16 gru 2012

Rozdział piąty


Biegła. Próbowała przedrzeć się przez gęstą, wszechobecną czerń. Minęły sekundy, może godziny, a może cała doba? W tym miejscu nawet nie warto było próbować liczyć czas, bo go nie było. Chciała przestać, paść na ziemię i czekać na ratunek, ale przecież ziemi nie było. Nie było tam NIC.
Zawisła nieruchomo w przestrzeni i przykucnęła, ukrywając twarz w dłoniach. Chciała krzyczeć, wezwać kogoś.
Przygryzła wargę. Przecież nikt jej nie pomoże. Nie ma już nikogo. Może tylko mieć nadzieję, że kiedyś w końcu znajdzie kogoś, kogo tak naprawdę poszukuje już od dawna... Że ta osoba znajdzie ją.
Usłyszała dźwięk. Krótki, wysoki i bardzo wyraźny. Odwróciła się gwałtownie i krzyknęła przerażona, choć sama nie wiedziała, dlaczego.
Stanęła twarzą w twarz z samą sobą, lecz w pierwszej chwili nie potrafiła się zorientować, kim jest ta osoba. Przecież te oczy pełne złości i frustracji na pewno nie należały do niej! Zaciśnięte w cienką linię wargi, grymas bólu na twarzy...
Jej lustrzane odbicie świdrowało ją tym nienawistnym wzrokiem niemalże do bólu, aż nagle wyciągnęło ku niej białe niczym kreda ręce i zaczęło ją dusić.
Blondynka zerwała się z łóżka i z głośnym hukiem spadła na podłogę, nabijając sobie na lewym ramieniu sporego siniaka. Przez chwilę leżała nieruchomo na podłodze, próbując uspokoić oddech. Dopiero kiedy wstała i spojrzała na budzik, uświadomiła sobie, jak bardzo drży.
- To tylko sen... - szepnęła sama do siebie. - Uspokój się, głupia... tylko sen...
Szybkim ruchem ręki starła łzę próbującą wydostać się z jej oka i na palcach podeszła do drzwi. Uchyliła je i po cichu opuściła pomieszczenie. W całym domu było ciemno. "Pewnie większość już śpi" pomyślała. "Niemożliwe, żeby nie byli wykończeni po takiej walce." Wyszła z domu i usiadła na ganku, opierając głowę na kolanach i obejmując się ramionami, po czym zacisnęła powieki i próbowała wymazać ze swej pamięci senną marę. Może powinna zacząć brać jakieś leki? Może to po prostu niegroźna, czasowa psychoza spowodowana stratą ostatniej kochanej przez nią osoby...
- Nie śpisz? - przerwał jej przemyślenia cichy, męski głos.
- W samą porę - fuknęła w odpowiedzi. - Już się za tobą stęskniłam.
Czarnowlosy westchnął ze zrezygnowaniem i zapytał:
- Mam sobie iść?
- Nie! - podniosła nagle głos dziewczyna. - Znaczy... Nie, nie musisz. Myślę... myślę, że przyda mi się towarzystwo.
- W pierwszej kolejności przydałby ci się rozum - Byakuya rzucił jej na głowę puchaty szlafrok, a ona spojrzała spod niego pytająco. - Najpierw wpadasz do stawu, a potem wychodzisz w nocy na zewnątrz w podkoszulku i krótkich spodenkach...
- Widzę, że przydzielono mi indywidualnego nauczyciela - mruknęła Mai. - Jakże się raduje serce moje.
- Chociaż udawaj, że starasz się być dla mnie sympatyczna.
- I kto to mówi?
Kuchiki przysiadł obok niej i wbił chłodny wzrok w niebo.
- Mogłabyś powiedzieć mi, co cię tu przywiodło o trzeciej nad ranem? - spytał po chwili, przenosząc spojrzenie na dłoń Akane przeczesującą włosy. - Zawsze wydawało mi się, że ludzie wtedy śpią, ale mogę się mylić.
- Ty i pomyłka? No proszę - odparła ironicznie szarooka. - Obudziłam się - dodała zwięźle.
Mężczyzna spoważniał.
- Słyszałem twój krzyk... - szepnął bardziej do siebie.
- Hę? - "No pięknie" zirytowała się w myślach. "Gadam przez sen."
- Co ci się śniło?
- Nie twoja sprawa - mruknęła szybko i odwróciła głowę. Po chwili zawahała się. Może lepiej byłoby, gdyby wyrzuciła z siebie dręczące ją uczucia? Tylko ten jeden raz... może przyniesie jej to ulgę... - Ja... - wzięła głęboki wdech. - Śniło mi się... że... że byłam sama - popatrzyła na niego ukradkiem, czekając na jakąś reakcję. Widząc, że Shinigami nie ma zamiaru jej przerywać, kontynuowała.
- Byłam sama... było tak ciemno i cicho... i nie mogłam się stamtąd wydostać... to było okropne... Dlatego nie chciałam już spać.
Zadrżała na samą myśl o tym, że koszmar mógłby do niej wrócić po ponownym zapadnięciu w sen.
Przez kilka minut trwała cisza.
- Nikt nie jest taki silny, na jakiego wygląda - odezwał się w końcu kapitan. - Nie musisz się tego wstydzić. Każdy czegoś się lęka i jest to całkiem normalne. Czasem coś, co komuś wydaje się błachostką, nami może do głębi wstrząsnąć. Mimo wszystko... jesteś bardzo dzielna - stwierdził. Szarooka podniosła lekko tułów i wpatrzyła się w niego. - Nie wiem, czy o tym słyszałaś, ale ja też straciłem kiedyś kogoś bardzo bliskiego.
- Dlaczego mam dziwne przeczucie, że to nie był nikt z twojej rodziny...? - powiedziała Mai sceptycznie, jednak zaraz ugryzła się w język, widząc, że Byakuya mruży lekko oczy. - Przepraszam. Już nic nie powiem.
- Rzeczywiście, nie byłem aż tak mocno związany ze swymi rodzicami. To trochę smutne, ale... tak, masz rację. Teoretycznie można powiedzieć, że nie była moją rodziną. Została do niej włączona. To była moja żona.
Dziewczyna oniemiała.
- Żo-żonę? - wykrztusiła. - Nawet... nawet by mi to przez myśl nie przeszło...
- Spróbuję wmówić sobie, że był to komplement - mruknął mężczyzna. - Zmarła pięć lat po naszym ślubie.
- Opowiedz mi o niej - poprosiła Mai. Podświadomość mówiła jej, że powinna pozwolić mu mówić. - Chętnie posłucham.
- Była wspaniałą kobietą, niestety bardzo chorowitą. Mimo wszystko zawsze starała się uśmiechać i sprawiać wrażenie całkiem zdrowej. Wiele ją to kosztowało. Moja rodzina nie patrzyła na nią zbyt przychylnym okiem - została wcielona do klanu Kuchiki wbrew prawu. Nie pochodziła z arystokracji.
- ... To brzmi jak alternatywna historia Kopciuszka... - szepnęła do siebie Akane.
- Była osobą, która zawsze przypominała mi o tym, co powinno być w moim życiu najważniejsze i między innymi za to tak bardzo ją kochałem. Imponowała mi swoją prostolinijnością, dobrocią i odwagą. Byłem dumny i szczęśliwy, że mogłem nazywać ją swoją żoną.
Już kilka dni przed swoją śmiercią nie miała siły podnieść się z łóżka. Byłem przy niej cały ten czas. Trzymałem jej dłoń, wyczuwałem jej z wolna słabnący puls... Tuż przed odejściem na tamten świat przeprosiła mnie za to, że nie odwzajemniła mojej miłości i wyznała mi, że kiedy jeszcze żyła w skrajnej biedzie, porzuciła swoją malutką siostrę, nie będąc w stanie należycie się nią zaopiekować, jednak później bardzo tego żałowała. Wyrzuty sumienia nie dawały jej żyć - szukała jej przez bardzo długi czas, jednak nie znalazła jej. Błagała mnie, bym ją odnalazł i wcielił do klanu jako swą własną siostrę i bym chronił ją ze wszystkich swych sił. Nie odmówiłem. Przecież nie mogłem... nie mógłbym trwać ze świadomością, że nie spełniłem jej ostatniego życzenia...
- ... tą dziewczyną jest Rukia... tak? - zapytała ostrożnie blondwłosa, siedząc z pochyloną głową. Kuchiki jakby się ocknął i spojrzał na nią.
- Płaczesz? - odezwał się z lekkim rozbawieniem i dominującą nad nim nutą współczucia w głosie.
- N-nie... - szepnęła. - Coś mi wpadło do oka...
Byakuya wstał.
- Powinnaś się wyspać. Dzisiejszy dzień chyba nie należał do najmiej męczących.
- Nie należał - przytaknęła dziewczyna. - Dawno już się nie najadłam tyle strachu. Jesteś okropny...
- No popatrz - odrzekł krótko ciemnooki. - Przeczytać ci bajkę na dobranoc?
- Może od razu mi pieśń zaśpiewasz? - prychnęła Akane i ruszyła za nim do drzwi. Doszła do swojego pokoju i zatrzymała się w progu.
- ... Dobranoc - pożegnała się i weszła do środka, zostawiając otwarte drzwi. Shinigami skinął jej głową i stanął pod ścianą tuż koło wejścia.
- Śpij spokojnie - rzekł cicho.
                                                                    - - -
Wysoki, czarnowłosy mężczyzna stał nad kupką rozbitej porcelany, drapiąc się po głowie z bezradnością.
- No nie, znowu... to chyba piąty raz w tym tygodniu! - jęknął, przeczesując palcami krótką czuprynę. - Dlaczego to zawsze mnie się przytrafia? - zwrócił się w stronę zakłopotanej pokojówki stojącej kilka metrów dalej ze zmiotką i szufelką. - Ej no, nie patrz tak na mnie!
- Aa... G-Gomennasai... - wymamrotała kobieta i szybko wzięła się do sprzątania. - Daisuke-sama, jeżeli jeszcze jedna waza zostanie stłuczona to obawiam się, iż pan będzie... bardzo zły.
- Nie musisz mi tego mówić! - odparł z rozpaczą mężczyzna. - Mieszkam tu o wiele dłużej niż ty!
Pokojówka skłoniła się w jednej chwili.
- Moshiwake arimasen deshita, Daisuke-sama!
- Dobra, spoko, już się tak tym nie przejmuj... Pokrzyczy, pokrzyczy i zapomni... poza tym dobrze wiesz, że zawsze wyżywa się tylko i wyłącznie na mnie - westchnął teatralnie Shinigami i pokręcił głową zrezygnowany.
- Ano... Daisuke-sama, a co z tymi dokumentami? - rudowłosa wskazała na wielki stos raportów tłoczący się na biurku pod ścianą.
- ... Ech... no poniekąd rzecz biorąc miałem je wypełnić... - zaczął kręcić brunet.
- ... Daisuke-sama, te raporty są bardzo ważne! - zapeszyła się kobieta.
- No to je wypełnij, jak jesteś taka mądra! - syknął Daisuke, odwrócił się zamaszyście i wymaszerował z gabinetu, mrucząc coś o braku odpoczynku, głupim Abarai'u i niesprawiedliwości na świecie, a pokojówka uprzątnęła resztki kosztownej wazy i czym prędzej opuściła zakazany pokój, obawiając się jakichkolwiek konsekwencji.
                                                               - - -
Pomimo tego, iż ściany, podłoga i sufit były białe, w sali panował półmrok. Przy podłużnym stole zasiedli wszyscy Espada, a przed nimi sam Aizen, trzymając w dłoni wysoki kubek wypełniony ciepłym, parującym i aromatycznym płynem.
- Mam nadzieję, że herbata przypadła wam do gustu...
Nnoitora mruknął do siebie coś o parszywej, śmierdzącej lurze, na jego szczęście jednak dosłyszał to jedynie Stark siedzący po jego prawej stronie.
- Grimmjow, może mógłbyś wytłumaczyć mi, dlaczego bez mojej wiedzy udałeś się wraz z kilkoma innymi Arrancarami do Karakury? - kontynuował szatyn, świdrując niebieskowłosego swym wzrokiem bez wyrazu.
- ... - mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Odezwał się dopiero po chwili, próbując zapanować nad wściekłością na kapitana, z którym walczył. - Więc...
- No cóż, to już i tak nieważne. Liczę na to, że nie zrobisz tego ponownie - ostatnie zdanie Sousuke wypowiedział tonem, z którego bez trudu można było wydedukować, iż również i jego cierpliwość ma swoje granice.
- G-Gomennasai, Aizen-sama - wydukał Jaggerjaques, siląc się na jak najbardziej potulny ton głosu.
- Niemniej jednak mam do ciebie pytanie. Myślę, że nie jest zbyt trudne....Ulquiorra powiedział mi, iż z Kapitanem Kuchiki była tam jakaś dziewczyna, prawda? Wiesz może, kim jest i jak się nazywa?
- ... niestety, stała z boku i jedynie przyglądała się walce... Wygląda na zwykłego człowieka. Jednak... w pewnym momencie mój zanpakuto po prostu napotkał jakąś niewidzialną barierę, która osłoniła tego Shinigami. Nie sądzę, żeby on mógł to zrobić, ale dziewczyna z kolei wyglądała na zdziwioną, więc...
- Rozumiem. Tyle mi wystarczy - przerwał mu pan Hueco Mundo i uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał znacząco na Schiffera. Ten skinął lekko głową, wstał i wbijając dłonie w kieszenie, wolnym krokiem opuścił pomieszczenie, pozostawiając po sobie całkowitą ciszę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma