24 lip 2014

Rozdział trzydziesty czwarty

Mai raz po raz uchylała się przed lecącymi na nią wężami tudzież ostrym niczym brzytwa nożem. Sapała, zmęczona ciągłymi unikami, co jakiś czas wyprowadzając atak wiązką cienia. Wszystkie jednak skutecznie odpierał.
Saito wystrzeliła do niego z dłoni wiązką błyskawicy. Trafiła. Hajime został odrzucony do tyłu, szybko jednak przeturlał się po trawie i stanął na równe nogi. Wyglądał, jakby był wściekły, a równocześnie jednak świetnie się bawił. "On jest chory" pomyślała Mai nie bez strachu. "Trzeba go unieszkodliwić."
Nie zauważyła, że jej brat rzucił w nią swoim nożem. Gdy się zorientowała, było już za późno.
Byakuya zmaterializował się tuż przed Mai, łapiąc nóż dłonią.
- Byakuya! - zdziwiła się dziewczyna i zmarszczyła brwi. - Jak nas znalazłeś?
Saito ponownie skurczyła się w sobie, jakby chciała wniknąć w pień drzewa, przy którym stała.
- Fluktuacje waszego reiatsu są tak intensywne, że czułem je ze swojego gabinetu...
- Fluktu-hę?
- Nieważne - powiedział mężczyzna. - Nie wiem, jak ta banda się tu dostała, ale słowo daję, wyizolowanie Seiretei od świata zewnętrznego jest bliskie zeru...
- Mógłbyś przestać mówić takim skomplikowanym językiem?
- Ach, przepraszam. Zapomniałem, z kim rozmawiam.
Hajime zaśmiał się głośno.
- Te wasze słodziutkie sprzeczki - westchnął radośnie, ścierając z oka wyimaginowaną łzę. - To co, teraz trzy na jednego? Będzie zabawnie.
- Obawiam się, że muszę cię rozczarować - odparł chłodno Byakuya. - Mai, dostałem pilny komunikat od Głównodowodzącego. Zwołał pilne zebranie kapitanów, niezależnie od tego, co się dzieje w Seiretei, mamy się stawić w pierwszej dywizji. Ty również.
- Po co? - spytała podejrzliwie Akane.
- Prawdopodobnie po to, żeby było łatwiej cię pilnować.
- I co, Shinigami będą ginąć, podczas gdy my utniemy sobie pogawędkę.
- Mai, takie są rozkazy. Wiesz, że nie mogę inaczej.
- Nie zostawię Saito z tym wariatem! - krzyknęła Mai, wskazując oskarżycielsko palcem na swego brata.
- Renji jest już w drodze.
Saito jęknęła, a kolana ugięły się pod nią.
- Taicho, dlaczego akurat ON?
- Och, wybacz. Jeśli wolisz z nim walczyć sama, nie będę cię zatrzymywał. I tak nie przydadzą mi się w dywizji samobójcy.
Oficer prychnęła pod nosem i uniosła lekko miecz.
- Myślicie, że pozwolę wam od tak sobie iść na rendez-vous? - wyszczerzył się Hajime. - Niedoczekanie!
Byakuya obdarzył go spojrzeniem pełnym dyskretnego politowania. Chwycił Mai w pasie i błyskawicznie zniknął.
- Myślisz, że was nie dogonię?! - krzyknął rozwścieczony Shinsei. Po chwili szybko uchylił się przed cięciem miecza Saito.
- Tak, myślę, że ich nie dogonisz - uśmiechnęła się ironicznie.


Byakuya przeskakiwał z dachu na dach, pędząc w stronę siedziby oddziału Yamamoto. Akane, którą przerzucił sobie przez ramię, z przerażeniem obserwowała mijany krajobraz.
Nad Seiretei unosiły się kłęby ciemnego domu, ulatniające się z płonących budynków. Szerokie uliczki skąpane były we krwi, niemal za każdym rogiem trwała rozgorzała walka, Shinigami niższej rangi kłębili się wokół nachodźców. Raz po raz słychać było krzyki, wypowiadane inkantacje i komendy uwolnienia.
- Byakuya, przecież nie było ich AŻ tyle! - krzyknęła zdezorientowana dziewczyna.
- Bo to nie tylko oni - mruknął mężczyzna, mrużąc oczy przed świszczącym wiatrem. - Arrancarzy postanowili nas odwiedzić.
- Co?!
- Mai, nie jestem pewien, ale oni chyba też cię szukają. Nie rozumiem, dlaczego. Ale walczą tylko z Shinigami, Shinsei nie ruszają. Mam przykre wrażenie, że postanowili się sprzymierzyć.
- Mój ojciec... z Aizenem? - szepnęła z niedowierzaniem dziewczyna. - Przecież to... to szaleństwo!
- Wiem.
Droga dłużyła się im niemiłosiernie, centrum Seiretei wciąż wydawało się być zbyt daleko. Przedłużało się również grobowe milczenie dwójki, kontrastujące z dzikimi okrzykami trzech walczących frakcji.
Po czasie, który wydawał się Mai godzinami, Byakuya zwolnił i po chwili zatrzymał się przed drzwiami, które prawdopodobnie prowadziły do wejścia do siedziby pierwszej dywizji.
Mężczyzna postawił ją na ziemi i uchylił drzwi nieufnie, zerkając przez szparę do środka. Korytarz był pusty.
Dwójka weszła do środka, rozglądając się, czy nikt za nimi nie idzie. Potem puścili się biegiem przez pusty korytarz, a odgłosy ich nerwowych kroków dudniły, odbijając się od ścian. W końcu stanęli przed kolejnymi drzwiami, które również były zamknięte. Kuchiki wziął głęboki wdech i powoli otworzył je, wchodząc do środka.
Ich oczom ukazało się ośmiu kapitanów stojących w dwóch rzędach, a na wprost nich na krześle siedział Głównodowodzący. Wszyscy zlustrowali ich wzrokiem, milcząc.
- Kapitanie Kuchiki - odezwał się Yamamoto. Na chwilę znowu zapadła cisza.
- Stawiliśmy się wedle wezwania - Byakuya skłonił się lekko, a w jego oczach błyskały rzadko widziane oznaki niepokoju.
- Tch, spieszmy się z tą kawalkadą, na zewnątrz jest parę tyłków do skopania - warknął zniecierpliwiony jeden z kapitanów.
Mai po kolei mierzyła kapitanów wzrokiem. Większość z nich widziała pierwszy raz na oczy. Sui Feng, Głównodowodzącego i sympatycznego Ukitake już znała. Oprócz nich był tam młody chłopak, na oko młodszy nawet od niej, z miną poważną, jakby za wszelką cenę chciał dorównać reszcie. Obok niego stała spokojna, czarnowłosa kobieta z warkoczem. Wyglądała na bardzo łagodną i wywarła na dziewczynie ogólnie pozytywne wrażenie. Obok niej stał mężczyzna wyglądający jak barbarzyńca, ten, któremu tak bardzo zależało na "skopaniu paru tyłków". Po drugiej stronie stał... stało coś bardzo dziwnego. Mai nie bardzo wiedziała, czy to Shinigami, czy może efekt jakiś eksperymentów prowadzonych w Seiretei. Eksperymenty od razu skojarzyła z dwunastą dywizją, o której Saito jej trochę opowiadała, więc to musiał być ich kapitan. Dalej stał... ogromny lis? "Robi się coraz dziwniej" pomyślała dziewczyna. Obok niego stał mężczyzna wyglądający, jakby nie interesowało go za bardzo to, co dzieje się wokół niego. Jego ramiona okrywał różowy płaszcz. On również wywarł na Mai dość pozytywne wrażenie.
Stanęła niezręcznie obok Byakuyi, nie wiedząc, czego się od niej oczekuje.
- Spokój! - rzekł ostro Yamamoto, uciszając barbarzyńcę. - Zebrałem was tutaj w konkretnym celu. Jest to sprawa najwyższej wagi, niecierpiąca zwłoki. Za chwilę kapitan Kuchiki... dokona egzekucji.
Byakuya wytrzeszczył oczy i otworzył usta, nie wydobył się z nich jednak żaden dźwięk.
- Genryuusai-dono! - krzyknął zszokowany Ukitake. - Przecież nie możemy--
- Możemy, a nawet musimy! - Głównodowodzący stuknął laską w podłogę. - Nie możemy pozwolić, żeby wróg przechwycił swoją broń. Dziewczyna umrze. Kapitanie Kuchiki, wykonać egzekucję.
Jushiro wyglądał, jakby chciał dalej się spierać. Brunet w różowym płaszczu wykonał krótki ruch ręką, powstrzymując go. Pokręcił ze smutkiem głową. Nie możemy nic z tym zrobić, mówiło jego spojrzenie.
- E-egzekucję? - wydukała Mai i zaczęła się cofać, aż natrafiła plecami na zimne drewno drzwi. - Przecież... przecież...
- Kapitanie Kuchiki, drugi raz nie powtórzę. Proszę wykonać egzekucję, albo zrobię to osobiście. Dziewczyna musi umrzeć.
- Byakuya - szepnęła Mai ochrypłym głosem. - Byakuya, przecież tego nie zrobisz... Nie zrobisz!
Mężczyzna wolnym ruchem wyciągnął miecz z sayi i odwrócił się w jej stronę.
Jego oczy szkliły się w świetle wpadającym przez okno do pomieszczenia.
- Mai - rzekł bardzo cichym głosem i zaczął iść w jej stronę. - Przepraszam.

2 komentarze :

  1. Od dawna nie byłam tak podekscytowana i nie czułam tej bijącej w głowie myśli "no super, ale przerywać teraz? TERAZ?!". Mam ochotę wstać a jak wstanę to che usiąść. Tak mnie nosi.

    Po pierwsze, Byakuya przyszedł po Mai i aż bije to miłością. Nawet jeśli on ma tą swoją minę. Minę w postaci "Nie mam żadnej miny, bo nie mam żadnych emocji, w ogóle to kutaz w dópe". Ale żal mi biedna Saito, ze przez jakiś czas, musi sama sobie radzić, ale Renji pewnie jeszcze ją zaskoczy! (haha)

    Arrancarzy! *kwikwikwik* Aż mnie wątroba boli od tej wieści. Aż mi płuco się skręciło i wyszło nosem z tej ekscytacji. Teraz z jednym płucem będę musiała palić do połowy X_x

    Ale o matko! Co z Mai?! CO SIĘ STANIE Z MAI?! Kto ją uratuje, jak uratuje, czy ktoś to w ogóle zrobi? Musi, bo kogo niby na nagłówku umieszczę? :x

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten argument z nagłówkiem jest bardzo mocny, zastanów się, Jigo xDDD
    Ale po kolei:
    Byakuya jest bezbłędny, nie ma to jak wbić się komuś w walkę, zabrać jednego uczestnika i spierniczyć, LOL :D A Saito już jest skończona, bo Rendżej na pewno włóczy się teraz gdzieś z Rukią i nie zdąży. Chyba, że Hajime ją oleje i zrobi przyspieszony kurs sprintera :P
    Kurde, ten drugi fragment brzmi jak opis koszmaru. Niby wszystko cacy, bishonen cię niesie w przestworzach ponad śmiercią i zgliszczami, wbijasz na spotkanie, na którym są same szychy i na dodatek jedną z nich jest Ukitake, po czym dowiadujesz się, że bish ma cię zabić, bo tak uważa stary dziad, którego i tak nikt nie lubi. To bardzo smutne, ale ja wierzę, że Byaku jest człowiekiem (albo że przez okno wskoczy Ichigo). W każdym razie Mai nie zginie, ale stanie się coś bardzo ciekawego, czego już nie mogę się doczekać T^T
    Aizen w SS kojarzy mi się tylko z Arisą, wybacz :D

    I pamiętaj o mocnym argumencie Schizmy.

    Meg

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma