12 kwi 2013

Rozdział dwudziesty piąty


Księżyc wisiał już wysoko na niebie, przenikliwym światłem obserwując pogrążony w nocnym odpoczynku świat pod sobą, gdy Mai zmęczyła się nieustanną, bezcelową wędrówką. Zadarła wysoko głowę i uniosła dłonie, przymykając oczy, by całkowicie zatopić się w srebrzystych włóknach światła. Udało jej się opanować łzy wywołane gwałtownymi emocjami, ciało jednak wciąż stawiało opór, drżąc, jakby chciało uchronić się przed psychiczną krzywdą.
Akane spróbowała uspokoić oddech. Jak pięknym byłoby móc uciec choć na chwilę od tego przeklętego świata! Zniknąć, choćby na chwilę, dać sobie szansę na odpoczynek od wszystkich problemów, które ostatnio zdawały się doganiać ją wszędzie, gdzie się udała.
Przecież już raz uciekla. Wyrwała się z codzienności świata żywych, tuż po śmierci matki. Nie do końca z własnej woli, ale gdzieś tam, w głębi duszy cieszyła ją nadzieja, że być może w Soul Society odnajdzie spokój i zapomni o utracie jedynej tak ważnej dla niej osoby. Nawiązała nowe więzi, zaufała kolejnej osobie... która ją zawiodła. Znała to uczucie, ten ucisk serca, niewypowiedziany, głęboki żal i poczucie pustki, która prawdopodobnie już nigdy się nie zapełni.
Tak. Znała już to uczucie.
Przywołała w umyśle obraz swojego ojca. Kiedyś tak bardzo wyraźny, zaczął rozmywać się bardziej i bardziej, odkąd opuścił ją i mamę.
Poczuła znienacka coś na kształt ciemnych pnączy, które cicho, bezszelestnie owinęły się wokół jej świadomości, przesłaniając blask księżyca na nocnym nieboskłonie. Wzdrygnęła się i otworzyła oczy. Księżyc był na swoim miejscu, jasny, milczący, nieprzesłonięty ani jedną chmurą.
To nie było żadne zjawisko fizyczne. To się działo w jej głowie.
Odwróciła się gwałtownie i zdusiła w piersi okrzyk. Nie była pewna, czy słusznie.
Aizen, stojący zaledwie kilka kroków dalej, przekrzywił lekko głowę. Na jego stoickiej twarzy malowało się uprzejme zdziwienie.
- Witaj, Mai. Jeśli można spytać, jak udało ci się domyślić, że tu jestem? Nie wydaje mi się, abyś mogła mnie usłyszeć lub wyczuć.
Akane milczała.
- Obmyślasz plan ucieczki? Nie bój się, nie skrzywdzę cię, pod warunkiem, że nie zaczniesz krzyczeć. Wtedy nie pozostawisz mi wyboru - zmarszczył lekko brwi, jakby sama myśl o zabijaniu kogokolwiek sprawiała mu ból. "Piękna gra, pajacu" pomyślała ze złością Mai.
- Piękną mamy dziś noc, nieprawdaż? - ciągnął mężczyzna i zwrócił wzrok w stronę księżycowej poświaty. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie, ale orzechowe oczy pozostały przerażająco głębokie, a zarazem puste. Jak gdyby spojrzeć w otchłań bardzo głębokiej, mrocznej studni. - Idealna na spacer. Dziwne tylko, że jesteś sama. Wydawało mi się, że teraz wszędzie towarzyszy ci Kapitan Kuchiki.
Wyraz jej twarzy musiał zdradzić bardzo wiele, bo brunet zmrużył oczy, a jego uśmiech nabrał wyrazistości.
- Ach. Kłótnia, jak mniemam.
- Nie myśl sobie, że to coś zmienia. Nawet, jeśli on jest na mnie zły, jeżeli zacznę krzyczeć, przyleci tu reszta Gotei.
- Powiedziałem już, że...
- Nawet jeśli zdążysz mnie zabić, to nie uda ci się uciec. Złapią cię i wtrącą do więzienia, zabiją, potorturują albo co oni tam robią z przestępcami. Będziesz skończony!
Aizen popatrzył na nią z najwyższą pobłażliwością, a w głębi orzechowych oczu pojawiła się iskierka rozbawienia, która zaraz jednak zniknęła, pochłonięta przez mrok bezdennej studni.
Ta jedna iskierka pozwoliła dziewczynie pojąć, że zapewne jej śmierć byłaby zaledwie początkiem wielkiej masakry, którą przeprowadziłby pan Hueco Mundo.
- Dlaczego tu jesteś? - spytała ostrożnie.
- Lubię czasami poobserwować, co robią moi dawni podwładni i popatrzeć na znajomy krajobraz - odparł Sousuke spokojnie.
- Sentyment? - zaśmiała się kpiąco blondynka. Ciekawe, jak bardzo irytująca musiałaby być, aby wyprowadzić go z równowagi.
- Ależ skąd. Sentyment to ludzka słabość. Nie posiadam czegoś takiego.
- Nieważne. I tak kiedyś cię dopadniemy.
- "Dopadniemy"? - Aizen spojrzał na nią badawczym wzrokiem. - A więc identyfikujesz się ze Strażnikami. Niezbyt mądra decyzja, Akane Mai.
- Znowu będziesz zaczynał te swoje żałosne manipulacje? - warknęła, zaciskając pięści. - Nawet dziecko nie dałoby się już na to nabrać!
- Manipulacje? - Sousuke zdawał się zaskoczony. - Tak ci to przedstawili?
- Co to znaczy "tak ci to przedstawili"? - Mai była coraz bardziej zniecierpliwiona. Dyskusja z wrogiem nie zdawała się prowadzić donikąd. Nie mogła się zmusić do tego, by po prostu odejść, a plan z nawoływaniem pomocy... no cóż, dość by rzec, że nie był on skazany na sukces.
- Seiretei ma to do siebie, że antagonizuje wszystkich, którzy nie zgadzają się z panującymi tu zasadami i przekonaniami lub stanowią jakiekolwiek zagrożenie dla organizacji. Nawet, jeśli sami zainteresowani nie zdają sobie z tego sprawy. Nie wiesz, co robi się ze Strażnikami, którzy przejawiają problemy z kontrolowaniem swojej wciąż rosnącej mocy? Zabija się ich. Jeżeli ktoś przejrzy motywy dowódcy i chce zrezygnować z bycia Strażnikiem, wtrąca się go do więzienia, z którego nie ma wyjścia. Jeżeli Strażnik ma problemy psychiczne, z którymi nie jest w stanie sam się uporać, trafia do tego samego miejsca, co kryminaliści, którzy jednak zabili nieco zbyt małą liczbę jednostek, by ich stracono. Czy to jest sprawiedliwość, Mai? Czy to jest poszanowanie dusz?
Dziewczyna nie odpowiedziała. "Nie wierz mu, nie wierz mu, nie wierz mu..." powtarzała sobie w duchu, nie mając jednak odwagi, by mu przerwać. Stała z zaciśniętymi powiekami, czekając, aż skończy.
Sousuke wziął głęboki oddech.
- Wiesz, dlaczego zostałaś tu sprowadzona, Mai?
Akane otworzyła oczy. Wydawało jej się, że atmosfera wokół nich nagle zgęstniała. Poczuła ucisk w piersi.
- Według nich jesteś niebezpieczną bronią, która za żadne skarby nie może dostać się w ręce Shinsei. Wiesz, co się z tobą stanie, jeśli twój ojciec i jego sojusznicy wciąż będą stanowić coraz poważniejszy problem dla Gotei?
Mężczyzna po chwili ciszy otworzył usta, by dokończyć wypowiedź, ale nie musiał tego robić. Mai wiedziała dokładnie, co usłyszy.
Będą woleli ją zabić niż oddać w ręce wroga.
Brunet patrzył na nią przez dłuższą chwilę, kiedy ta była zbyt zatracona w swych myślach, by reagować na rzeczywistość wokół niej. W końcu wyprostował się, westchnął nieznacznie i powiedział:
- Brak osób, którym można ufać, jest jednym z największych ciężarów, który może spocząć na barkach człowieka. Ale to właśnie, Mai, czyni cię silniejszą.
Podszedł do niej i położył dłoń na jej włosach.
- Wierzę, że to przemyślisz. Do zobaczenia.
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna zniknął, pozostawiając po sobie pustkę. Ta jednak była przyjemna, a ciemne pnącze zniknęły, rozjaśniając myśli.
Mai prychnęła z pogardą.
- Co za pajac.



Byakuya zaledwie przekroczył próg swego pokoju, a już poczuł, jak krew w jego żyłach zaczyna niebezpiecznie pulsować na widok brata.
Daisuke stał na środku pomieszczenia z rękami założonymi na piersi. Wyglądał na otrzeźwionego, co prawdopodobnie było skutkiem użycia shunpo, by dotrzeć do posiadłości.
- Witaj, braciszku. A gdzie twoje zwierzątko? - fuknął młodszy brat, wykrzywiając sardonicznie wargi. - Zerwało ci się ze smyczy?
- Mówisz o Akane? Wydawało mi się, że ktoś kochający swą wybrankę tak bardzo, jak ty, powinien się wyrażać o niej w sposób wskazujący na choćby odrobinę szacunku - przywódca klanu nie miał zamiaru dać się sprowokować. Lata praktyki uświadomiły go o jego gwałtownej naturze i nauczył się odpowiednio ją tamować. Do pewnego momentu.
- Och, do niej mam mnóstwo szacunku. To do ciebie go nie mam - warknął rozdrażniony Daisuke. - Podejrzewam, że byłbyś równie "zachwycony", gdybym to ja potraktował Hisanę jak swoją własność!
- Ma-- Akane nie jest moją własnością, jest moją podopieczną. Boisz się, że stanowię jakieś zagrożenie dla waszego "związku"? Nonsens. Nic mnie to nie obchodzi. Ale jeżeli stanie jej się krzywda, możesz mi wierzyć, ciebie spotka jeszcze większa.
Daisuke był tak wściekły, że niemal słychać było, jak zgrzyta zębami, słysząc wypowiedź swego brata.
- Gdzie ona jest? - wycedził.
- Nie wiem. Rozdzieliliśmy się w drodze do posiadłości.
- Co jej powiedziałeś?!
- To, co tobie. Że nie obchodzi mnie wasz związek.
Daisuke uśmiechnął się z kpiną.
- I dlatego tak się wkurzyła, że uciekła? Nie chrzań. Co DOKŁADNIE jej powiedziałeś?
- Widzę, że zostałeś mistrzem akaneznawstwa?
- Zazdrościsz? Mógłbyś się trochę podszkolić, może przestałbyś być takim dupkiem.
Byakuya podszedł do biurka i zaczął przyglądać się papierom, które pozostawił, nim wyruszył na poszukiwanie Mai.
- Ach, teraz się zajmiesz raportami, podczas gdy twoja "podopieczna" sama w środku nocy błądzi po Seiretei?
Kapitan nadal milczał.
- Ciągle tylko gadasz o tym, że tak się będziesz mścił, jak ktokolwiek ją krzywdzi, a wiesz co? Przyjrzyj się najpierw temu, co ty wyprawiasz, bo jesteś najbardziej popieprzonym hipokrytą jakiego znam. Może wkręć się do Rady Starszych? Jestem pewien, że przyjmą cię tam z otwartymi ramionami!
Byakuya zmarszczył brwi, kartkując raport swojego porucznika.
- Bądź tak miły i ulotnij się z mojego pokoju, wytrzeźwiej i idź spać. Mówię to jako dobry, troskliwy starszy brat, który bardzo nie chce pokazać ci, gdzie twoje miejsce.
Daisuke podszedł do biurka zamaszystym krokiem i uderzył pięścią w blat.
- Doprowadzasz mnie do szału! Mai ci ufa, a ty to wszystko jak zwykle pieprzysz!
Szlachcic odwrócił się gwałtownie. Jego twarz wydawała się być niczym wykuta z kamienia.
- Chcesz wiedzieć, co jej powiedziałem?
Daisuke zamrugał, zdziwiony tą nieoczekiwaną zmianą w zachowaniu jego brata.
- Powiedziałem jej, że jest pustogłowa, bezmyślna, naiwna i brak jej godności.
Rozległ się trzask łamanej kości.
Kapitan uderzył plecami o ziemię, trzymając jedną dłoń przy twarzy, a drugą amortyzując upadek. Spod palców przeciekała krew.
- To za Mai - warknął Daisuke i wyszedł, trzaskając drzwiami. Oparł się o przeciwległą ścianę, dysząc ciężko. Prawa pięść pulsowała bólem po wykonanym uderzeniu.
"Co za kretyn..." pomyślał rozgoryczony. "... wykorzystał mnie, żeby się ukarać... Boże, jak ja go nie cierpię..."



Ta notka uświadomiła mi, jak trudne jest pisanie tekstów, które są niezgodne z moimi przekonaniami i odczuciami O_o Było bardzo ciężko, tyle powiem.
Posłużyłam się troszkę bardziej... abstrakcyjnym stylem, niż zwykle, jest dużo, duuuużo dialogów, ale gdzieś to wcisnąć trzeba było. Tak więc dziś abstrakcyjna, wzburzona, dialogowa notka.
Mam nadzieję, że dla czytelnika będzie choć trochę przyjemniejsza niż dla mnie. Bo naprawdę, ta notka była dla mnie bardzo, bardzo, bardzo nieprzyjemna.

2 komentarze :

  1. Co w chodzę na tego bloga tym bardziej mi wstyd za ten szablon...

    Omnomnomnomnom notka! Tyle czekania! Co prawda nie ma pączków ani Grimmjowa ani Starrka... jednak notka bardzo mi się podobała. Nie zauważyłam jakiegoś dużego odchyłku od twojego stylu.

    Jak ty świetnie opisujesz Aizena! Jeśli mam być szczera to naprawdę piszesz o nim tak żywo. Całkowicie oddajesz jego charakter, zachowania... nie odbiegasz od charakterów w kanonie ale ten Aizen wychodzi Ci według mnie idealnie! Bardzo lubię o nim czytać w twoich opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo, przebrnęłaś! ^^ Nie wiem, dlaczego ta notka była nieprzyjemna dla Ciebie, ale tym bardziej dziękuję Ci za nią, bo była potrzebna. Jakoś tutaj lubię Daisuke, jego wypowiedzi i logikę, a Byaku rzeczywiście wyszedł na hipokrytę Oo' Tekst o Radzie Starszych był boleśnie szczery, ja tam nie wiem jacy oni są naprawdę, ale ironia była pierwsza klasa :P
    Mai to by się przydał jeszcze jakiś trzeci wymiar, gdzie byliby fajni ludzie którzy nie myślą tylko o władzy i o kasie, o laskach i o piciu, o Aizenie i o eksperymentach i o tym, który pierwszy ją wyrwie (słowem: świat bez facetów). Może kiedyś wejdzie do jakiejś szafy, przedrze się przez futra i... ;)
    I pamiętaj, dlaczego ludzie przeważnie nie lubią Sienkiewicza. Za dużo opisów xD Jak jest dużo emocji, jest dużo dialogu. Jak się nic nie dzieje, jest dużo opisu.
    I czemu abstrakcja? Oo' (Dzisiaj nie myślę, bo jest złe bio-meteo *wiem,zawsze tak mówię >XD*)

    Pozdro! Pisz dalej, bo krótko było T_T
    Meg

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma