16 gru 2012

Rozdział siedemnasty


Wirowała wokoło, wdzięcznie poruszając ramionami i nuciła pod nosem skoczną melodię, przeskakując co chwila z nogi na nogę i wykonując coraz to wymyślniejsze piruety na okrągłym stoliku, który, ku ogólnemu zdziwieniu, wciąż nie złamał się pod jej ciężarem.
- Oh, no, no, no, I never said I was an angeeeel~! - zaśpiewała Mai, kiwając biodrami. Kabel od słuchawek miotał się na wszystkie strony wraz z nią, a z głośniczków płynęła muzyka, choć odtwarzacz rozpaczliwie próbował przekazać właścicielce, że bateria jest już na wyczerpaniu.
Byakuya przypatrywał się tej scenie i, szczerze powiedziawszy, z trudem powstrzymywał się od głośnego śmiechu. Dziewczyna wyglądała tak komicznie, tańcząc na stoliczku i nucąc jakąś popową piosenkę, że sam nie wiedział, czy dać jej znać, że nie jest sama, czy też jeszcze trochę popatrzeć na to, niewątpliwie, ciekawe widowisko.
Z pomocą przyszła mu sama Akane - wykonując kolejny piruet, obróciła się w jego stronę i stanęła jak wryta, a mina jej zrzedła. Wyciągnęła z uszu słuchawki i zapytała zdławionym przez zakłopotanie głosem:
- Od kiedy tu jesteś?...
- Cóż, przyszedłem jakąś minutę temu. W życiu się lepiej nie bawiłem - oznajmił jej kapitan, a jej twarz spłonęła rumieńcem.
- Idioto, nie śmiej się ze mnie - mruknęła.
- Przecież się nie śmieję - odparł mężczyzna. Jego mina, w istocie, była poważna, jak zwykle.
- Widzę to w twoich oczach! Całym sobą krzyczysz "LOL!"! - zapeszyła się blondwłosa, zeskoczyła ze stolika i odłożyła mały odtwarzacz mp3 na półkę, po czym usiadła na łóżku.
- Co to znaczy "LOL"?
- Że jesteś idiotą.
- ... Jakie jest powiązanie między słowem "idiota" oraz "lol"?
- Wiesz, co to synonimy?
- Oczywiście, w słowniku synonimów przy frazie "wredna siksa" widnieje twoje imię, więc nietrudno pokojarzyć fakty.
- Wyjdź.
- Nie chcesz się dowiedzieć czegoś miłego?
- Od ciebie? Nie.
Kuchiki odwrócił się i westchnął teatralnie.
- Dobrze, skoro nie chcesz, to sam udam się do Karakury...
Szarooka zerwała się z łóżka, podbiegła do wychodzącego szlachcica i złapała go za ramię.
- Czekaj, co?! - krzyknęła rozgorączkowana.
- Chciałem zabrać cię na małą... hmm, wycieczkę do Karakury. Mam tam coś do zrobienia i pomyślałem, że może chciałabyś odwiedzić to miasto, zobaczyć znajome twarze...
- KOCHAM CIĘ! - dziewczyna rzuciła się na niego radośnie i mocno go uścisnęła. Po chwili jednak odsunęła się, chrząknęła znacząco i mruknęła śmiertelnie poważnym głosem:
- Tylko nie bierz tego na serio.
- Gdzieżbym śmiał, przecież wiem, że sprzedałaś swe serce mojemu bratu.
Mai zarumieniła się i odsunęła od niego.
- Jeśli mu powiesz...
- Nie powiem. Jego szczęście by mnie zabiło.
- Myślisz, że by się ucieszył? - oczy blondynki rozbłysnęły nadzieją i podekscytowaniem.
- Na twoim miejscu nie robiłbym sobie nadziei. To podrywacz - stwierdził bezlitośnie czarnowłosy, a jej entuzjazm natychmiast zgasł. Spuściła smętnie głowę i powłócząc nogami, udała się za nim w milczeniu.



- Tak jak myślałam - nic się tu nie zmieniło - orzekła, patrząc z uśmiechem na ruchliwą, główną ulicę Karakury. - Ach, stęskniłam się za tym miastem.
- Mogę zaufać twojemu instynktowi przetrwania i zostawić cię samą? - zapytał Byakuya, patrząc na nią niepewnym wzrokiem.
- Hę? A ty gdzie się wybierasz?
- Powiedziałem ci, że mam tu coś do zrobienia, pamiętasz?
- Ach, no tak. W takim razie gdzie się spotykamy?
Kuchiki wskazał na duży asfaltowy plac nieopodal.
- Tam, na tym parkingu, o 20. Staraj się nie wpaść w żadne kłopoty, dobrze?
Szarooka stanęła na baczność i zasalutowała:
- Hai, szefie!
Kapitan zniknął, a ona odwróciła się i zaczęła iść w stronę swojej ulubionej kawiarni.
- Oooch, jak mi brakowało świeżego pączka z "Zaiten"! - westchnęła z rozkoszą, myślami będąc już w przytulnym wnętrzu kawiarenki, z wielkim pączkiem i kawą latte w ręku.



Blondynka siedziała samotnie na ławce, pałaszując swoje ulubione, miętowe lody i patrząc na biegające nieopodal dzieci. Zdążyła przez kilka godzin odwiedzić wszystkie miejsca, za którymi tęskniła - park, kawiarnię, księgarnię, w której kupiła sobie kilka mang, centrum handlowe, "swoje" miejsce nad rzeką, gdzie często przesiadywała po szkole i sklep, w którym od najmłodszych lat rodzice kupowali jej zabawki.
Spojrzała leniwie na zegarek. 19.16. Wystawiła twarz do zachodzącego już słońca i przymknęła oczy, gdy nagle poczuła, że coś łaskocze ją w kostkę. Spojrzała w dół - koło jej nogi kręciło się małe, futrzate stworzenie, najwidoczniej czegoś chcąc. Mai schyliła się ostrożnie i podniosła je - wyglądało jak chomik, z tą różnicą, że było bardziej puchate i miało długi, szorstki ogon przypominający szczotkę do butelek.
- Szynszyl? - mruknęła do siebie. - Koty, psy, szczury to rozumiem... ale szynszyl? Na ulicy?
Zwierzątko przechyliło lekko główkę, patrząc na nią bystrymi, paciorkowatymi ślepkami. Tyle wystarczyło, by rozmiękczyć serce Akane. Przytuliła mocno szynszyla i pisnęła:
- Jaki ty jesteś śliczny~!
Gryzoń lekko podrapał ją łapką po nosie.
- I chyba głodny - stwierdziła, patrząc na niego ze zdziwieniem.



Kilka minut później trzymała już w ręku torebkę orzeszków, co chwilę podając jednego swojemu nowemu pupilowi. Nawet nie zauważyła, gdy się ściemniło. Dopiero, gdy światło latarni zasłoniła jej barczysta, groźna postać, podniosła głowę i zamarła.
Stał nad nią facet, który wyglądał, jakby miał za sobą tydzień niekończących się imprez, a jego uśmiech nie wróżył zupełnie nic dobrego.
- Witaj, ojou-chan! - wychrypiał niskim głosem i zaśmiał się obleśnie. - Widzę, że brakuje ci towarzystwa...
W istocie, parking był pusty. Szarooka rozejrzała się naokoło z przestrachem.
- Potrzebuje pan... czegoś? - wydukała, mając nadzieję, że ten w końcu się odczepi.
- Taaak - odparł na to facet, widocznie zadowolony, że ją przestraszył. - Rozrywki.
- Myślę, że rozrywki powinien pan poszukać gdzie indziej - odezwał się chłodno trzeci głos. Po chwili z cienia budynku wynurzył się wysoki mężczyzna o brązowych włosach, z jednym kosmykiem opadającym na czoło i oczach tego samego koloru. Pomimo tego, że od innych obywateli nie różnił się niczym, poza ekscentrycznym jak na to miejsce ubiorem, to całą swą postawą wzbudzał jakiś wewnętrzny respekt.
Twardziel tylko prychnął lekceważąco, mruknął coś i odszedł, a szatyn przysiadł na ławce obok dziewczyny.
- Nie powinnaś sama być tutaj o takiej porze - pouczył ją z uśmiechem.
- Dziękuję - szepnęła, onieśmielona urokiem nieznajomego.
- Proszę bardzo - mężczyzna spojrzał na puchate zwierzątko. - Piękny. Jest twój?
- Cóż... przyplątał się do mnie - odparła zgodnie z prawdą, głaszcząc szynszyla po grzbiecie.
- Miałaś niesamowite szczęście. Takich zwierząt raczej nie spotyka się w betonowych dżunglach, takich, jak ta.
- Tak, to prawda. Też byłam zdziwiona...
- Może odprowadzę cię do domu? Na pewno ktoś się o ciebie martwi - rzekł z troską w głosie brązowooki.
- Nie, nie trzeba! - wyjąkała speszona Akane. - Właściwie, to czekam tu na kogoś. Mam nadzieję, że zaraz-
Oślepił ją snop białego światła, a szatyn odskoczył w bok, unikając uderzenia zaklęciem, które świsnęło jej tuż koło głowy. Zwrócił się w stronę, z której nadszedł cios i uśmiechnął się nieznacznie.
- Witam, Kapitanie Kuchiki - powiedział wolno. Mai również spojrzała w tamtym kierunku - rzeczywiście, kilka metrów dalej stał czarnowłosy mężczyzna, celując dłonią w nieznajomego.
- Byakuya... - szepnęła. - Dlaczego go atakujesz? Skąd wy się znacie?...
- Nie wierz w ani jedno jego słowo, nieważne, co powie - rzekł ostro Kuchiki, ignorując jej pytanie. - Schowaj się gdzieś.
- Nie, zaczekaj! - zawołała blondynka. - On mi pomógł!
- Powinien pan czasem słuchać innych, Kuchiki-taicho - szatyn wyglądał na rozbawionego. - Mai-san jest bardzo mądrą dziewczynką.
- Jeżeli jej coś zrobiłeś... - wycedził Byakuya z tłumioną furią.
- Byakuya, nie rozumiesz! On nic mi nie zrobił! Nie ma potrzeby go atakować!
- NIE MA POTRZEBY?! - wybuchnął ciemnooki, a ręce zaczęły mu drżeć ze złości. - To Aizen Sousuke, do ciężkiej cholery!!!
- A... Aizen...? - Akane spojrzała na mężczyznę w białym stroju. - To... to ON zdradził Soul Society?
- Mai-san - Sousuke nieoczekiwanie zwrócił się do niej. - Jeżeli Gotei 13 widzi w kimś zagrożenie, chce go za wszelką cenę zlikwidować. Ten sam los miał spotkać ciebie. Odszedłem, bo chciałem walczyć z tym systemem - ściszył głos, a jego spojrzenie nieco przygasło.
- AIZEN! - krzyknął wściekły kapitan. - Przestań mieszać jej w głowie!
- Chcą... mnie... zabić? - wykrztusiła szarooka, przyciskając mocniej do piersi małego szynszyla. - Ale...
Zamilkła, widząc, że Byakuya z impetem ruszył na Aizena, mierząc ostrzem prosto w jego gardło. Szatyn bez problemu usunął się w bok i chwycił katanę dłonią, mówiąc:
- Przecież wiesz, że nie masz szans ze mną wygrać.
- Milcz - syknął szlachcic, uniósł wolną rękę i chwycił przeciwnika za głowę. - Hadou 4 - Byakurai!
Biała błyskawica przeszyła twarz Sousuke. Po chwili jednak jego postać rozpłynęła się w powietrzu, będąc jedynie mirażem.
Kuchiki wyostrzył wszystkie zmysły, starając się znaleźć miejsce, w którym ukrywa się wróg. Po chwili wyczuł jego reiatsu i odwrócił się szybko - Sousuke stał tuż za przerażoną całą sytuacją Mai, która wciąż kurczowo trzymała w ramionach małe, puchate zwierzątko.
- Kuchiki-taicho, przecież ta dziewczynka nie zasługuje na śmierć.
Akane wzdrygnęła się i przekręciła wolno głowę, napotykając wzrok orzechowookiego Shinigami.
- Aizen, zostaw ją! - zawołał Byakuya, a z jego wzroku można było wyczytać tylko jedno - paraliżujący strach.
- Przecież nie mam zamiaru jej krzywdzić. To Yamamoto-soutaicho jest dla niej zagrożeniem.
- Dalej masz zamiar gadać te swoje kłamstwa?! - warknął granatowooki, unosząc swojego zanpakuto. - Chiire, Senbonzakura!
Sousuke westchnął cicho, wycelował dłonią w chmarę różowych płatków i wyrecytował:
- Hadou 33 - Soukatsui.
Zaklęcie przy zderzeniu z płatkami wywołało wybuch. Fala uderzyła w dziewczynę, która odleciała kilka metrów dalej i uderzyła plecami w maskę stojącego nieopodal czarnego mercedesa, rozbijając głową przednią szybę. Z jej czoła popłynęła strużka krwi.
Pan Las Noches popatrzył na nią niewzruszony i czekał, aż pył opadnie, rozglądając się za Kuchiki'm.
Byakuya zakaszlał i podniósł się na równe nogi, sycząc z bólu. Zaklęcie było na tyle silne, żeby przebić się przez Senbonzakurę i uderzyć w niego.
- Kuso... - mruknął, mrużąc oczy, by chronić je przed unoszącą się wokół niego kurzawą. Użył shunpo, wydostając się z chmury dymu i pojawił się za plecami Aizena, chcąc przebić go od tyłu, jednak ten wykonał błyskawiczny obrót i zablokował cios kataną.
- Kapitanie Kuchiki, miałem pana za rozsądnego człowieka, ale chyba ma pan więcej z małego, upartego chłopca, niż sądziłem - szatyn uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją. - Poza tym, nie powinien się pan bardziej martwić o dziewczynkę, którą rzekomo powierzono pana opiece?
Byakuya zachłysnął się powietrzem i zdębiał, a twarz Sousuke wykrzywił grymas triumfu.
- Przykro mi, ale to koniec - powiedział.
Czarnowłosy poczuł, jak jego klatkę piersiową przeszywa zimna stal.
Zaraz potem usłyszał rozpaczliwy krzyk.
I ciemność.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma