16 gru 2012

Rozdział trzeci


Ukitake Jushiro zmierzał szybko w stronę labolatorium kapitana 12. oddziału. U jego boku dreptała zdyszana Nanao. Musiała biec truchtem, aby dotrzymać mu kroku. Wkrótce przekroczyli drzwi, na których wisiała tabliczka "Przejście służbowe: nieupoważnionym wstęp wzbroniony" i znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym  źródłem światła był duży ekran komputera stojącego na dole. Dwójka śmiało przeszła balkonem, zeszła po schodach i podeszła do mężczyzny siedzącego na fotelu przed szerokim panelem pełnym kolorowych przycisków.
- O, widzę, że brakuje Kapitana Kyoraku - rzekł ze znaną sobie nutą sarkazmu. - Cóż to się stało?
- ... śpi - roześmiał się lekko zakłopotany białowłosy. - Co takiego chciałeś nam pokazać, Kurotsuchi?
- To - niebieskowłosy wskazał bladym palcem na jakiś punkt na siateczce, która gęsto pokrywała monitor. Ukitake zmarszczył brwi i podszedł do panelu, po czym dotknął palcem kropki. Zaraz wyświetlił się pod nią czarno-biały wykres i notatka. Brązowooki zaniemówił.
- Co to...? - zapytała nieśmiało Ise, podchodząc bliżej.
Mayuri uśmiechnął się tak, jak zwykł to robić, kiedy znajdywał wyjątkowo rzadki obiekt, nad którym chciał za wszelką cenę poprowadzić badania.
- Interesujące, prawda? - powiedział z ekscytacją.
Jushiro nie odpowiedział, uporczywie wpatrując się w napisy pod zaznaczonym punktem...
                                                         - - -
Mai siedziała na kanapie przed telewizorem, coraz żwawiej zmieniając kanały. Już od pięciu dni mieszkała w domu Orihime. Wyglądała na bardzo znudzoną, zadawając sobie wciąż to samo pytanie: Co może robić nastolatka, która boi opuścić się dom, bo za każdym rogiem może czaić się krwiożercza bestia, a za jedynego towarzysza ma sztywnego, przesiąkniętego ironią szlachcica, który przez cały dzień czytał książkę albo kontemplował kawałek niewykoszonego trawnika pokrytego stokrotkami?
Zezłościła się w jednej chwili i w afekcie cisnęła pilotem o ścianę, a ten pod wpływem siły uderzenia, delikatnie mówiąc, rozłożył się na części pierwsze. Usłyszała, jak Byakuya mruknął pod nosem:
- Złość piękności szodzi...
- Słuchaj, jak masz jakieś zastrzeżenia to wstań i powiedz mi to prosto w twarz! - krzyknęła do siedzącego pod ścianą na drugim końcu pokoju mężczyzny, tracąc panowanie nad sobą.
Kuchiki nawet nie zadał sobie tyle trudu, żeby odpowiedzieć na jej wyzwanie choćby przelotnym spojrzeniem. Ta warknęła rozjuszona i pewnym krokiem zaczęła iść do drzwi wyjściowych.
- Pamiętasz, co stało się ostatnim razem? - zawołal za nią czarnowłosy.
- Tak, pamiętam! Może teraz przynajmniej nie będziesz mi właził w paradę! - syknęła z bólu, gdy potknęła się niezagojoną lewą stopą o próg.
- Na miarę moich możliwości postaram się już więcej cię nie ratować - westchnął ciemnooki i pokręcił głową za zrezygnowaniem, mówiąc do siebie: - Czasami naprawdę cieszę się, że umarłem...
Dziewczyna stanęła w ganku. Jej umysłem zawładnęły wątpliwości.  A jeżeli coś znów ją zaatakuje? Znając jej szczęście, na pewno natknie się na jakiegoś potwora...
Cofnęła się z powrotem do przedpokoju.
- Byakuya...? - zawołała niepewnie. "Słowo daję, za często daję się mu poniżać" pomyślała z żalem. Czyżby traciła już resztki swojego ludzkiego honoru?
Jej matka widząc to, na pewno przewracałaby się w grobie...
Akane zacisnęła usta i zamknęła oczy. Chciała być silna... chociaż z zewnątrz!...
- Zobaczyłaś przechadzającego się po ulicy Adjucha...? - kapitan przerwał, wychodząc z pokoju. Spojrzał na blondwłosą. Nawet nie zareagowała na jego sarkastyczną uwagę. Stała, zaciskając powieki, usta, pięści i drżąc. Sekundę później dało się słyszeć dźwięk rozbijanego szkła. Arystokrata w jednej chwili znalazł się w pokoju Orihime: na lustrze stojącym przy oknie widniała gęsta pajęczynka pęknięć. Wyczuł, że tuż za nim stoi szarooka i najwyraźniej jest niemniej zaskoczona od niego.
- Co tu się stało? - zapytała, zaglądając mu przez ramię. - Czemu to lustro pękło?
Nastąpiła chwila ciszy.
- Może było stare - wzruszył ramionami czarnowłosy i odwrócił się na pięcie. - W każdym bądź razie coś ode mnie chciałaś, czyż nie? - powiedział niemalże z przekąsem.
Mai pożałowała tego, że wcześniej się odezwała.
- W zasadzie... - przełknęła ślinę. - Może... byśmy... gdzieś... poszli? - wykrztusiła, natychmiast dodając. - Nie myśl sobie, że cię lubię, bo cię nie lubię, właściwie to cię nie znoszę, ale... nudzi mi się.
- No cóż, trudno jest mi pojąć, jakim cudem możesz nienawidzić kogoś, kto dwa razy uratował ci życie i siedzi z tobą cały dzień w tym ciasnym mieszkanku, żeby cię pilnować...
Akane zamrugała z niedowierzaniem.
- S-siedzisz tu... DLA MNIE? - wyjąkała.
- ... Nie. Właściwie to siedzę tu dlatego, że nie mam gigai, a i tak nie miałbym czego się uczyć w waszej szkole - odparł Kuchiki.
- Och... - mina jej zrzedła. Czyli jednak był dupkiem...
- Jesteś tak łatwowierna, że to aż boli - mężczyzna spojrzał na nią z czymś w rodzaju litości. - Tylko ja z nas wszystkim jestem na tyle cierpliwy,  żeby odmówić sobie "przyjemności" - przy tym słowie przewrócił oczami. - świata żywych i strzec cię, podczas gdy inni "patrolują" okolicę i "strzegą" reszty mieszkańców Karakury... No, może Hitsugaya by się tego podjął, gdyby tylko nie był masochistą i nie wybrał sobie Matsumoto Rangiku na porucznika... Ale niech pozostanie to między nami.
- Już lecę jej powiedzieć - burknęła Mai, ubierając bluzę. - To gdzie idziemy?
- O ile dobrze pamiętam, to nie ja tu mieszkam...
- Jak na takiego staruszka to pamięć cię nie zawodzi...
Shinigami zmierzył ją wzrokiem mentalnego mordercy.
- Dobrze, dobrze... Pochwalę cię jeszcze za to, że nie jesteś siwy...
Kiedy Byakuya szepnął coś w stylu "Czarna dziura!", błyskawicznie schowała się za jego plecami. Po chwili sprzedała mu sójkę w plecy i fuknęła:
- Zawsze się tak wygłupiasz?
- Działasz na mnie zbyt prowokująco - wytłumaczył ciemnooki, masując sobie ręką lędźwia. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
Mai Akane już wkrótce miała przekonać się o tym, iż jest jedyną osobą, która umiała przywołać uśmiech na jego twarzy.
                                                     - - -
Powoli zapadał zmierzch. Lampy uliczne błyszczały intensywnym światłem, zlewając się z ostatnimi promieniami zachodzącego, emanującego ognistym blaskiem słońca. Śpiewy ptaków powoli cichły, a kwiaty zwijały się do środka, przygotowując się do snu. Dzieci, żegnając się z kolegami, wracały do swych domów, gdzie czekały na nich uśmiechnięte mamy, podające do stołu smaczną i ciepłą kolację, pytając o to, jak minął im dzień i jakie ciekawe zabawy wymyślili, by zabić czas. Dzieci przecież nie rozumiały jeszcze tego, jak cenna jest każda minuta życia, które było niczym płomień świecy - w każdej chwili z łatwością można było go zdmuchnąć...
- Taichoooo, proszę, chodźmy jeszcze do centrum handlowegooo!- prosiła wylewnie Matsumoto, idąc krok w krok za białowłosym chłopakiem.
- Wybij to sobie z głowy - odparł krótko Toshiro.
- To przynajmniej oddaj mi nasz portfel, to pójdę sama! - burknęła obrażonym tonem rudowłosa. - Orihime, pójdziesz ze mną?
- Chętnie, ale... - dziewczynie zaburczało w brzuchu. - Sama widzisz... jestem strasznie głodna - uśmiechnęła się speszona.
Porucznik zwiesiła głowę w geście całkowitej kapitulacji.
- No - odezwał się Ichigo, przygotowując się do skręcenia w małą uliczkę. - Ja idę do domu... jeśli coś będzie się działo, to dajcie mi znać przez Rukię, ok?
- Mówisz tak, jakbyś był tutaj ode mnie ważniejszy - syknęła niebieskooka, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Zastępczy Shinigami rzucił jej niemal zaszokowane spojrzenie, jakby ta właśnie oznajmiła mu, że Aizen skapitulował. Ta przywaliła mu pięścią w potylicę i zaczęła go ciągnąć za kark w stronę domu.
- Oyasumi, minna! - pomachała reszcie na pożegnanie, uśmiechając się życzliwie.
- Oyasuminasai, Kuchiki-san, Kurosaki-kun! - zawołała ku nim Inoue. Przestała się uśmiechać w momencie, w którym zniknęli za drzwiami wejściowymi.
- Ayasegawa, Madarame, Abarai. - odezwał się Shiro. - Jak tylko zostawicie gigai w naszej kwaterze, pójdziecie patrolować miasto po drugiej stronie rzeki, ja pójdę sprawdzać teren przy plaży. Abarai, ty będziesz przy północnym obrzeżu miasta.
- Hai! - odparła zgodnie trójka.
- Ty, Matsumoto, razem z Kapitanem Kuchiki będziesz pilnować terenu wokół kwatery.
Rangiku ułożyła usta w podkowę i spojrzała na niego błagalnie.
- On mnie nie lubi! - stwierdziła rozżalona.
Turkusowooki zmierzył ją obojętnym spojrzeniem.
- Nie dziwię mu się - odpowiedział po chwili i odwrócił wzrok. Niebieskooka jęknęła i strzeliła wyrafinowanego focha, nie odzywając się przez całą drogę do domu.
- Znowu przypomniałem sobie, co to cisza... - odetchnął z rozanielonym wyrazem twarzy białowłosy, co jeszcze bardziej rozeźliło obrażoną Shinigami.
                                                     - - -
Zmrok otulił nieboskłon mrocznym płaszczem, a chmury sunęły niepostrzeżenie swym zwyczajnym torem, bezpardonowo zasłaniając całkowicie znajdujący się w nowiu księżyc.
Byakuya i Mai już od kilku godzin siedzieli na ławce przed stawem w parku. Dziewczyna kreśliła palcem znaki na ciemnej i gładkiej tafli wody, on zaś oglądał pojedyncze, wolno spadające z drzew suche liście, licząc je w myślach i raz po raz spoglądając na poczynania blondynki.
- Myślę, że powinniśmy już wracać - oznajmił w końcu, podnosząć się z ławki. Akane zerknęła na niego kątem oka. Pomyślała, że warto by częściej zabierać go na takie spacery - przynajmniej się wyciszał, był spokojniejszy i nie aż tak zgryźliwy.
"Czyli kryzys wieku średniego też jest uleczalny" pomyślała z rozbawieniem i wstała, otrzepując nogawki ciemnych, obcisłych dżinsów.
Wtem powietrze, które jeszcze przed chwilą było rześkie, lekkie i przyjemne, stało się ciężkie jak ołów. Szarooka wzięła głęboki wdech i poczuła się tak, jakby ktoś wysysał z atmosfery cały niezbędny do oddychania tlen. Upadła na trawę. podpierając się na trzęsących się rękach i bezskutecznie próbując odzyskać oddech. Resztkami sił podniosła głowę: Byakuya stał w tym samym miejscu, trzymając dłoń na rękojeści miecza i patrząc w górę ze zmarszczonymi brwiami.
- Shinigami? - usłyszała pogardliwe prychnięcie. - Rany, nie podejrzewałem, że ktoś będzie próbował zepsuć nam zabawę...
- Kim jesteś, Arrancarze? - ozwał się Kuchiki. "Arrancar..." to słowo przemknęło przez jej myśli jak cios nożem. Słyszała to słowo... od matki, kiedy ta jeszcze żyła.
Przełknęła głośno ślinę, a jej ciałem wstrząsnął nieposkromiony strach. Pierwszy raz w życiu poczuła, że znajduje się tak blisko swojej własnej śmierci.
Groźny błysk przemknął przez granatowe oczy kapitana, kiedy wyciągał swoją katanę.

1 komentarz :

Obserwatorzy

Made by Schizma