16 gru 2012

Rozdział czwarty


Odważyła się podnieść głowę i spojrzeć w górę, aby ujrzeć twarz przybysza. Od razu tego pożałowała - w oczach Arrancara widać było wyraźnie, że nie znał pojęć takich jak "litość" czy "honor". Na jego twarzy gościł szaleńczy uśmiech, a postawione do góry niebieskie włosy powiewały delikatnie na wieczornym wietrze. Ręce trzymał w kieszeniach, raz po raz spluwając na ziemię z pogardą.
- Jak się nazywasz, Shinigami? - warknął nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Jeśli masz zamiar ze mną rozmawiać, to zejdź tutaj - odparł mu spokojnym tonem czarnowłosy. - Widać, że Aizen nie nauczył was kultury...
- Aizen to tylko kolejny z waszego nędznego gatunku!
- Nie lubię się powtarzać.
Mężczyzna zazgrzytał zębami i popatrzył na kapitana z furią, po czym ruszył na niego z niesamowitą prędkością, dobywając katany. Byakuya powtórzył ten ruch i sparował cios, po czym wystawił rękę i rzekł:
- Hadou nr 33 - Soukatsui!
Gdy niebieski płomień zetknął się z Arrancarem, nastąpił potężny wybuch. Dziewczyna odleciała kilka metrów w tył, wpadając do stawu. Krzyknęła rozpaczliwie - nie mogła dotknąć stopami dna, a pływanie znaczyło dla niej to samo, co latanie - nieosiągalne. Wymachiwała rękami, licząc na to, że będzie w stanie wypłynąć na powierzchnię. Woda dostała się do jej płuc, a pod powierzchnią było tak ciemno, iż nie mogła dojrzeć, w którą stronę ma najbliżej do brzegu.
Ktoś chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął do góry. Zakaszlała, próbując pozbyć się resztek wody z przełyku i otrząsnęła się, patrząc, jak Kuchiki taksuje ją wzrokiem pełnym politowania i irytacji.
- Nie umiesz pływać?- zapytał oskarżająco.
- Wybacz mi, że jestem ssakiem lądowym - prychnęła rozeźlona. - Niestety na wuefie nie uczą nas stania na wodzie - dodała z sarkazmem. Szlachcic użył shunpo, żeby przejść na trawę i puścił jej rękę, mówiąc:
- Schowaj się gdzieś, bądź cicho i nie wtrącaj się do walki.
Arrancar wrzasnął rozeźlony, trzymając się za poparzony bok.
- Chodź tu, Shinigami!!! - zawołał. - Nogi ci powyrywam z...
Nie zdążył dokończyć, gdyż kapitan kolejny raz ruszył do ataku, tym razem mierząc się na jego głowę. Odskoczył w bok i wymierzył mu kopniaka w brzuch. Czarnowłosy rozbił się plecami o duże drzewo i jęknął niedosłyszalnie, zjeżdżając na ziemię po pniu. Podniósł się szybko i rozejrzał. Odetchnął z ulgą, widząc, że Mai siedzi schowana wśród drzew i krzewów kilkadziesiąt metrów dalej - przynajmniej na razie nie musiał się nią martwić i walczyć w spokoju.
- Skoro tak wielbisz swój kodeks rycerski, to się przedstawię - powiedział niebieskowłosy, idąc w jego stronę. - Jestem Sexta Espada - Grimmjow Jaggerjaques! Teraz twoja kolej, Shinigami.
Arystokrata ustawił swojego zanpakuto ostrzem do góry i odparł wolno:
- Kapitan 6. dywizji, Kuchiki Byakuya.
Grimmjow uniósł brew.
- Koleś, o ile dobrze wiem, to jeśli chcesz kogoś zranić, to musisz ustawić ostrze w jego stronę...
Akane stwierdziła w myślach, że gdyby Espada nie był ich wrogiem, to mogłaby go polubić.
- Chire, Senbonzakura.
Ostrze rozpadło się na miliony  płatków wiśni wirujących w powietrzu pomimo braku wiatru. Aleję zalała niesamowita poświata bijąca od każdego płatka, tworząc tańczącą grę świateł. Mai zachwycił ten widok - z całą pewnością każdy z przeciwników Byakuyi musiał być oniemiały tym widokiem i miał ku temu powody.
Jaggerjaques zaśmiał się złowieszczo i wystawił dłoń do przodu.
- Myślisz, że jeśli masz tyle ostrzy, to zdołasz mnie pokonać?! - przed jego ręką zaczęła się formować granatowa kula. - Zniszczę je wszystkie za jednym zamachem! Cero! - krzyknął, a potężny promień ruszył na Kuchiki'ego. Blondwłosa zacisnęła powieki, oślepiona jasnym światłem i uchwyciła się kurczowo brzozy, żeby uniknąć uniesienia gdzieś w dal przez siłę uderzenia. Wolała nie widzieć tego, co działo się z jej sojusznikiem, obawiając się trwałego uszczerbka na psychice. Kiedy wszystko ucichło, odważyła się otworzyć lekko oczy, po czym rozwarła usta ze zdziwienia.
Tarcza z płatków zaczęła się kruszyć, aż jasny pył całkowicie się rozwiał.
Kapitan nie miał na sobie nawet zadrapania.
- Ty...! - wycedził Grimmjow.
- Widać twoje ataki na mnie nie działają - odpowiedział spokojnie ciemnooki. - Hadou nr 4 - Byakurai!
Błyskawica pomknęła na Espadę. Ten jednak wyminął ją, użył sonido i pojawił się tuż za czarnowłosym, zamierzając się mieczem na jego tchawicę.
Akane wydała z siebie zduszony okrzyk protestu, wyskakując zza drzewa i biegnąc w ich stronę. Grimmjowa uśmiechnął się z satysfakcją, gdy w oczach Byakuyi odbiło się ostrze jego katany. Zdążył tylko krzyknąć:
- Uciekaj!
Czas jakby stanął w miejscu. Szarooka zatrzymała się kilka metrów od nich, patrząc z przestrachem na miecz, który dosłownie centymetr przed gardłem kapitana napotkał niewidzialną barierę.
Sexta zamrugał szybko, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości.
- Co do cholery?! - warknął. - Co to jest?!
Serce Byakuyi łomotało jak młot. Nie śmiał nawet drgnąć, obawiając się, że mogłoby go to kosztować życie.
                                                       - - -
- Ichigo! - krzyknęła Rukia w stronę rudego, gdy ten wylądował na ścianie wieżowca, uderzony przez Cero. Uchyliła się przed ciosem czarnowłosej Arrancarki w krótkiej spódnicy i machnęła swoim zanpakuto, mówiąc:
- Some no Mai: Tsukishiro!
Podopieczna Aizena została uwięziona w wysokim lodowym bloku, który po chwili rozpadł się wraz z nią na małe kawałeczki.
Niebieskooka zaczęła szukać wzrokiem Orihime, aby poprosić ją o uleczenie jej zranionego ramienia. Rzuciła krótkie spojrzenie Kurosaki'emu, który wygrzebał się z gruzów, mrucząc coś pod nosem i wystrzelił w swojego przeciwnika Getsugę.
Zeszła na ziemię i rozejrzała się; Inoue klęczała przy nieprzytomnej Matsumoto, próbując zasklepić ciętą ranę na jej brzuchu.
- Jak z nią? - zapytała czarnowłosa.
- Sądzę, że jej stan jest ciężki, ale stabilny - odparła cicho dziewczyna. - Wyzdrowieje.
- Uff... to dobrze - uśmiechnęła się Kuchiki. - Sądzę, że pójdę poszukać nii-sama.
- Myślisz, że wszystko z nim w porządku? - spytała z troską w głosie.
- Sądzę, że tak... - obie zaniemówiły, rzucając sobie znaczące spojrzenia. Obie to poczuły: nagły, chwilowy i silny przypływ reiatsu.
- Co to było...?
Rukia pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia... Może lepiej pójdę to sprawdzić.
- Jesteś pewna?... - Orihime popatrzyła na jej ranę.
- Co? - zdziwiła się Shinigami. - Aaaa... to. Nie przejmuj się, Porucznik Matsumoto potrzebuje pomocy bardziej niż ja.
Ruda zrobiła niemrawą minę i ponownie skupiła się na leczeniu Rangiku.
                                                        - - -
- Co... co się stało? - wymamrotała Mai, chwytając dłonią drugiego ramienia, aby powstrzymać silne drżenie rąk. Jaggerjaques odskoczył w tył i stanął wyprostowany, kipiąc wręcz ze wściekłości. Byakuya spojrzał na Akane, która widocznie była w tak ciężkim szoku, że nie mogła ruszyć się z miejsca. Patrzyła na niego wybałuszonymi oczami, poruszając bezgłośnie ustami i oddychając szybko. "Jeśli dam się teraz zdekoncentrować, przegram" skarcił się w myślach i machnął ręką tak, że przed dziewczyną wytworzyła się jasnoróżowa tarcza, sam zaś skierował resztę ostrzy na Espadę i po chwili oczekiwania zaatakował znienacka.
Powietrze było ciężkie i duszne od napływu reiatsu, które Grimmjow zaczął gromadzić wokół siebie. Trzymając rękę nad ostrzem zanpakuto, zaczął:
- Kishire...!
Zamarł w bezruchu, gdy usłyszał za swymi plecami charakterystyczny dźwięk. Znał go aż za dobrze. Przełknął głośno ślinę, opuścił miecz i z przestrachem spojrzał za siebie. Jego brwi momentalnie zjechały się w jedną linię, a zaciśnięte zęby niemal zgrzytały.
- Ulquiorra... - wycedził, jakby to słowo znaczyło dla niego tyle co ohydny, obślizgły robal.
Czarnowłosy Arrancar o wyjątkowo białej jak papier cerze naznaczonej na policzkach dwiema zielonymi liniami i bardzo spokojnych, sprawiających wrażenie smutnych oczach powiedział tylko:
- Aizen-sama każe wam wrócić.
Niebieskowłosy po raz kolejny splunął na trawę i obrzucił Byakuyę nienawistnym spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie, wbił ręce w kieszenie i wymrukując najróżniejsze obelgi przekroczył przejście do Hueco Mundo. Czarna dziura zasklepiła się i mężczyźni zniknęli.
Blondwłosa odetchnęła po chwili i zadarła głowę do góry. Wiatr wywołany falami energii duchowej rozrzedił ciemne chmury i teraz niebo usiane było milionami błyszczących z różną intensywnością gwiazd, niczym rozsypane na ciemnej tkaninie brylanty. Księżyc oblewał wszystko wokoło niesamowitą, srebrnawą aurą, oświetlając bladą. kamienną twarz Kapitana Kuchiki, który w tej chwili chował swą Senbonzakurę z powrotem do pochwy. Obdarzył ją przelotnym spojrzeniem i ruszył w stronę bramy, mówiąc:
- Chodź. Musimy zobaczyć, co z resztą.
Akane dopiero po chwili zorientowała się, że mówił do niej, zerwała się i pobiegła za nim. Gdy wyrównali krok, odważyła się zapytać:
- Co to było?
- Co masz na myśli? - odparł pytaniem na pytanie Kuchiki, próbując grać na zwłokę.
- To, co powstrzymało zanpakuto Grimmjowa przed zabiciem cię.
- ... - czarnowłosy przymknął oczy i westchnął ledwie dosłyszalnie. W końcu się poddał. - ... przypuszczam, że to samo, co rozcięło łapę tego Hollowa, który cię zaatakował.
Spojrzał na nią prowokująco, jakby chciał jej oznajmić "No, dalej, powiedz to, co masz na końcu języka".
- Czyli... to byłam ja?
Shinigami odwrócił wzrok.
- Tak sądzę...
- A...ha.
Nastąpiła długa cisza.
- Dziękuję... Mai - rzucił w końcu zrezygnowany mężczyzna i jakby na dowód nikłej wdzięczności spojrzał jej prosto w oczy. Wytrzymała to zimne, wyrachowane spojrzenie i uśmiechnęła się.
- I co byś ty beze mnie zrobił? - zaśmiała się złośliwie.
- Oszczędziłbym sobie trudu ratowania kolejnej zbuntowanej przeciwko światu nastolatki...
Akane w odpowiedzi z zamachu kopnęła go w kostkę.
                                                    - - -
W zaciemnionym, dusznym pomieszczeniu bez okien na podniszczonych, starych fotelach siedziało kilka osób. Jedna z nich trzymała telefon komórkowy przy uchu, po chwili zatrzaskując klapkę i odkładając go na bok.
- I co?... - zapytał ktoś z głębi pokoju.
- Nic - mruknął niski, głęboki głos. - Zero odpowiedzi.
Osoba stojąca przy drzwiach poruszyła się.
- Nie ma powodów do pośpiechu, Ruth. Na to przyjdzie czas. Już niedługo przyjdzie czas...

1 komentarz :

Obserwatorzy

Made by Schizma