16 gru 2012

Rozdział szesnasty


- Dlaczego, do jasnej cholery, on musi z nami iść? - mruknął naburmuszony Daisuke, spoglądając spode łba na idącego obok brata.
- Ta dziewczyna jest pod moją opieką. Musiałbym być szaleńcem, żeby powierzyć ją tobie - odparł spokojnie kapitan, spoglądając w granatowy nieboskłon, na którym jarzyły się miliardy drobnych gwiazd.
- "Ta dziewczyna" ma imię - fuknęła Mai. - Cholera! - krzyknęła, gdy po raz kolejny potknęła się o poły długiego, szkarłatnego kimona.
- Na imię trzeba sobie zasłużyć - mruknął bardziej do siebie Byakuya.
- Słyszałam!
- Przykro mi.
- Nie kłam!
- Dobrze.
- Znowu skłamałeś!
- Jesteś wredną małola- ała!
- A to miał być taki piękny wieczór... - jęknął Daisuke i uniósł dłonie w błagalnym geście, jakby liczył na pomoc opatrzności. Nagle zdębiał, wbijając w ciemność przerażony wzrok.
- Co się stało? - zapytała Akane z niepokojem.
- Byakuya, ESPADA! - wrzasnął, pokazując palcem na tonące w ciemnościach krzaki i drzewa.
Blondwłosa pisnęła i schowała się za przywódcą klanu, a ten tylko spojrzał na młodszego brata jak na obywatela o znacznym stopniu niepełnosprawności intelektualnej (no dobrze. Spojrzał na niego jak na DEBILA) i odezwał się jak do dziecka w przedszkolu:
- Kiedy ty się nauczysz, że takie sztuczki na mnie nie działają?
- Zawsze warto spróbować - burknął mężczyzna.
- Jesteście dziwni - podsumowała ich szarooka.
Po kilku minutach doszli na dużą polanę, na której rozstawione były przeróżne, kolorowe stragany, ławki, stoliki. Do ziemi powbijane były słupki, między którymi rozwieszone były lampiony, a ubrani we wzorzyste kimona ludzie śmiali się, tańczyli, jedli lub próbowali swych sił w łucznictwie, by wygrywać pluszaki, zastawy i wiele innych pięknych przedmiotów.
- Kurczę, prawie jak w wesołym miasteczku! - zachwycała się Mai. - Moglibyście mi kupić...
Przerwał jej dziki pisk, brzmiący jak odgłosy z rzeźni, ziemia zatrzęsła się pod jej stopami, a krzyki zbliżały się, rosnąc w siłę. Spróbowała wyłapać z tej kakofonii jakieś konkretne słowo, jednak trudno jej było cokolwiek zrozumieć. Dopiero, gdy zobaczyła kilkadziesiąt dziewczyn biegnącym prosto na nich niczym stado rozwścieczonych bizonów, usłyszała:
- DAISUKE-SAMAAAA!!!!
- KYAAAA!!!
- KOCHAM CIĘ!!!
- ZATAŃCZ ZE MNĄ!!!
- WYJDŹ ZA MNIE!!!
- CHCĘ URODZIĆ TWOJE DZIECI!!!
Byakuya dyskretnie chwycił ją za ramię i odciągnął od pola rażenia, zostawiając biednego brata na pastwę dzikich fanek. Te obległy mężczyznę dookoła, nie dając mu drogi ucieczki i zgodnie zaczęły go ciągnąć gdzieś na ubocze, z dala od świadków, zachwycając się przy tym jego osobą. Gdy zniknęły za jedną z alejek rozstawionych straganów, kapitan oznajmił:
- No. I to by było na tyle, jeśli chodzi o twoją randkę.
Akane zamrugała ze skonsternowanym wyrazem twarzy, wykrzesując z siebie tylko głupio brzmiące:
- Etoooo...
Chwilę później posmutniała, zdając sobie sprawę z tego, że "wygryzło" ją stado głupiutkich fanek. Shinigami, widząc to, zagadnął do niej:
- Strzelałaś kiedyś z łuku?
- Nie, nigdy - przyznała blondwłosa, odrywając się od przykrych myśli.
- W takim razie chodź - wskazał jej na niewielką, zadaszoną i jasno oświetloną budkę, w której na ścianie powieszone były niewielkie tarcze. Kilkanaście metrów dalej stało coś w stylu drewnianej ławy, a zaraz opok rozłożone było mnóstwo kolorowych nagród. Byakuya podszedł do starszego pana, właściciela stoiska i rzekł:
- Ta młoda dama chciałaby spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku.
Podał mu sakiewkę wypełnioną po brzegi brzęczącymi monetami, uśmiechnął się lekko pod nosem, wziął jeden z leżących na ławie łuków i leżący obok niego kołczan i podszedł do dziewczyny.
- Proszę bardzo.
Szarooka wzięła niepewnie broń i wyjęła pierwszą strzałę. W tej chwili czuła się jak bohaterka filmu o Robin Hoodzie. Nigdy go nie lubiła. Faceci w rajtuzach bynajmniej jej nie kręcili.
- Popatrz, teraz musisz chwycić strzałę, o tak - Kuchiki ustawił jej ramię we właściwej pozycji i pociągnął łokieć do tyłu. - I napiąć cięciwę.
W Sherwood było tak zielono... pomyślała Mai, próbując zignorować mrowienie w miejscu, gdzie mężczyzna trzymał swoją chłodną dłoń. Odnosiła wrażenie, jakby jego skóra była pod napięciem i raziła jej ramię prądem.
W sumie mogłaby mieszkać w takiej zielonej krainie... W cichym lesie, wśród dobrych złoczyńców... Chwila, to brzmi trochę paradoksalnie...
- Jest ci przykro? - zapytał cicho czarnowłosy, sprowadzając ją z powrotem do rzeczywistości.
- Co...? - wyjąkała nieprzytomnie i spojrzała mu w oczy.
- Błądzisz gdzieś myślami. Odnoszę wrażenie, że jest ci przykro, że Daisuke... cóż, nie dał sobie rady z tą watahą żądnych jego cnoty niewiast - w jego ciemnych, zimnych tęczówkach z łatwością mogła dostrzec troskę.
Nie miała serca odgryźć się cierpką, ironiczną uwagą. Uśmiechnęła się promiennie i pokręciła głową.
- Nie, wszystko w porządku - zwróciła wzrok z powrotem na tarczę. - Czekam na dalsze wskazówki, Byakuya-sensei.
- Skup się na swoim celu. Wymierz dobrze, a gdy będziesz już pewna, strzel. Nie rozluźniaj mięśni, dopóki nie puścisz strzały.
Powietrze przeszył ostry świst, a grot wbił się w sam brzeg tarczy.
- Ha! - zawołała triumfalnie Mai i spojrzała na swego towarzysza. - Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz, co nie?
Ciemnooki przytaknął.
- Chcesz spróbować jeszcze raz?
- Pewnie! - ucieszyła się dziewczyna i odgarnęła opadające na czoło kosmyki, próbując je jakoś wpleść w misternie ułożoną przez Emi fryzurę. Pochwyciła drugą strzałę, napięła łuk i strzeliła ponownie. Tym razem trafiła kilka centymetrów od środka tarczy.
Bawiła się tak chyba z godzinę, aż w końcu stwierdziła, że rozbolały ją palce, wzięła sobie w nagrodę małego, puchatego, białego pluszowego stworka i razem z Byakuyą poszli coś zjeść. Już po kilkunastu minutach zajadali sushi, siedząc na ławce, z dala od festiwalowego zgiełku, muzyki i tańców.
- Tutaj jest naprawdę wspaniale! - powiedziała Akane, a jej oczy błyszczały się wesoło. - Tak dbacie o kulturę i tradycję... U nas tego brakuje.
- Dlatego właśnie wolę być tutaj - odparł jej Shinigami. - Nie przepadam za światem żywych.
- Ja teraz już też nie - zaśmiała się blondynka i połknęła ostatni kęs sushi.
- Cieszę się, że już się tutaj zaaklimatyzowałaś - stwierdził mężczyzna. - Przynajmniej, kiedy się cieszysz, zapominasz, co to ironia.
- No proszę, i kto to mówi! - roześmiała się dziewczyna jeszcze głośniej. - Mistrz ciętej riposty nie lubi ironii!
- Owszem, używam jej tylko w konieczności - odpowiedział ze stoickim spokojem ciemnooki. Zapadło milczenie, a chwilę później Mai uśmiechnęła się diabolicznie.
- O co chodzi? Dlaczego patrzysz na mnie jak na swoją ofiarę? - Byakuya zaczął tracić pewność siebie.
- Chodź zatańczyć! - wypaliła i zerwała się na nogi.
- ... Nie ma takiej opcji.
- No nie bądź taki! Chodź!
- Upadłaś na głowę?
- Tak, a teraz chodź, idziemy tańczyć, jesteś zbyt spięty!
- Zapomnij.
Akane skuliła ramiona i zrobiła minę skrzywdzonego szczeniaczka.
- Nie patrz tak na mnie.
- ... Proooooszę...
- NIE.
- ... Prooooooooszę!
- NIE.
Jej dolna warga zadrżała, co nie uszło jego uwadze.
- Tylko nie płacz!
- Ale... ale...! - załkała szarooka i ukryła twarz w dłoniach, wybuchając histerycznym szlochem. - ... Ty... nie chcesz ze m-mną...
- Dobrze, już dobrze, tylko nie płacz! - jęknął Byakuya zrezygnowany. - Jeśli tak bardzo chcesz.
- Juhu! - dziewczyna podskoczyła niczym małe, rozradowane dziecko i zaczęła go ciągnąć w stronę placu, na którym tańczyli ludzie. Stanęli w miejscu, z którego mieli dobry widok na wszystko dookoła. Mai, nie czekając na nic, zaczęła wirować w skocznym tańcu furyu. Kapitan dołączył do niej, czując, jak wszystko wokół niego rozpływa się niczym nietrwała iluzja, myśli płyną wolnym torem a mięśnie rozluźniają się, dopasowując się do rytmu muzyki. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się śmiać, a jego przyjaciółka razem z nim.
Zapomnieli o całym świecie. Był tylko taniec.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma