25 sie 2013

Rozdział dwudziesty siódmy

Powietrze nad asfaltem falowało pod wpływem ciepła południowego słońca. Ulice Karakury świeciły pustkami. Ta sobota była jedną z tych, które ludzie woleli spędzać w zaciszu domowym, owiewani wiatraczkami i wachlarzami robionymi ze wszystkiego, co było pod ręką.
W miejskim parku panowała cisza z rodzaju tych leniwych, świadczących o tym, że nawet ptaki były zmęczone piątym już z kolei dniem upałów.
Pośrodku trawiastego placu rozległ się rozdzierający dźwięk. Przestrzeń przecięły pojedyncze pęknięcie, które rozrosło się w wysoką na dwa metry, ziejącą czernią dziurę. Ze środka wyszło po kolei trzech mężczyzn, każdy z nich ubrany w śnieżnobiały strój.
- Czy to na pewno rozsądny pomysł, by zjawiać się tu wbrew rozkazom Aizena-sama? - odezwał się wolno osobnik o długich, ciemnych włosach związanych w warkocz. Wydawał się być nieco zaniepokojony, ale i zaciekawiony nowym otoczeniem.
- Cykorzysz, Shawlong? - roześmiał się blondyn o długich włosach i klasycznych rysach twarzy. - Zawsze możesz podkulić ogon i spadać!
- Obaj pieprzycie jak wystraszone panienki - warknął Grimmjow z szerokim, dzikim uśmiechem na ustach. Obaj jego podwładni wiedzieli, że ta mina nigdy nie wróżyła niczego dobrego dla jego przeciwników. - Jestem tu, żeby wyrównać porachunki z tym lalusiem z dachówkami na łbie. Nie jesteście mi potrzebni.
Mężczyźni spojrzeli na swego przywódcę, wyraźnie urażeni, nie śmiejąc jednak się sprzeciwić.
- Jak chcecie, to możecie iść się zabawić z tym Kurosakim, do którego wasz Aizen-sama pała taką miłością!
Fraccionom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Obaj równocześnie ruszyli w stronę najsilniejszego reiatsu, zostawiając Grimmjowa na placu.



Gdyby drzewa miały głos, w jaki sposób oznajmiałyby, że czują potworny ból? Jak reagowałyby na tortury? Czy byłyby w stanie poruszyć ludzkie serca?
Jeżeli klon, na którym w to upalne popołudnie trenowała Mai, miałby głos, z pewnością w tej chwili wyłby z bólu.
- Cho-le-ra-niech-cię-weźmie-argh! - krzyczała dziewczyna, obdarzając drzewo kolejnymi seriami cięć przy użyciu czystego reiatsu. - Kiedy ty się w końcu zwalisz, co?!
Byakuya wpatrywał się w ciszy w poczynania swej podopiecznej. Nie dawał jej już wskazówek - zauważył, że sama złość i frustracja dają Mai coraz większą siłę, nie przysłaniając jej zbytnio oglądu sytuacji. Nie marnowała niepotrzebnie energii, co było rzadkością wśród początkujących wojowników, Kuchiki jednak trzymał swój podziw dla siebie. Wiedział, że przesadna pochwała obudziłaby w Mai arogancję. Tę samą, która doprowadziła jej matkę do tragicznej śmierci.
Wydawałoby się, że Akane już pogodziła się ze śmiercią matki. Wyglądała na normalnie funkcjonującą, energiczną dziewczynę. Mimo to służba często donosiła Byakuyi, że wieczorami z jej pokoju dobiegał tłumiony szloch. Mai wciąż walczyła z emocjami, próbując samodzielnie odepchnąć od siebie smutek i tęsknotę.
"Wbrew pozorom nie jest taka otwarta, jakby się wydawało" pomyślał arystokrata.
Akane wydała z siebie głośny okrzyk.
- Byakuya! Już wiem!
Czarnowłosy podszedł bliżej, nie mając ochoty porozumiewać się przy pomocy wrzasków.
- Co wiesz? - zapytał spokojnie, zaciekawiony.
- Moja moc! - odparła dziewczyna, nie kryjąc podekscytowania. - To cień! Mogę... ten, no....
- Słowo, którego szukasz, to "kształtować" - rzekł kapitan, patrząc na nią z politowaniem.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się Mai. - ... Czekaj, ty WIEDZIAŁEŚ?
- Tak - Kuchiki miał minę, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- I mi nie powiedziałeś?!
- Jaka byłaby w tym zabawa?
- TY ZNASZ SŁOWO "ZABAWA"?!
- Nie wszyscy zapominają prostych słów...
- Dobrze wiedzieć, że dalej jesteś wredny.
- Zawsze służę kąśliwą uwagą.
Mai machnęła ręką, jakby odpędzała od siebie natrętną muchę.
- Nieważne. Nie umniejszysz mojego sukcesu! - wypięła dumnie pierś.
- Nie śmiałbym - mruknął Byakuya, w duszy przewracając oczami.
Tak, z pewnością Mai miała dużo ze swoich rodziców.



Gdy dwójka jego towarzyszy zniknęła, Grimmjow przymknął oczy i odetchnął pełną piersią, wchłaniając nasycone duchowymi cząsteczkami powietrze. Tak wiele smacznej energii skupionej na tak niewielkiej przestrzeni... Karakura z całą pewnością była wyjątkowym miastem.
Arrancar ze wszystkich sił starał się wyczuć w pobliżu aurę należącą do Kuchiki Byakuyi i tej małej smarkuli, żadna jednak nie odpowiadała tej zakodowanej w jego pamięci. A niech to! Czyżby ta dwójka była już z powrotem w Soul Society?... A może by tak...
Błyskawicznie odwrócił się na pięcie i odparł ręką atak strumienia wody ze skoncentrowanym reiatsu. Przedramię zapiekło go, na przemian od chłodu wody i gorąca energii.
- Co do... - warknął i zaraz dostrzegł osobę stojącą kilkanaście metrów od niego z wyciągniętym przed siebie mieczem. Wąskie, przymrużone oczy wpatrywały się w niego ze skupieniem, a pełne usta były zaciśnięte w wyrazie zaciętości. Kruczoczarne włosy, poruszone nagłym podmuchem wiatru przysłoniły blade policzki.
- Jesteś jednym z Espady? - zapytała po chwili ciszy, podczas której nerwy Grimmjowa zdążyły wysłać około trzystu sygnałów mówiących o tym, jak bardzo jest wkurzony.
- Ta. Właśnie podpisałaś na siebie wyrok śmierci, Shinigami.
Palce czarnowłosej jeszcze mocniej zacisnęły się na rękojeści katany, która wyglądała jak wykuta z kryształów lodu.
- Nie jestem tu sama. Za chwilę przybędą posiłki - odparła Shayen ze stoickim spokojem. Za wszelką cenę starała się jawić jako pewna siebie i swych umiejętności, nie była jednak w stanie opanować lekkiego drżenia pocących się z nerwów dłoni. Dlaczego to akurat ona została wysłana do świata żywych, żeby się z nim rozprawić?
Grimmjow zaśmiał się pogardliwie.
- Nie wydaje mi się, ślicznotko. Jesteś tutaj samiutka jak psia kupa na pustyni.
- Coś o tym wiesz, co? - na twarz Sogi wystąpił kpiący uśmieszek. - Z taką fryzurą chyba nie masz za wielu przyjaciół.
Jaegerjaquez roześmiał się jeszcze głośniej.
- Wyszczekana jesteś! Myślę, że będzie trochę zabawy z walki z tobą.
Wyciągnął miecz i błyskawicznie natarł na oficer. Ta pisnęła ledwo dosłyszalnie. "Na Króla Soul Society, przecież to Espada! Zetrze mnie z powierzchni ziemi jak pyłek kurzu!" myślała gorączkowo, starając się jak najszybciej uchylać przed dzikimi atakami. "Może jeżeli jeszcze bardziej go sprowokuję, złość weźmie górę nad rozsądkiem... jeśli go w ogóle ma, jest dziki jak..."
Natarła ostrzem z prawej strony, chcąc przeciąć mężczyznę wszerz. Grimmjow zrobił szybki skok ponad nią i nim wylądował za jej plecami, zdążył klepnąć ją w pośladek. Przez cały czas uśmiech ekscytacji nie schodził z jego ust. Shayen stanęła jak wryta, zastanawiając się nad tym, co się właśnie wydarzyło. Espada w tym czasie kopnął ją w plecy, przewracając na trawnik.
- Gdzie się tak zapatrzyłaś, co, Shinigami? - powiedział, rozbawiony. - Wydawało mi się, że chciałaś mnie pokonać! Jak niby chcesz to zrobić? Gapiąc się na mnie?
- Zwykle tyle wystarczy, żeby znokautować mężczyzn - mruknęła Shayen, niezadowolona ze swej nieuwagi.
- Strasznych tam macie cieniasów - odparł z kpiną błękitnooki. - Wstawaj, Shinigami. Chyba nie chcesz umrzeć, leżąc na ziemi jak jakaś ciota?
- "Shinigami to, Shinigami tamto" - zaczęła czarnowłosa, próbując zyskać na czasie. Podniosła się i otrzepała ze źdźbeł trawy. - Może tak się przedstaw, żeby nasz pojedynek był walką na jakimś poziomie kultury?
Espada parsknął śmiechem.
- Jak chcesz. Jestem Sexta Espada - Grimmjow Jaegerjaquez - powiedział, wskazują na swoje plecy, gdzie widniała wytatuowana na czarno cyfra "6".
Czarnowłosa uśmiechnęła sie lekko.
- Mamy coś wspólnego. Szósta oficer trzynastej dywizji, Soga Shayen - wyprostowała się odważnie. Uniosła miecz ponad głowę i zamachnęła się, krzycząc: - Hari no Uzumaki!
Z kryształowego miecza wypłynęły wirujące strumienie wody, które natarły na Arrancara, siekąc powietrze. Ten uniósł szybko rękę i wystrzelił potężne Cero, które rozbiło atak. Drobinki wody rozbryznęły się na wszystkie strony, mocząc obojga przeciwników.
- Jesteś niezła - przyznał niechętnie Grimmjow, ścierając wierzchem dłoni wodę spływającą z włosów na czoło. - Ale wciąż różnica naszych poziomów jest jak między panterą a małym kociakiem.
- To miał być jakiś dowcip? - Soga spojrzała na niego z nerwową kpiną.
- Gdybyś więcej wiedziała, na pewno by cię rozbawił, laleczko - wyszczerzył się Espada. - Ale na twoje nieszczęście czas mnie goni i muszę kończyć naszą zabawę w kotka i myszkę.
- Wiesz co, te twoje kocie wstawki naprawdę nie są zabawne - roześmiała się Shayen. Gdzieś w środku niej obudziło się coś ciepłego, coś niemal... miłego? Czy nerwy w ferworze walki zaczęły jej płatać jakieś figle? Zaczynała czuć sympatię do faceta, który chciał ją zabić? Co to za pokrętna logika?
Grimmjow skoczył do przodu, zamachując się mieczem. Kobieta po raz kolejny zagapiła się i wstrzymała oddech, wiedząc, że nie zdąży uskoczyć. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie z przeciętym brzuchem, z którego powoli wypadały wnętrzności, plamiąc krwią trawę pod jej stopami...
W ostatniej chwili ostrze zmieniło trajektorię lotu, ledwo muskając jej ramię. Shayen najpierw spojrzała na swoje ramię, a zaraz potem przeniosła wzrok na Jaegerjaquez'a, jakby chciała bez słów zapytać, co właśnie się wydarzyło.
Mężczyzna wyglądał na równie zaskoczonego, co ona. Szybko się opamiętał, przekręcił tułów i wymierzył jej kopniaka w bok, posyłając ją w stronę najbliższego drzewa. Oficer odbiła się od pnia z cichym okrzykiem i zsnuęła się na ziemię, nie mogąc się podnieść. Jeszcze raz spojrzała na swojego przeciwnika. Obraz nieco się zamazywał bo mocnym zderzeniu z drzewem, ale wciąż była w stanie dojrzeć jego twarz. Był śmiertelnie poważny, wbijając w nią wzrok, który był mieszaniną wielu uczuć - nie była w stanie ich zidentyfikować. Nim jego sylwetka zdążyła wyostrzyć się w jej oczach, ten bez słowa zniknął z placu, pozostawiając ją samą, obolałą i zupełnie zdezorientowaną.



Schizmo, mam dla Ciebie tylko jedno słowo: "PRZEPRASZAM". Ostatnimi czasy zupełnie nie jestem zadowolona z tego, co piszę, nie wiem, jaka będzie przyszłość tego bloga... Ale miałam pomysł, więc czym prędzej go spisałam. Mam nadzieję, że Wam będzie się podobało choć trochę bardziej, niż mnie... Idę się emować do kąta. T.T

2 komentarze :

  1. Przepraszam, że Ci nie odpisywałam na sms ale telefon zostawiłam na łóżku a sama zajęłam się horrorem. Oczywiście, po przeczytaniu po raz pierwszy imienia "Grimmjow", przeturlałam się po całym domu.
    Co do twojego pytania - nie, nie było takiej informacji. Strasznie lubię przekomarzanie się Mai i Byakuyi. Oni są tacy słodcy >3
    Przeczytanie ostatniego fragmentu zajęło mi czasu dużo, bo co 5 słowo staczałam się z krzesła na ziem, gdzie kwiczałam ze szczęścia i znów wdrapywałam się na stołek. Według mnie Grimmjow był bardzo dobry, rewelacyjny i nic nie spieprzyłaś <3 Wręcz przeciwnie, sama bym tego lepiej nie napisała ;_; I przepraszam za ten brak infa o Shayen. Ale zapomniałam o jej mocy T.T
    Tylko szkoda, że tak krótko. Choć i tak na pewno przez najbliższe 10 lat będę czytała tą notkę >3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wkradło Ci się trochę chochlików:

    "przestrzeń przecięły pojedyncze pęknięcie" -> "przecięło"
    "Grimmjow Jaegerjaquez - powiedział, wskazują na swoje plecy" -> "wskazując"
    "Drobinki wody rozbryznęły się na wszystkie strony, mocząc obojga przeciwników." -> Nie wiem, czy tu jest błąd, ale tak dziwnie brzmi... xD Może powinno być "oboje"?
    "Obraz nieco się zamazywał bo mocnym zderzeniu z drzewem" -> "po..."

    Chochliki to paskudne stworzenia ><'

    A teraz randomowe refleksje :D
    HA Ukitake wiedział, kogo brać do oddziału, on na pewno też się zachwycił brzmieniem imienia Shayen <3 Nie no, w ogóle lubię tą Shayen, strasznie fajna jest xD
    Ja myślę, że to drzewo strasznie cierpi, a nikt nawet nie zadzwoni do Towarzystwa Opieki nad Drzewami, żeby to zgłosić >.<
    Byakuya to jest troll, tylko w ukryciu, taki troll offline :D Jestem ciekawa, czy oni już tak będą się przekomarzać do końca życia :P

    TAK! DALEJ, SHAW, IL!!! DOKOPCIE TRUSKAWIE!!! *w*

    Ekhem, notka była krótka, dlatego szybko ma być następna ^_^

    Pozdr.!
    Meg

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Made by Schizma