16 gru 2012

Rozdział szósty


- Ej, Ichigo, ja pierwszy zobaczyłem ten kawałek boczku! - fuknął Renji, próbując przy pomocy pałeczek odebrać Kurosakiemu kawałek mięsa.
- Zostaw to! To ostatni plasterek, i ja zobaczyłem go przed tobą! - odwarknął mu rudowłosy, mierząc go morderczym wzrokiem.
- Może przekroicie go na pół? - zaproponowała Mai, pałaszując miseczkę ryżu.
- NIGDY W ŻYCIU! - wrzasnęli obaj i zaczęli się przepychać, aż nie rozdzieliła ich Rukia. Przyłożyła im w potylice i skarciła:
- Nie macie lepszych powodów do kłótni?! Spójrzcie, jak nii-sama się przez was denerwuje!
Shinigami spojrzeli w stronę kapitana, który z kamienną twarzą wolno jadł swój obiad.
- ... On w ogóle ma jakieś emocje? - zdziwił się Truskawa. Dziewczyna kolejny raz przyłożyła mu w głowę.
- Głupcze! Jak śmiesz...!
- Bądźcie na tyle łaskawi, by przymknąć swe narządy mowy i skończyć obiad, bo nie wiecie, kiedy wam się przytrafi następny, który będzie można przełknąć bez obawy o żołądek... - powiedział spokojnie Byakuya.
- Właśnie, Kurosaki, ucisz się w końcu - mruknął Ishida.
- Taicho, czy naprawdę muuuuuszę iść dziś na patrol? - jęknęła Matsumoto, kładąc się na podłodze z miną męczennika.
- A co chciałaś robić? - zapytał ją chłodno Hitsugaya.
- Iść z Orihime na zakupy! - uśmiechnęła się kobieta.
- Właśnie, Toshiro-kun, prosimyyyyy! - zawtórowała jej Inoue. Białowłosy przymknął oczy i burknął coś niezrozumiałego, a porucznik podskoczyła radośnie i razem z rudowłosą wybiegły z pomieszczenia, klaszcząc w dłonie. Akane odprowadziła je wzrokiem do drzwi i uniosła lekko brew, po czym pokręciła głową.
- Sądzę, że powinniśmy iść na patrol, jest już 17 - odezwał się Toshiro, wstając od stołu.
- Wątpię, żeby coś się teraz napatoczyło - odparł mu Ichigo. - W końcu jest teraz Tea Time w Hueco Mundo...
- Bardzo jesteś dzisiaj dowcipny - rzekł Kuchiki. - Więc na pewno będziesz chciał przelecieć się wzdłuż rzeki, nieprawdaż?
Kurosaki wytrzeszczył oczy i już otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy odezwała się Rukia:
- Właśnie, właśnie! Przyda ci się trochę ruchu, żebyś się nie spasł - zachichotała złośliwie.
- Gdybym był dziewczyną, wolałbym być spasiony niż mieć z przodu des...
Renji chwycił go od tyłu i zatkał mu ręką usta.
- Zamknij się! - syknął. - Ona nie lubi słowa na "D"!
Brązowooki niemo przytaknął i gdy ten go puścił, odetchnął ciężko.
- Te baby... - prychnął do siebie i również wyszedł, a Kuchiki wybiegła za nim, żeby dowalić mu z dala od ciekawskich oczu.
- No cóż, sądzę, że my też będziemy się zbierać - oznajmił Yumichika, patrząc znacząco w stronę Ikkaku. - Gdzie mamy się udać?
- Madarame, ty możesz zobaczyć na plaży. Yumichika, ty pójdziesz do centrum, kręć się w pobliżu Matsumoto i Inoue Orihime... Byakuya, ty też chcesz iść? W końcu cały czas tu siedzisz i jej pilnujesz, może...
- Nie ma takiej potrzeby - przerwał mu mężczyzna. Chłopak przytaknął głową i rzucił okiem na Abarai'a. - Renji, ty patroluj w parku, z tego co wiem, tam najczęściej kręcą się Hollowy.
- Hai! - zasalutował Renji. - Ishida, Sado, wy też chcecie iść?
- Lepsze to niż bezczynność - odpowiedział okularnik i cała trójka zniknęła, a Hitsugaya wyskoczył przez okno na trawnik i pobiegł gdzieś wzdłuż ulicy.
- No i znów wszyscy sobie poszli - westchnęła blondynka, zbierając naczynia ze stołu. - Posprzątam, a ty tu siedź i leniuchuj, jak zwykle...
Kuchiki wstał zamaszyście i uniósł dumnie głowę.
- Daj to - fuknął na nią, niemalże wyrwał jej z rąk naczynia poszedł szybkim krokiem do kuchni. Akane stała w osłupieniu z uniesionymi rękami, mrugając ze zdezorientowaniem. Po chwili wzruszyła ramionami i już miała włączyć telewizor, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Ja ot...! - krzyknęła.
- Nie waż się otwierać tych drzwi! - usłyszała. Po chwili zobaczyła, jak ciemnooki ostrożnie zbliża się do drzwi wejściowych i weszła za nim do przedpokoju, aby zobaczyć, kto przyszedł.
W drzwiach stał wysoki mężczyzna o krótkich blond włosach, jasnej skórze i intensywnie błyszczących, bursztynowych oczach. Ubrany był w luźne, czarne spodnie i białą koszulkę, na którą miał narzuconą marynarkę.
- Kim pan jest? - zapytał ostro Byakuya, nawet nie siląc się na uprzejmość dla przybysza. Mężczyzna nie odpowiadał, wpatrując się w jakiś punkt za nim. Czarnowłosy odwrócił się i zaskoczony stwierdził, że Mai stoi  jak wryta, z szeroko otwartymi oczami i drżącymi dłońmi przyłożonymi do klatki piersiowej.
- T-ty... - wyszeptała zszokowana.
Obcy uśmiechnął się do niej ciepło.
- Witaj - rzekł miękko.
- Mai, znasz go? - spytał ją kapitan.
Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym przełknęła ślinę i wydukała:
- T-tak... to jest...
Po chwili milczenia otrząsnęła się z szoku i zacisnęła usta w cienką linię, marszcząc brwi. Pochyliła się lekko w przód i wrzasnęła, ile miała sił w płucach:
- WYNOŚ SIĘ STĄD, TY...! NIE POKAZUJ MI SIĘ NA OCZY! ZDYCHAJ!
Chciała się na niego rzucić, jednak powstrzymało ją silne ramię Byakuyi, które odgrodziło ją od przybysza niewidzialnym murem.
- Suń się! - warknęła na niego bezpardonowo, próbując odtrącić rękę. Zaparła się i natarła na nią całym ciężarem, próbując ją przesunąć, jednak mężczyzna ani drgnął.
- Z czego ty jesteś, do cholery?! Z tytanu?! - krzyknęła rozeźlona. - Może chociaż masz coś w tej męskiej główce i dotrze do ciebie to, co mam ci do powiedzenia: USUŃ SIĘ Z MOJEJ DROGI!
- Nie mam takiego zamiaru - rzucił chłodno szlachcic, lustrując blondyna bezbarwnym wzrokiem. - Proszę wybaczyć, ale moim zadaniem jest chronić tę dziewczynę i jeżeli się nie przedstawisz, będę musiał cię wyprosić, czy grzecznie, czy nie, to już zależy od ciebie.
Złotooki roześmiał się ironicznie.
- TY? - zapytał z widocznym rozbawieniem. - Grozi mi taki podrzędny smarkacz jak TY? Śmieszne.
Byakuya uniósł brew i przekrzywił lekko głowę.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- No bo i jak miałbyś to pojąć? Jestem trzy razy starszy od ciebie, Kuchiki Byakuya.
Tym razem to Mai ponownie się odezwała.
- O czym ty chrzanisz?... Skąd znasz Byakuyę? - wymamrotała przybita i zrezygnowana.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje, córeczko - uśmiechnął się znów życzliwie mężczyzna. - Chodź, przywitaj się z tatą, jak należy.
- ... spieprzaj - mruknęła blondwłosa, odwracając wzrok.
- Myślę, że doskonale ją słyszałeś - powiedział surowo czarnowłosy. - Żegnam.
Już chciał zamknąć drzwi, gdy tuż koło jego ucha świsnął czerwony snop światła, który dosłownie wypalił dziurę w ścianie za nimi.
- Przykro mi, ale nie mam jeszcze ochoty na to, by opuszczać moją córkę. Bądź grzecznym chłopcem i ulotnij się, bo chcę z nią porozmawiać.
Ciemnooki zmarszczył brwi i bez wahania dobył Senbonzakury, a ostrze zatrzymało się tuż przed twarzą obcego.
- Chcesz mi coś zrobić tym kawałkiem metalu? - prychnął blondyn.
- Przestań - szepnęła ledwo dosłyszalnie Akane. Shinigami odwrócił głowę w jej stronę, po czym zmrużył oczy i lekko opuścił ostrze. Szarooka wyszła przed niego i stanęła naprzeciw mężczyzny. Jej twarz w większości przysłonięta była włosami.
- Jak śmiesz... - zaczęła drżącym z emocji głosem. Podniosła wzrok i spiorunowała go morderczym spojrzeniem. - Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy, po tym co nam zrobiłeś? Jak śmiałeś nazywać mamę dziwadłem, kiedy sam jesteś... jesteś czymś... uch! - przerwała i zatrzęsła się, nie mogąc zapanować nad złością. - Odejdź stąd! Po prostu mnie zostaw!
- Nie mogę - odparł poważnie Akane, kręcąc głową z nieco teatralnym smutkiem. - Muszę powiedzieć ci coś ważnego. Będziesz mnie tak trzymać w drzwiach czy porozmawiamy w środku?
- Właścicielki tego domu obecnie nie ma, więc nie mam zamiaru wpuszczać cię bez jej zezwolenia - orzekła oschle Mai. - Słucham cię więc.
Spojrzała ukradkiem na swego towarzysza, ten jednak milczał, wpatrzony uparcie w jasnowłosego. Najwyraźniej mu nie ufał i wcale się temu nie dziwiła. W jej sercu zakiełkował kolejny pączek sympatii dla tego apatycznego kapitana.
- Kochanie... należysz do grupy... bardzo niezwykłych LUDZI - ostatnie słowo wypowiedział ze szczególnym naciskiem, jakby chcąc zaznaczyć, że Byakuya jest tu "tym dziwnym".
- Jeżeli masz na myśli to, że widzę duchy, to nie jest to aż takie niezwykłe - burknęła Mai. - Raczej kłopotliwe.
- Należę do organizacji takich właśnie ludzi, która nosi nazwę "Shinsei". Każdy z nas posiada indywidualne... umiejętności bojowe.
- Umiejętności... bojowe? - zdziwiła się blondynka. - Zaraz... Byakuya, wyjaśnij mi to.
- Czy ja wyglądam jak przenośna encyklopedia? - zapytał retorycznie rozdrażniony czarnowłosy. - Nigdy nie słyszałem o Shinsei. Ci ludzie są dla mnie zupełnie obcy. Może to kolejna tajemnica, którą Seiretei chciało po prostu zagrzebać w ziemi...
Cała trójka zamilkła, gdy coś zaszeleściło. Z korony dębu stojącego w ogródku poderwał się duży kruk i pofrunął wysoko w niebo, po chwili znikając im z oczu.
- Twierdzisz... że należę do... tych ludzi? - zwróciła się do taty, teraz już zupełnie zbita z tropu.
- Oczywiście, kochanie. Jeszcze tego nie odkryłaś? - odparł ciepło bursztynowooki, zbliżając się do niej. - Zaprowadzę cię do nich. Na pewno ostatnimi czasy doskwierała ci samotność... słyszałem o twojej matce. Przykro mi.
Wyciągnął dłoń w stronę jej policzka, jednak ta brutalnie ją odtrąciła i cofnęła się, prawie opierając się plecami o Byakuyę. Pokręciła energicznie głową.
- Nigdzie nie idę - powiedziała spokojnie. - Przywykłam już do myśli, że zamieszkam w Soul Society, więc...
Twarz blondyna w momencie uległa zmianie. Spojrzenie nabrało szaleńczości, a usta wykrzywiły się we wściekłym grymasie.
- CO?! - wrzasnął. Pobiegł do niej, odtrącił ją na bok i nie zwracając uwagi na to, że Kuchiki jest od niego o pół głowy wyższy, chwycił go za poły kimona i zaczął mu się drzeć prosto w twarz:
- TY DRANIU! CO TY ZROBIŁEŚ MOJEJ CÓRCE?! ZAPŁACISZ MI ZA TO!
Ciemnooki wolno podniósł palec wskazujący.
- Bakudou nr 1 - Shou.
Blondyn odleciał dwa metry w tył i uderzył plecami o framugę drzwi frontowych,  osuwając się po niej na podłogę. Z jego czoła spłynęła strużka krwi.
Mai chwyciła się za głowę. Kiedy ojciec pchnął ją na ścianę, uderzyła się dość mocno, by przed oczami zaczęły tańczyć jej ciemne plamy. Po chwili poczuła, jak ktoś kładzie jej na twarzy chłodną dłoń i mówi:
- Zostaw ją w spokoju. Ona już nie jest częścią tego świata i ktoś taki, jak ty, nie może mieć na to wpływu.
- Jestem... jej ojcem... do cholery! - wycedził mężczyzna, próbując się podnieść na równe nogi.
- Jesteś w błędzie - oznajmił Shinigami, patrząc na niego z pogardą. Z jego dłoni zaczęło wypływać turkusowe, łagodne reiatsu. - Ojciec nigdy nie pozwoliłby na to, by jego córka choć przez chwilę została sama. Ojciec nie wiązałby się z kimś po to, aby spłodzić dziecko i zostawić kobietę zdaną na siebie. Ojciec nie wracałby do córki w taki sposób, chcąc jej użyć jedynie jako broni przeciwko Shinigami.
- Skąd... - wykrztusił złotooki, mrugając zawzięcie.
- Nie oszukujmy się - twoje intencje widzę jak na dłoni... A teraz wynoś się stąd i zostaw ją w świętym spokoju.
Blondwłosy mruknął coś pod nosem i odszedł wolno, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu.
- Shunpo? - spytał sam siebie kapitan, marszcząc czoło. Przeniósł wzrok z powrotem na Akane, która patrzyła na niego nieprzytomnym, lecz spokojnym wzrokiem. Najwidoczniej miała świadomość tego, co się wydarzyło i słyszała każde słowo. Uśmiechnęła się lekko.
- Dzię... dziękuję - szepnęła.
Byakuya odsunął dłoń od jej głowy i powiedział:
- Postaraj się jak najszybciej spakować. Weź tylko to, co na pewno będzie ci potrzebne. Myślę, że Seiretei jest teraz jedynym bezpiecznym dla ciebie miejscem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma