16 gru 2012

Rozdział pierwszy


Była to kolejna, spokojna noc w mieście Karakura. Stacja metra ziała pustkami, a zepsuta lampa migała nieustannie. Po betonie walały się stronnice porzuconych dzienników, papierków, skasowanych biletów i kartek przeróżnej maści, a chłód przenikał każdy por skóry niczym miliony małych igieł. Raz na jakiś czas zatrzymywał się tam podziemny pociąg, jednak  nikt do środka nie wsiadał. Wszystkie te elementy nadawały podziemiom mroczną i przesiąkniętą tajemniczością atmosferę, a każdy ciemny kąt stacji przyciągał nieustannie zaniepokojone spojrzenia nielicznie przebywających tam w nocy pasażerów.
Na wąskiej ławeczce pod ścianą siedziała dziewczyna. Wyglądałaby całkiem zwyczajnie, gdyby nie fakt, że cała była we krwi. Czerwona maź częściowo zaschła, sklejając jej starannie wycieniowane przez niewątpliwie wykwalifikowanego fryzjera, blond włosy i brudząc ciemne ubrania. Miała pochyloną głowę, a szare, szklane oczy bez wyrazu wbite były w ziemię.
Po kilku minutach na schodach pojawił się czarnowłosy mężczyzna o niebieskich oczach i surowym, spokojnym wyrazie twarzy. Miał na sobie czarne kimono, na które narzucone było białe haori z liczbą sześć na plecach, jasny, jedwabny szalik owinięty wokół szyi i miękko spływający po ramionach oraz pięć kenseikan na głowie, które niewątpliwie świadczyły o jego błękitnej krwi. Przy lewym boku tkwiła katana, w prawej ręce zaś trzymał butelkę wody mineralnej. Podszedł do dziewczyny, a ta podniosła wolno głowę.
- Czy to ciebie zaatakował ten Hollow? - zapytał bezbarwnym głosem. Blondwłosa przytaknęła głową, nie odrywając od niego wzroku, a ten podał jej napój. - Masz, napij się.
Na stacji rozległ się donośny krzyk:
- Taicho, znalazłeś ją?!
Biegł w ich stronę zdyszany, czerwonowłosy mężczyzna z tatuażami. Parę metrów od nich potknął się o własną nogę i runął jak długi przed kapitanem.
- Pieprzony bruk!- warknął wściekły. Widząc pełne dezaprobaty spojrzenie czarnowłosego, wyjąkał szybko: - G-Gomenne, taicho... poniosło mnie... - przeniósł wzrok na jego towarzyszkę. - To ona?
- A jak sądzisz? - mruknął niebieskooki, patrząc, jak dziewczyna opróżniała łapczywie butelkę.
- Eee... no cóż, jest cała we krwi, wygląda, jakby była w szoku i w ogóle... więc... to chyba ona, prawda?
- Brawo, Renji - kapitan przewrócił oczami. - Powinienem dać ci za to premię.
- Ser... znaczy się, naprawdę?! - ucieszył się tamten.
- Tak. Jutro dostaniesz dwa razy więcej raportów do wypełnienia.
Renji jęknął żałośnie, dźwigając się na nogi.
- Zabieramy ją do Soul Society? - zapytał zrezygnowany.
- Jeżeli dostaniemy taki rozkaz. Jak się nazywasz? - zapytał szarooką. Ta odłożyła butelkę na ławkę i odparła cicho:
- Mai. Akane Mai.
- Ja jestem Kuchiki Byakuya, a to mój porucznik, Abarai Renji. A więc, Mai, nie jesteś ranna?
- Nie...
- To dobrze. Wiesz, kim jesteśmy?
- Hai... Shinigami.
- Skąd ona to wie? - zdziwił się Renji. Kuchiki już otwierał usta, żeby mu odpowiedzieć, jednak Akane wyprzedziła go, mówiąc:
- Moja mama... Moja mama była jedną z was.
- Taicho, znałeś ją?
- ... jak sądzisz, kogo zabijał na twoich oczach tamten Hollow? - syknął Byakuya.
- Eeee... Shinigami?
Czarnowłosy mruknął cicho coś w stylu "Niech ktoś ze mną skończy, albo sam to zrobię...".
- Taicho, chyba wstałeś dzisiaj lewą nogą...
- Renji, nie żartuj sobie, bo to naprawdę nie jest twoja mocna strona...
- A ma jakąś? - powiedziała cicho do siebie Mai. Niebieskooki pokręcił głową ze  zrezygnowaniem.
- W jaki sposób mogę się skontaktować z twoim ojcem? - spytał mężczyzna. Blondwłosa zmrużyła oczy i zmierzyła go niemal wrogim spojrzeniem.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła chłodno.
- Nie możesz tutaj zostać, dlatego dobrze by było, gdybym poinformował go o tym, że...
- Nie ma takiej potrzeby! - krzyknęła dziewczyna, wstała, wyminęła go i zaczęła biec w stronę wyjścia na powierzchnię. Nie zdążyła wbiec na schody, kiedy kapitan pojawił się przed nią i zablokował jej drogę ucieczki.
- Czego ode mnie chcecie?! - wściekła się Mai. - Dajcie mi święty spokój!
- Posłuchaj - zaczął spokojnie szlachcic. - Twoja matka była Shinigami. Została skazana na banicję, ale to nie zmienia faktu, że nawet tutaj posiadała swoje moce, dzięki czemu masz wyższy poziom energii duchowej niż przeciętni ludzie. Rozumiesz mnie? Jesteś w niebezpieczeństwie, ponieważ w każdej chwili coś może cię zaatakować, a wątpię, żeby któryś z Shinigami był na tyle szybki, by udzielić ci pomocy. Póki jesteśmy tutaj, musisz trzymać się blisko nas, a potem najprawdopodobniej wrócisz z nami do Soul Society. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
Renji stał w osłupieniu. Nie dość, że monolog kapitana był chyba najdłuższym w jego życiu, to w dodatku miał wielką siłę przekazu. Szarooka stała, w ciszy wysłuchując jego słów. Zacisnęła pięści i pochyliła głowę.
- ... dobrze. Zrozumiałam.
- No, łatwo poszło! - zakrzyknął entuzjastycznie czerwonowłosy. - To co, taicho, wracamy do Orihime?
- Hai. Idź przodem, Renji.
- Hę? Dlaczego? - zdziwił się Abarai.
- Bo... ci... tak... każę... ty... - wycedził przez zęby czarnowłosy, licząc w myślach do dziesięciu.  - ... Uch. Nieważne, chodź.
Dziewczyna powlokła się za nimi, od niechcenia stawiając wolne kroki. Została sama. Straciła ostatnią osobę, którą uznawała za swoją rodzinę i nie było szans na to, by kiedykolwiek jeszcze ją zobaczyć. Niechciane łzy napłynęły do oczu i powoli spływały po policzkach, znacząc błyszczące ślady na skórze i zakrzepłej krwi. Po kilkunastu minutach znaleźli się przed niewielkim domem jej koleżanki z klasy, Inoue Orihime. Gdy zadzwonili do drzwi, rudowłosa prawie natychmiast wybiegła im na spotkanie, witając się z widocznym współczuciem z Mai. Przygotowała dziewczynie kąpiel, a sama wróciła do Shinigami, aby podać kolację i przy okazji dowiedzieć się o tym, co się aktualnie dzieje. Usiadła przy dużym, okrągłym stoliczku i wsłuchała się uważnie w rozmowę.
- Aizen wykonał ruch... - zaczął kapitan Toshiro. - Zabił Akane Yunę i nie wydaje mi się, żeby zrobił to dlatego, że mu się nudzi...
- No więc dlaczego?... - zadała retoryczne pytanie Matsumoto, zajadając się czymś, co przypominało ciasto z kawałkiem niewypatroszonej ryby w środku. 
- Najprawdopodobniej potrzebna mu jest jej córka - wtrącił Byakuya, stojąc pod ścianą z założonymi rękami. Dla własnego dobra trzymał się z daleka od potraw Orihime. - Na pewno każde z nas zauważyło to dziwne reiatsu. Jest słabe, ale niewątpliwie inne od normalnej, przeciętnej energii Shinigami. Bardziej podobne do...
- Mówisz poważnie? - przerwał mu srebrnowłosy, marszcząc brwi. Kuchiki tylko przytaknął głową. Reszta patrzyła się na nich zdezorientowanym wzrokiem.
- Oi, może ktoś powinien na nią zajrzeć? - odezwał się Zastępczy Shinigami, Kurosaki Ichigo. 
- Ja pójdę - uśmiechnęła się Inoue, wstała i opuściła pomieszczenie, udając się w stronę łazienki. Zapukała do drzwi.
- Mai-chan, jesteś może głodna?
Na chwilę zapadła cisza.
- ... Iie... - szepnęła blondynka i wyszła z łazienki. - ... Dziękuję za ubrania.
- W porządku - odpowiedziała jej gospodyni, patrząc na pidżamę, którą jej dała. Góra była dość duża, biorąc pod uwagę różnicę między walorami estetycznymi dziewcząt, jednak nie umniejszało to znacznie funkcjonalności ubioru. - Na pewno jesteś zmęczona, przygotowałam ci miejsce w dawnej sypialni mojego brata, nikt nie będzie ci tam przeszkadzał.
Akane kiwnęła głową z wdzięcznością i posłusznie poszła za nią. Mijając salon rzuciła ukradkowe spojrzenie grupie Shinigami, zatrzymując wzrok na Ichigo, jednak szybko odwróciła głowę. Wchodząc do małego, ciepłego pokoiku nagle poczuła się tak zmęczona, że opadła tylko na łóżko, przykryła się kołdrą i zamknęła oczy. Myślała, że sen szybko ją zmorzy, jednak przeliczyła się. Wierciła się nieustannie przez godzinę, nie mogąc zasnąć, w końcu zrezygnowana usiadła na łóżku, otworzyła okno i wbiła wzrok w ciemnogranatowe niebo usiane milionami pojedynczych, migoczących gwiazd. Nienawidziła tego świata. Nie podarował jej nic więcej niż ból, smutek, cierpienie i umiejętność do widzenia tych koszmarnych potworów... z którymi i tak nie umiała walczyć. Zamknęła oczy i wsłuchała się w pojedyncze cykady z nadzieją, że ich uspokajający koncert przyniesie ze sobą sen. Zaczęła nucić do rytmu ich cykania, aż w końcu poddała się, zaklęła cicho, wstała i zaczęła krążyć po pokoju, starając się robić to bezszelestnie, tak, by nikogo nie obudzić (chociaż szczerze wątpiła w to, by ta zgraja mogła spać). Próbowała poukładać w głowie wszystkie fakty, których zdołała się dowiedzieć. Jej matka była skazana na dożywotni pobyt poza światem Shinigami. Głodne, dzikie bestie ostrzyły sobie zęby na jej duszę. Została całkiem sama, a jedynym wyjściem było trzymanie się tych Bogów Śmierci aż do końca jej dni.
Usiadła pod ścianą i podciągnęła kolana, obejmując je rękami, po czym ukryła głowę w ramionach, a już po chwili jej ciałem zaczął wstrząsać bezgłośny, pełen tłumionego smutku płacz...

1 komentarz :

  1. Ach ten Renji, smutne miał życie z nami :<
    Mai się smuci, choć jeszcze nie wie co ją czeka ( a ja wiem :D ). Zawsze lubiłam ten rozdział~

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma