16 gru 2012

Rozdział dwunasty


Obszerny pokój wypełniało ciepłe, drgające światło płomieni z kilku świec zawieszonych na klinkietach ściennych. Na drewnianej podłodze leżały miękkie poduszki, a na nich spoczywało kilka osób w niewątpliwie podeszłym wieku, rozmawiając między sobą przyciszonymi, spokojnymi głosami. Zamilkli, gdy tylko drzwi rozsunęły się.
Byakuya przyklęknął w progu i skłonił się nieznacznie, po czym wstał i zapytał:
- Wzywaliście?
- Owszem. Nie musisz siadać, to zajmie nam tylko chwilę.
Mężczyzna posłusznie stał, w milczeniu taksując wzrokiem starszyznę klanu. Ogień z jednej ze świec tańczył w jego ciemnych oczach.
- Jakie rozkazy wydał ci Głównodowodzący w sprawie Akane Mai? - zapytał staruszek w purpurowym kimonie. Wyglądał na osobę bardzo zmęczoną życiem.
- Udzielić jej dachu nad głową, nadzorować jej trening, chronić i pilnować - odparł Byakuya wolno i wyraźnie, tak, by go usłyszeli.
- Rozumiem... - staruszek skinął głową kobiecie spoczywającej po jego prawej stronie. Ta podniosła głowę i rzekła wątłym, lecz surowym głosem:
- Ona jest człowiekiem, Byakuya. Pamiętaj o tym.
Kuchiki skłonił się po raz kolejny.
- Jeżeli to już wszystko...
- Ludzie to słabe istoty - wtrącił się do rozmowy kolejny członek starszyzny. Przejechał dłonią po krótkiej brodzie, a jego błyszczące niczym żarzące się węgle oczy utkwione były w głowie klanu. - Dbaj o to, co najważniejsze.
Dłoń kapitana drgnęła lekko. Rozchylił usta, chcąc coś powiedzieć, jednak widocznie się rozmyślił, bo odwrócił się na pięcie i cicho zasunął za sobą drzwi. Odwrócił głowę i zmrużył lekko powieki. Świtało.
                                               - - -
Mai w swoim, bądź co bądź, długim życiu, miewała wiele przebudzeń. Raz budził ją świergot ptaków, innym razem radosny śmiech matki, jeszcze kiedy indziej budzik.
Dziś obudziła ją szklanka lodowatej wody wylanej prosto na jej twarz.
Daisuke trząsł się ze śmiechu, dopóki blondwłosa nie zarzuciła na niego prześcieradła i powaliła go na podłogę, wydzierając się, że ktoś uczynił zamach na jego życie.
Byakuya wszedł do środka, a za nim wsunęła się Emi, patrząc na tę całą sytuację i najwyraźniej nie wiedząc, czy powinna się śmiać, czy też załamać ręce.
- Daisuke, mógłbyś w końcu przeskoczyć na wyższy poziom ewolucji i zacząć się zachowywać chociażby na tyle inteligentnie, żeby Renji nie mógł  się z ciebie naśmiewać? - powiedział pan domu cichym, acz pełnym grozy głosem, ignorując to, że Akane wciska jego bratu prześcieradło do gardła.
- Byakuya, zamknij go w klatce razem z jakimś wygłodniałym Hollowem! - wycedziła szarooka, a po chwili została przewrócona na drewnianą podłogę i mimo wszystko zaczęła się śmiać razem z młodszym Kuchiki.
- Patrz i ucz się, nii-san, tak się trzeba obchodzić z ruchliwymi dziewczęciami! - roześmiał się Daisuke i zaczął ją łaskotać.
- Jeżeli chcesz się z nią umówić na randkę, to nie krępuj się, ale bądź tak dobry i nie zrób jej krzywdy.
- Może kiedyś - parsknął niebieskooki, wstał i zwrócił się do leżącej na podłodze nastolatki:
- Byłaby z ciebie fajna siostrzyczka. Zamienię cię na Rukię.
- Wyjdź - wysyczał przez zęby Byakuya, wskazując mu palcem drogę.
- Hai, hai... Za grosz poczucia humoru!
Emi podeszła szybko do łóżka i zaczęła je ścielić, a kapitan zmierzył dziewczynę krytycznym wzrokiem i oznajmił:
- Ubierz się w coś wygodnego. Najlepiej w te swoje dziwne ubrania, które przytaszczyłaś tu z Karakury.
Mai przeturlała się na brzuch.
- Po co? - spytała zaskoczona.
- Będziemy trenować.
- A...ha.
- Ile jeszcze masz zamiar wylegiwać się na podłodze? Czekasz, aż zapuszczę tu korzenie, czy może twój nowy materac też jest niewygodny i wolisz parkiet?
Akane zmierzyła go urażonym wzrokiem.
- Wstałeś dzisiaj lewą nogą?
- Nie zwracam uwagi na takie detale.
Westchnęła w myślach. "A wczoraj był taki miły... Nie mogę nadążyć za jego humorami. A podobno to kobiety są zmienne..."
- Coś się stało, że jest taki niezadowolony? - zapytała pokojówkę, gdy mężczyzna wyszedł.
- Nie mam pojęcia, panienko - odpowiedziała jej Emi. - Być może coś go niepokoi. Zaraz przyniosę panience śniadanie.
- Emi... - zaczęła ostrożnie blondwłosa, gdy ta zbliżała się do drzwi. - Mów mi po imieniu, dobrze?
Rudowłosa odwróciła się, a na jej twarz wstąpił życzliwy uśmiech.
- Oczywiście, Mai-san.
                                              - - -
Gdy stawiła się w ogrodzie na tyłach posiadłości, Kuchiki czekał już na nią, oparty o wysoką jabłoń. Wyglądał na bardzo zamyślonego i wzdrygnął się nieznacznie, gdy wypowiedziała jego imię.
- Dobrze, że jesteś. Możemy zaczynać. Wybierz sobie jakieś drzewo.
- Drzewo? - zdziwiła się dziewczyna.
- Tak, drzewo, na którym będziesz ćwiczyć.
Mai po krótkim namyśle upatrzyła sobie wysoki klon i stanęła kilka metrów od niego.
- I co mam robić?
- Musisz sobie wyobrazić, że to drzewo próbuje cię zaatakować. Musisz obudzić w sobie emocje, które odczuwasz w chwili zagrożenia.
- Eee... ale to jest trudne...
- Jeżeli masz jakąś prostszą metodę, to proszę cię bardzo, masz wolną rękę - mruknął ciemnooki. - Możemy od razu przejść do treningu na Hollowach. Nie mam zupełnie nic przeciwko.
- ... A uratowałbyś mnie w razie czego?
- Nie.
- W takim razie zacznijmy od drzewa.
- Miło mi, że przystałaś na moją ideę.
Szarooka odwróciła się od niego i wbiła wzrok w ciemny pień. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie najpierw potężne, bezkształtne kończyny, wielkie cielsko, a na końcu białą maskę i spozierające zza niej żółte ślepia wypełnione głodem i żądzą mordu. Wstrząsnął nią niekontrolowany dreszcz, a po chwili usłyszała krótki świst. Otworzyła oczy. Na korze wyryta była skośna linia, jak gdyby ktoś przejechał po niej ostrzem miecza.
- Och - wydała z siebie krótki odgłos i uśmiechnęła się blado. "Czuję się jak adeptka szkoły magii" roześmiała się w myślach z sarkazmem. Nagle poczuła rwący ból w barku. a całe jej ciało ogarnęło nagłe zmęczenie. Jęknęła krótko i opadła na trawę. - Matko, myślenie jeszcze nigdy mnie tak nie wykańczało!
Byakuya jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzewo, po czym rzekł:
- Na co czekasz? Próbuj dalej.
- Co? Ale ja się czuję, jakby ktoś wypuścił ze mnie powietrze!
- Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że będzie łatwo?
Widząc, że arystokrata najwyraźniej nie ma zamiaru ustąpić, podniosła się na nogi i ponownie wyobraziła sobie paskudne stworzenie. Tym razem na pniu pojawiło się ledwie pięciocentymetrowe zadraśnięcie. Spróbowała trzeci. Nic się nie wydarzyło.
- Mój limit cudów jest na dzisiaj wyczerpany - mruknęła, czując, jak całe jej ciało odmawia posłuszeństwa. Mniej męczące było dla niej wbiegnięcie na strome wzgórze.
Mężczyzna wydawał się jej nie słyszeć, wciąż zapatrzony w rosły klon, jak gdyby był to wyjątkowo interesujący obiekt naukowy.
- Próbuj dalej - powiedział krótko.
- Halo, Ziemia do Byakuyi! Czy mnie słyszysz? Jestem WY-KOŃ-CZO-NA - powtórzyła z uporem, a jej powieki robiły się coraz cięższe.
- Masz 5 minut.
- ... Ty tyranie.
- Miło mi, że zapoznałaś się już z moim tutejszym przydomkiem.
Dziewczyna, leżąc na trawie z zamkniętymi oczami, zapytała sennym głosem:
- Po co to wszystko?
- Po jakimś czasie twoja moc powinna zacząć przybierać jakiś konkretny kształt. Wtedy dowiemy się, co konkretnie możesz kontrolować, co jest twoim atutem, umiejętnością i w jaki praktyczny sposób możesz to wykorzystać na polu walki.
- Czy wszyscy w Shinsei przechodzą taki trening? - westchnęła ze zrezygnowaniem, czując, jak pieszczą ją ciepłe promienie południowego słońca.
- Nie jesteś w Shinsei - odparł oschle Shinigami. - To po prostu ludzie, którzy są tacy sami jak przyjaciele Kurosaki'ego. Naturalnie, są niezwykli, ale...
- Co, wy jesteście silniejsi? - odgadła Akane z ledwo wyczuwalną nutą ironii.
- Dokładnie.
- Byakuya, coś cię dręczy?
Czarnowłosy przeniósł na nią chłodny wzrok.
- Nie, nic.
- Ale kłamiesz - stwierdziła bez ogródek.
Kapitan uniósł brwi.
- Skąd ten pomysł? - zaoponował.
Blondynka uśmiechnęła się drwiąco.
- Wydaje ci się, że jesteś nieodgadniony? Najwyższy czas wyprowadzić cię z błędu.
Tuż koło jej rozpostartej dłoni przysiadł samotny kos, wpatrując się w nią z widocznym zainteresowaniem. Gdy poruszyła palcem, poderwał się do góry i przysiadł na gałęzi klonu, nie spuszczając z niej wzroku przenikliwych, paciorkowatych oczu.
- Wstawaj. Minęło 5 minut - poinformował ją po chwili Kuchiki. Podniosła się z niemałym trudem i ponownie stanęła naprzeciw drzewa. Wyciągnęła przed siebie prawą rękę i zaczęła kręcić młynki nadgarstkiem.
- Co ty robisz? - zdziwił się szlachcic.
- Chciałam dodać do ataku jakiś swój oryginalny ruch. No wiesz, tak, żeby było bardziej "cool" - wytłumaczyła Mai. - Walka, przynajmniej w twoim wykonaniu, wygląda bardziej jak jakieś show.
- Może zajmiesz się widowiskowością, kiedy już nauczysz się w konkretny sposób kontrolować swoją energię duchową? - odrzekł rozbawiony mężczyzna. Nawet nie zorientował się, kiedy delikatny uśmieszek rozświetlił jego ponurą twarz.
- Hai, taicho! - Akane skoncentrowała się na celu i w momencie odcięła małą gałązkę z korony klonu.
- No, w takim tempie może już w następnym milenium będziesz w stanie zaatakować mojego brata...
- Cisza! Ja tu się próbuję skupić!
- Kuchiki-sama, Mai-san, przyniosłam coś do picia!
Głos Emi momentalnie oderwał ją od dotychczasowego zajęcia.
                                                 - - -
Wysoki szatyn stał na balkonie, wpatrując się w wysokie, zamglone szczyty gór z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. Długie, kasztanowe włosy powiewały lekko na delikatnym wietrze, a głębokie, łagodne, fioletowe oczy utkwione były w płynącej leniwie po niebie białej chmurze.
- Ty również to poczułeś, prawda? - odezwał się głos za nim.
- Tak.
- Kaoru-sama... Co oni zamierzają?
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Jak myślisz, Shizu?
Kobieta zawahała się i spuściła głowę.
- Chcą jej użyć przeciwko nam? - zapytała niepewnie.
- Niewykluczone. Myślę, że czas oczekiwania już minął.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Made by Schizma