16 gru 2012

Rozdział jedenasty


Byakuya wziął w dłoń kałamarz stojący na krawędzi biurka i z impetem cisnął nim o ścianę. Jak mógł tego nie przewidzieć? Ta mała, ciekawska dziewucha z całą pewnością prędzej czy później chciałaby się tu dostać. Dlaczego nie zabezpieczył gabinetu żadnym zaklęciem, żadnym strażnikiem, chociażby ZAMKIEM?! Czy naprawdę jego naiwność sięgnęła już zenitu?...
- Cholera! - przeklął ponownie i oparł się głową o ścianę. "Uspokój się" pomyślał. Spojrzał na zwój, który czytała Mai, gdy przyszedł. Nie był nawet w jednej czwartej rozwnięty. "Więc nie przeczytała wszystkiego."
- Łohoho, widzę, że nasza mała odkrywczyni napsuła ci krwi - zaśmiał się ktoś za jego plecami.
- Nie twój interes - syknął czarnowłosy, nie racząc nawet odwrócić się do swego brata. - Nie życzę sobie twojej obecności w swoim gabinecie.
Daisuke pokręcił głową z pożałowaniem.
- Trzeba być naprawdę żałosnym, żeby doprowadzić kobietę do płaczu... - westchnął i spojrzał na niego krytycznie. - I ty siebie nazywasz rozsądnym człowiekiem...
- Wynoś się stąd, zanim stracę cierpliwość!!! - krzyknął szlachcic i odwrócił się tak gwałtownie, że jedwabny szal zawirował w powietrzu.
- Nie widzisz, że ty już straciłeś cierpliwość? - roześmiał się po raz kolejny niebieskooki, krzyżując ręce na piersi i opierając się o framugę drzwi. - Przecież to tylko dorastająca dziewczyna. To normalne, że była ciekawa tego, co kryje twój gabinet. Pewnie chciała po prostu więcej o tobie wiedzieć, a stwierdziła, że nie wypada pytać.
- A włamywać się do cudzego pokoju wypada, tak? - fuknął Byakuya, starając się opanować nerwowe drżenie dłoni. - Powinna była pomyśleć, zanim coś zrobi!... Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? Zejdź mi z oczu!
- Nie rządź się - odparł chłodno młodszy z braci, marszcząc brwi, co było do niego całkowicie niepodobne. - Nie przekroczyłem progu, więc jestem na korytarzu, czyli własności wspólnej. Możesz mi zamknąć drzwi przed nosem, ale jeśli mnie nie wysłuchasz, to tylko będzie świadczyło o tym, że miałem rację, nazywając cię debilem. A tego chyba nie chcemy, tak?
Kapitan zacisnął usta i powstrzymał się od tego, by chwycić krzesło i rzucić je w swego rozmówcę.
- Chcesz ją przede mną tłumaczyć?
- Chcę ci uświadomić, że nie masz powodów, by tak bardzo się na nią wściekać. Mimo wszystko to przecież dziecko, zagubione w obcym świecie, a tylko ty możesz sprawić, że się tutaj odnajdzie. Widziałem, jak potraktowałeś ją ostatniej nocy... Sam bym lepiej nie postąpił. Każdy popełnia błędy, ale do błędów trzeba wymierzać adekwatną karę. W jej przypadku powinno to być jedynie twoje nauki na temat szanowania czyjejś prywatności - tu przewrócił oczami. - A ty ją potraktowałeś tak, jakby co najmniej próbowała cię otruć. Trochę pokory, panie Kuchiki, i życie stanie się łatwiejsze! - mężczyzna popukał się palcem w czoło.
- Niby dlaczego miałbym cię posłuchać? - zapytał sucho czarnowłosy.
- Bo mam rację? Myśl trochę, to nie boli!
- Ciekaw jestem, jak ty byś postąpił, gdyby przeszukała TWÓJ pokój - oznajmił już spokojniej Byakuya.
- Ojej, załamałbym się psychicznie, bo znalazłaby zdjęcie mojej zmarłej żony! Przecież to tragedia na skalę światową! - ironizował niebieskooki.
- Nie chodzi o zdjęcie.
- A o co? - zdziwił się młody szlachcic, a uśmieszek zszedł z jego twarzy.
- ... Nieważne.
- ... Rozumiem, że przeczytała twoje prywatne zapiski, które chowasz, żeby czasem popłakać przy nich nad okrutnym losem?
Kapitan zaczął zamaszystym krokiem zmierzać w stronę swojego brata.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie lubię się powtarzać... Jesteś niedojrzały i myślisz tylko o niebieskich migdałach... Dlatego NIE. MASZ. PRAWA. MNIE. POUCZAĆ... - akcentował każdy wyraz jak oddzielne zdanie. Shinigami cofnął się nieznacznie.
- Więc żyj sobie w swoim małym świecie, głuchy na wszystkie opinie ludzi, którzy próbują przemówić ci do rozsądku, wkurzaj się na tą biedną dziewczynę... Może GDZIEŚ z takim podejściem zajdziesz w życiu - Daisuke odwrócił się na pięcie i zaczął iść korytarzem.
- Więc mam ją przeprosić, tak?! - prychnął Byakuya z dezaprobatą.
- Tak. I lepiej znajdź ją, zanim zrobi to Mayuri, bo ostatnio rozpoczął nabór królików doświadczalnych - mężczyzna machnął ręką na odchodnym, a ciemnooki w dalszym ciągu stał w progu gabinetu, patrząc przed siebie wzrokiem mówiącym o tym, jak wielki chaos panował teraz w jego głowie.
                                                   - - -
Zatrzymała się dopiero przy granicy lasu i, dysząc ciężko, oparła się dłońmi o pień drzewa. Miała wrażenie, że biegła przez przynajmniej godzinę, a każdy łyk powietrza drażnił płuca, wywołując kłujący ból w piersi. Myślała, że uodporniła się już na tyle, że już nigdy nie będzie zbierało się jej na płacz, a teraz wielkie, słone krople spływały po zaróżowionych policzkach i spadały na trawę, kąpiąc się w księżycowym blasku niczym ostatni ślad po ulewnym deszczu. Nie do końca dbała teraz o to, jak ona sama się czuje - najbardziej bolało ją to, że zawiodła Byakuyę. Że sprawiła mu cierpienie. Jak on musiał się teraz czuć? Z całą pewnością myślał, że siedziała tam nie wiadomo jak długo, szperając po wszystkich szufladach i odkrywając każdy z najpilniej strzeżonych sekretów jego duszy. Doskonale wiedziała o tym, że postąpiła wręcz haniebnie i zasłużyła na większe konsekwencje, niż tylko wrzask pana domu.
Zadrżała na wspomnienie jego pałających nieokiełznanym gniewem oczu i uklęknęła na chłodnej ziemi, obejmując tułów rękami.
Nie wróci tam. Nie może przecież wrócić. Nie po tym, co zrobiła.
Zdrętwiała, słysząc szelest. Przesłyszała się, czy może ktoś (lub COŚ) czaiło się w ciemnościach między niskimi drzewami? Spojrzała wolno w stronę źródła dźwięku. Zmrużyła oczy, jednak nie widziała nic poza mrokiem przerywanym gdzieniegdzie wąziutkim snopem srebrnego światła. A jeżeli to coś czeka na okazję, by ją zaatakować? Co wtedy zrobi? W Karakurze, z Hollowem wyjątkowo jej się poszczęściło, jednak nie mogła liczyć jedynie na łaskawość losu.
W tym momencie wyjątkowo odczuła swą samotność i bezradność.
- Zgubiłaś się? - niemal podskoczyła, słysząc łagodny głos. Rozejrzała się panicznie. Jej wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie ubranym w mundur Shinigami, na który narzucone było śnieżnobiałe haori zlewające się z długimi, cienkimi pasmami włosów opadających na ramiona. Przez chwilę mierzyła kapitana nieco podejrzliwym spojrzeniem, szybko jednak otarła łzy, wstała i otrzepała kimono na wysokości kolan.
- Iie... - odparła, starając się, by jej głos brzmiał pewnie. - Szukałam po prostu jakiegoś odludnego miejsca.
- Ty jesteś Akane Mai, czyż nie? - uśmiechnął się dobrotliwie białowłosy, a jego orzechowe oczy rozjaśniły się. - To niebezpiecznie, tak zapuszczać się samotnie w środku nocy w zakątki Seiretei... Zwłaszcza, jeśli jest się kobietą, i to w dodatku bezbronną. Musisz wiedzieć, że nawet wśród Gotei 13 znajdują się degeneraci. Ich broń czyni ich jeszcze bardziej niebezpiecznymi od zwykłych ludzkich złoczyńców. Musisz uważać. Rozumiem, że każdy czasem szuka jakiejś bezludnej oazy, ale proponuję ci poszukać jej za murami posiadłości klanu Kuchiki. Ich ogrody są wystarczająco wielkie - zaśmiał się mężczyzna i wyciągnął ku niej dłoń. - Jestem Ukitake Jushiro, Kapitan 13. dywizji.
Blondwłosa uścisnęła ją nieśmiało i wymusiła na twarzy coś na kształt uśmiechu.
- Miło mi - bąknęła. - Dziękuję za dobre rady...
Jushiro taksował ją badawczym wzrokiem.
- Byakuya czasem potrafi być niemiły - stwierdził. - Ale uwierz mi, tak naprawdę to dobry z niego chłopak. Zawsze ma na uwadze dobro innych.
- Wiem o tym - odparła Akane, nieco nerwowym śmiechem maskując swoje załamanie. "Ciekawa jestem, skąd domyślił się, że to akurat o niego chodzi..." myślała gorzko.
- Wybacz moją wścibskość, ale dlaczego sprawił ci przykrość?
Szarooka pokręciła powoli głową.
- Nie, nie sprawił mi przykrości... Proszę wybaczyć, ale nie chcę o tym rozmawiać. Zamiast tego zapytam, co pan tu robi o tak późnej porze?
Ukitake wbił zamyślony wzrok gdzieś w przestrzeń.
- Cóż... odwiedzałem grób przyjaciela. Właściwie... nie został tam pochowany, ale postawiono tam tablicę upamiętniającą jego śmierć w tym miejscu... - w jego głosie pobrzmiewał lekki smutek i dojmująca melancholia.
- Och... bardzo mi przykro - rzekła Mai i spuściła głowę. Czy naprawdę ten świat był aż tak okrutny, a Śmierć zabierała ze sobą tak wiele istnień, pozostawiając po nich nieznośną pustkę w sercach?
- To było dość dawno... Jego ciało przejął Hollow, a ja z nim walczyłem...
- Zabił go pan?
- Nie, nie ja.
- ... Więc...
- To była Kuchiki Rukia - uprzedził jej pytanie odpowiedzią białowłosy. - Żywiła wobec niego dość silne uczucia. Myślę, że to ona najbardziej cierpiała z powodu jego śmierci - kapitan uśmiechnął się markotnie.
Dziewczyna była zdumiona otwartością tego człowieka wobec nieznajomych. Widocznie żył na tyle długo, by odróżnić osoby godne zaufania od tych fałszywych. Również i ona poczuła, że może powiedzieć mu wszystko. Już otworzyła usta, gdy Ukitake jej przerwał.
- Wydaje mi się, że Byakuya cię odnalazł.
Rzeczywiście, sekundę później kilka metrów przed nimi pojawił się Kuchiki. Wyraz jego twarzy był nadzwyczaj spokojny. Gdy spostrzegł brązowookiego kapitana, jego usta zadrgały nieznacznie, mimo to uparcie milczał, świdrując go wzrokiem.
- Witaj, Byakuya! - przywitał się wesoło Jushiro. - Piękną mamy dziś noc, nieprawdaż?
- W rzeczy samej - przytaknął po chwili czarnowłosy.
Widząc jego stoicki spokój i opanowanie, Mai miała ochotę znów się rozpłakać, sama nie wiedziała, czy ze szczęścia, czy może strachu.
- No cóż, skoro już tu jesteś, to myślę, że czas udać się spać... Dobrej nocy, Mai-chan - Ukitake posłał jej ostatni uśmiech i zniknął, zapewne skracając sobie drogę przy pomocy shunpo.
Zostali sami, stojąc na skraju lasu w kompletnej ciszy. Blondynka nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, dlatego też wpatrywała się w swoje złączone dłonie i palce zaciśnięte na skórze.
- ... Chodźmy do domu - przerwał w końcu milczenie arystokrata i zaczął iść w stronę oświetlonych uliczek. Akane natychmiast posłusznie poszła za nim, obserwując jego plecy, a przez jej głowę przemykały pełne żalu i niepokoju myśli. Przełknęła ślinę i wydukała cichutko:
- Ja... Przepraszam.
Mężczyzna zatrzymał się raptownie, tak, że prawie na niego wpadła. Spojrzała na niego, niepewna dalszych reakcji.
- Popełniliśmy błąd, ty i ja.
Mai zamrugała szybko, bojąc się tego, co może usłyszeć.
- ... Ale przyjaciele sobie wybaczają.
Spojrzał na nią. Łagodne oczy o granatowym odcieniu wpatrywały się w nią z niemal ojcowską czułością. Dłonią starł pojedynczą łzę spływającą po jej drobnej twarzy.
- Nie płacz, bo jeszcze Saito pomyśli sobie jutro, że ktoś cię pobił... Wtedy sama będziesz się tłumaczyć.
- Więc jestem twoją przyjaciółką...? - zapytała wolno Akane, przygryzając dolną wargę.
Byakuya wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
- A ja jestem twoim przyjacielem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jesteś... - zaczęła szarooka. - ... I po przyjacielsku powiem ci, że uważam, że jesteś sztywny, złośliwy, zrzędliwy i gadasz jak staruszek.
- Uważaj, bo jeszcze się w sobie zakocham... - powiedział sarkastycznie mężczyzna.
- To by była już totalna katastrofa! - zachichotała dziewczyna.
Teraz była pewna, iż to właśnie Kuchiki Byakuya całym sobą wypełnił pustkę  w jej sercu, jaką pozostawili po sobie jej rodzice.
Dla niej znaczył już tyle, co najbliższa rodzina.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma