego prywatny pokój", ciekawość jednak zwyciężyła. Upewniła się, że nikt jej nie widzi i niemal jak włamywacz wsunęła się do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Pierwszym meblem, na który zwróciła wzrok, była zamknięta, oliwkowa szafa. Podeszła do niej cicho i otworzyła ją. Jej oczom ukazało się zdjęcie uśmiechniętej kobiety o kruczoczarnych włosach i łagodnych, fioletowych oczach. Była bardzo blada i wyglądała na słabą, jednak w jej twarzy było coś, co sprawiło, że Mai poczuła sympatię do tej osoby. Po chwili zorientowała się, że wygląda ona prawie tak samo, jak siostra Byakuyi. No tak, to pewnie była jego zmarła żona.
Blondwłosa poczuła się nagle tak, jakby właśnie rozkopała czyjś grób. Szybko zamknęła szafę i podeszła do ciemnego, drewnianego biurka, na którym znajdowało się kilka równo ułożonych ryz papieru. Dziewczyna omiotła wzrokiem blat i dostrzegła wciśniętą pomiędzy dwie kupki, nieco podniszczoną kartkę. Chwyciła ją, bacząc na to, by jej nie uszkodzić i rozwinęła ją. Była zapisana równym, starannym pismem. Najwyraźniej był to list... "Pójdę za to do piekła" jęknęła w myślach i zaczęła czytać.
"Minęły już dwa dni, nie wiem nawet, kiedy. Wciąż tu przesiaduję, nic nie jem, nie chodzę do pracy. Czasem przychodzi do mnie Daisuke i najwyraźniej chce ze mną porozmawiać, jednak nie jestem w stanie wyrzec nawet słowa. Dlaczego? Dlaczego to spotkało właśnie mnie?..."
List wypadł jej z ręki, gdy ktoś zdecydowanym, brutalnym ruchem chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w bok. Krzyknęła, stając oko w oko z panem domu.
- Co ty tutaj robisz...?! - starał się tłumić w sobie wrzask. - Kto do ciężkiej cholery pozwolił ci tu wejść?!
- J-ja... - wydukała Mai, próbując pozbierać wszystkie myśli i odpowiedzieć rzeczowo na postawione pytanie. Czarnowłosy warknął rozwścieczony i szarpnął nią tak mocno, że miała wrażenie, iż zaraz wyrwie jej rękę.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - ryknął. - WYNOŚ SIĘ I NIE POKAZUJ MI SIĘ NA OCZY!
Przerażona szarooka cofnęła się o krok i wybiegła z gabinetu. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Nie do końca rozumiała, dlaczego był tak  wściekły, wiedziała jednak jedno: nienawidzi jej. Jego oczy ciskały gromem, pałały tak ogromną złością i zażenowaniem, że nie znalazła w nich nawet śladu tego spokojnego, wyważonego i ironicznego arystokraty.
- Co ja zrobiłam?... - szepnęła, a łzy mimowolnie spłynęły po jej policzkach. Przy bramie nie było żadnych strażników. Wybiegła za mury posiadłości i zagłębiła się w ciemne uliczki Seiretei.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma