16 gru 2012

Rozdział trzynasty


Mai zapamiętale cięła drzewo przy pomocy swej mocy. Stała sama w ogrodzie, Saito zaś poszła w obieg po posiadłości, pytając wszystkich o jakieś hasło do krzyżówki, którą rozwiązywała, patrząc na trening podopiecznej. Zacisnęła zęby, ignorując nieznośny ból promieniujący z żeber na całe ciało. "Rozwalę to cholerne drzewo, rozwalę!" myślała uparcie, a pień wciąż znaczony był kolejnymi rysami. Przychodziło jej to z trudem, ale złość i ból dawały jej motywację. Za punkt honoru postawiła sobie to, aby jeszcze dziś wieczorem pokazać Byakuyi doszczętnie zniszczony klon.
Usiadła na chwilę, a kropelki potu spływały pojedynczo po jej skroni, lądując na intensywnie zielonej, miękkiej murawie. Zadarła głowę do góry i wodziła wzrokiem za ciężkimi, szarawymi chmurzyskami sunącymi ociężale po niebie. "Zbiera się na burzę" oznajmiła sobie i ponownie spojrzała na drzewo. Dźwignęła się na nogi z ociąganiem i przyłożyła sobie pięścią w bok, mając nadzieję, że to stłumi tępy ból rozpierający ją od środka. Niestety, cios jedynie pogorszył jej samopoczucie. Czy to naprawdę takie trudne, po prostu uformować głupią energię duchową w jakiś konkretny kształt? A może to jej wina i jest po prostu tak beznadziejna, że nie potrafi sobie poradzić nawet z czymś tak banalnym, a Byakuya po prostu nie ma serca jej tego powiedzieć?
Potrząsnęła głową, chcąc, by opuściły ją wszystkie myśli i znów skupiła się na swoim celu.
Wnet jej uwagę rozproszyła kolejna rzecz: wokoło się ściemniło, a na jej nos spadła lodowata kropla.
- Już pada? - zdziwiła się i otarła grzbiet nosa rękawem bluzy. Nie minęło kilka minut jej ćwiczeń, gdy deszcz lunął z całą mocą i otoczenie wypełnił szum, a po chwili i grzmoty.
Dziewczyna z westchnieniem narzuciła na głowę kaptur, lecz natarczywie bombardujące ją krople wody wsiąknęły w ubranie, czyniąc je co najmniej dwa razy cięższym. Nie miała jednak zamiaru pozwolić, by coś tak trywialnego przeszkodziło jej w treningu. Po prostu MUSIAŁA się tego nauczyć. Bez względu na warunki pogodowe.
Pomimo panującego hałasu jej czujnych uszu doszedł szmer. Ktoś za nią stał.
Odwróciła się szybko i wstrzymała na chwilę oddech, cofając się dwa kroki.
- Kim ty...? - zapytała powoli, przypatrując się z nieufnością wysokiej, czerwonowłosej kobiecie. Połowa jej twarzy przysłonięta była włosami, z drugiej połowy łypało na nią czarne jak węgiel oko. Uśmiechała się z lekką kpiną, ukazując nienaturalnie ostre zęby. Przywodziły one Mai na myśl piranię obnażającą groźnie kły, gotową zaatakować.
- Mai-chan - powiedziała krótko, mrugając do niej łobuzersko. - Tylko mi nie mów, że twój nieomylny lord protektor zabronił ci rozmawiać z obcymi?
- Nie musiał mi tego mówić - odparła chłodno Akane. Spojrzała na jej ubiór. Zwyczajny uniform Shinigami.
Coś jednak nie pozwalało jej wierzyć w to, że można jej zaufać.
- Jak się nazywasz i do której dywizji należysz?
Czerwonowłosa zamilkła, najwyraźniej zbita z tropu podejrzliwością dziewczyny. Zaraz jednak przybrała swój kpiący wyraz twarzy i zaczęła ją powoli obchodzić dookoła, mówiąc:
- Mai-chan, Mai-chan... Zachowujesz się zupełnie jak twój ojciec.
- Nie jestem do niego podobna - syknęła blondynka, zaciskając pięści. Zgięła nieco kolana, w każdej chwili gotowa do ucieczki. - Skąd go znasz?
- Znam go już bardzo długo... W końcu należymy do tej samej organizacji.
- Jesteś Shinsei? - wydukała szarooka, prostując się szybko. Lędźwia nagle zaczęły pulsować dokuczliwym bólem. - Co ty tu robisz?
- Nie tylko ja - zauważyła Ruth i zaśmiała się śmiechem przypominającym bardziej skrzypienie zawiasów w okiennicach nawiedzonego domu, niż ludzki odgłos. - Jest nas tu więcej. Przyszliśmy zebrać żniwa śmierci - jej oko błysnęło złowrogo.
- Nie zabijesz mnie. Jestem wam potrzebna.
- Nie, nie przyszłam tu po ciebie, choć przyznam, dostałam rozkaz, by cię znaleźć. Wiedziałam, że tu będziesz, nie podzieliłam się jednak tą informacją z resztą, bo przeszkodziliby mi w dokonaniu mojej zemsty.
- Zemsty...? Na kim?
- Spróbuj się ruszyć, pieprzona suko, a pożegnasz się ze swoją głową.
Mai aż podskoczyła, a Ruth przełknęła głośno ślinę, czując zimną stal tuż przy swoim gardle.
- B-Byakuya! Skąd ty się tu...?
Mężczyzna zmierzył blondynkę wzrokiem z góry na dół. Potem przeniósł spojrzenie na kobietę.
- Z tego co widzę, mniemam, iż przyszłaś w odwiedziny, Ruth.
Ognistowłosa odwróciła się w jego stronę, próbując maskować strach ironicznym wyrazem twarzy.
- Nie dostanę herbatki?
- Co najwyżej możesz dostać w pysk, moja droga. Więc? Będziesz grzeczna i pójdziesz precz czy potrzebujesz kolejnej modyfikacji wyglądu? - mówiąc to, czubkiem ostrza odgarnął włosy z jej twarzy.
Mai zasłoniła usta dłonią, czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
Cały odsłonięty kawałek skóry był dziwnie sfałdowany, a oka... po prostu nie było, brakowało też brwi. Wzdłuż prawej połowy twarzy ciągnęły się głębokie szramy.
Nie odezwała się, bojąc się, że mogłaby zwymiotować. Cofnęła się pod sam pień i zacisnęła powieki, nie chcąc dłużej na to patrzeć.
Ruth ryknęła wściekła i odskoczyła do tyłu, a w jej dłoni, nie wiadomo skąd, pojawił się długi miecz claymore o ciemnej, połyskującej rękojeści.
- Broń ręczna? No proszę, proszę, Shinsei najwyraźniej idzie do przodu, ale chyba zapomniałaś o jednej rzeczy: tylko zanpakuto jest w stanie zabić Shinigami.
Czarnooka zaśmiała się i chwyciła miecz w dwie ręce, przyjmując pozycję atakującą. W tej chwili niebo przecięła łuna światła, a po Seiretei poniósł się donośny grzmot.
- Shinigami mogą zginąć zarówno od zanpakuto czy kidou, jak i od każdej broni, która będzie na tyle wytrzymała, by zostać naładowaną odpowiednią ilością energii duchowej. Tak więc... chyba stanowię dla ciebie zagrożenie, dupku.
Akane otworzyła oczy, słysząc szczęk dwóch zetkniętych ostrzy. Kuchiki napierał z całą siłą na kobietę, lecz ta wcale nie ustępowała mu siłą. W końcu obrócił katanę w dłoni, zmuszając ją, by zrobiła to samo. Claymore prawie wyślizgnął się z jej dłoni, a szlachcic w tym czasie celnym kopniakiem w brzuch posłał ją na ziemię kilkanaście metrów dalej. Nie czekając, aż czerwonowłosa się podniesie, wyciągnął rękę przed siebie i wyrecytował:
- Hadou nr 4 - Byakurai.
Promień błyskawicy wystrzelił w stronę Ruth.
I nagle wszystko wokół niej zapłonęło.
Przed atakiem zasłoniła ją ściana płomieni, która rozświetliła otoczenie niesamowitym blaskiem.
- ... Co to...? - szepnęła blondynka, mrużąc lekko oczy.
- Hadou nr 58 - Tenran.
Mai z całej siły objęła drzewo rękami, opierając się powstałej wichurze, która odepchnęła Shinsei do tyłu. Ogień zniknął, a gdy wiatr ustał, dwójka ponownie natarła na siebie i skrzyżowała oręże.
Gdy tylko szykowali się do kolejnego ciosu, w ogrodzie zmaterializowały się 4 postacie. Dwie z nich miały na sobie białe haori.
- No, no, Kuchiki-taicho, zawsze, gdy pan walczy, widać tego młodzieńczego ducha - zaśmiał się Kyoraku Shunsui, kapitan 8. dywizji, patrząc na zacięty wyraz twarzy Byakuyi. - Dałeś tej pani popalić.
- Nawet na chwilę cię nie można zostawić! - prychnęła Saito, podbiegając do Mai. W jej oczach czaiło się niepasujące do niej zdenerwowanie. - Nic ci nie jest?
Szarooka tylko pokręciła głową, niezbyt skora do wydawania z siebie jakichkolwiek odgłosów.
- Uff... To dobrze...
- Nii-sama! - wykrzyknęła Rukia, widząc, że ze skroni szlachcica płynie strużka gęstej krwi.
- Uspokój się - mruknął mężczyzna w odpowiedzi, nie racząc nawet na nią popatrzeć. Był skupiony tylko i wyłącznie na Ruth, dyszącej ciężko i trzymającej się za krwawiące ramię. Ponownie uniósł Senbonzakurę, a w srebrnym ostrzu błysnęły drobne kropelki deszczu. - Tym razem z tobą skończę, ruda wywłoko.
- To się okaże, śmieciu.
- Shinsei już się wycofali - odezwał się nieoczekiwanie Jushiro. - A wszystko dzięki twojej nierozsądnej, samodzielnej akcji. Mam wrażenie, że będziesz mieć nie lada problem...
Czerwonowłosa przygryzła tylko wargę i po chwili namysłu warknęła wrogim głosem:
- Załatwię was. Wszystkich!
Za nią otworzyło się przejście do świata żywych. W momencie zniknęła w łunie intensywnego, białego blasku, a wrota zamknęły się za nią i rozpłynęły się w powietrzu.
- To musi być niezła idiotka - skwitowała Yasuragi z króciutkim prychnięciem. - Przez nią padł cały plan Shinsei. Będzie miała przerąbane u swojego pracodawcy, kimkolwiek on jest.
- No, to myślę, że już nie jesteśmy tu potrzebni - Shunsui klasnął w dłonie i mrugnął do swojego przyjaciela. - Chodź, piękny chłopcze, nie zakłócajmy dłużej spokoju Kapitana Kuchiki.
Białowłosy przytaknął wolno i pożegnał Byakuyę krótkim skinieniem głowy, po czym obaj mężczyźni przy pomocy shunpo opuścili teren posiadłości.
Czarnowłosy wsunął katanę z powrotem do sayi i odwrócił się w stronę dziewczyn. Po jego wyrazie twarzy można było domyślić się, że bardzo go korci, aby kogoś zwrzeszczeć, tak więc Saito skłoniła się lekko, tłumacząc się chorym dziadkiem i postanowiła w tempie błyskawicznym zniknąć z pola widzenia arystokraty.
- Nii-sama... - zaczęła Rukia nieśmiałym głosem, podchodząc do swego brata. Wyjęła z kieszeni przemoczoną chustkę i podała mu ją. - Proszę. Cały policzek masz we krwi...
Ciemnooki zamaszystym ruchem wyrwał jej materiał z dłoni i starł szkarłatną ciecz z twarzy, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu.
Czarnowłosa obdarzyła Akane krótkim spojrzeniem i obie udały się za nim w milczeniu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma